Przemysław Chrzanowski, Witryna Wiejska: „Łapianka na obcasach” – na pierwszy rzut oka mało kto spodziewałby się, że za tą nazwą kryje się Koło Gospodyń Wiejskich…
Marta Łapińska – Przewodnicząca KGW „Łapianka na obcasach”: – Spotkało się kilka szalonych, młodych kobiet, napalonych na społeczną pracę, z głowami pełnymi pomysłów. Chcemy przełamywać stereotypy. Pokazać, że życie kobiety na wsi wcale nie musi być nudne i sprowadzać się wyłącznie do mieszania łyżką zupy.
Obcasy? Chyba wszystkim kojarzą się z kruchością, delikatnością, ale z drugiej strony z siłą i mocą, którą mają w sobie przebojowe kobiety. Gdy pracujemy, zakładamy białe trampki, ale gdy mamy święto, gdy organizujemy coś extra, wówczas pojawiają się kobiece sukienki, szpilki, makijaże. Mimo ciężkiej pracy związanej z organizacją różnych wydarzeń i niejednokrotnie przez to zarwanych nocy, potrzebujemy czuć się pięknie i kobieco. Dopiero wówczas mamy satysfakcję z tego, co zrobiłyśmy. To wszystko jest chyba związane z wnętrzem kobiety i zaspokojeniem jej zmysłu estetyki. Niezależnie czy będzie to dziewczyna z miasta czy ze wsi.
Długie piękne spódnice, zapaski, kwieciste wzory – z takim wizerunkiem kojarzone są powszechnie koła gospodyń wiejskich. Na to wszystko jeszcze i u nas przyjdzie czas. Na razie postawiłyśmy na uniwersalną biel i czerń – zarówno w ubiorze jaki i wyposażeniu siedziby. To nasze charakterystyczne barwy. A póki damy radę będziemy biegać w szpilkach i czerpać młodość pełnymi rękoma.
Z jakiego powodu młode, aktywne zawodowo, realizujące swe pasje kobiety decydują się na powołanie organizacji takiej jak KGW?
– Właśnie… aktywne zawodowo… do tego obowiązki domowe, dzieci… i przy tym wszystkim zaczęło brakować czasu na dawne pasje. Gdy zakładasz rodzinę, zmieniają się priorytety, ale i możliwości. Nie jesteśmy już wówczas sami dla siebie, więc trzeba znaleźć takie pasje, które pozwolą się samorealizować, ale i nie zaniedbać tego, co ważne. Chyba każdej kobiecie w pewnym momencie zaczyna brakować przestrzeni, odskoczni od codziennych obowiązków.
Jest też wspólny mianownik, który łączy założycielki naszego koła. Jesteśmy żonami strażaków z miejscowej OSP, więc połączyła nas pasja naszych facetów. W międzyczasie wpadłyśmy na pomysł, by założyć stowarzyszenie obok straży. Nie ukrywamy, że potrzeby budującej się strażnicy były ogromne, a stowarzyszenie umożliwiłoby sięgnięcie po środki zewnętrzne takie, które dla OSP nie są dostępne. Zawsze było jednak coś ważniejszego do zrobienia niż formalności i papierki. Ciągle towarzyszyłyśmy strażakom w różnych uroczystościach, pomagałyśmy – funkcjonowałyśmy trochę w ich cieniu, ale wiadomo, kobiety zazwyczaj są „szyją, która tym wszystkim kręci”.
I w pewnym momencie spacery z dziećmi na plac zabaw, czy wspólne spotkania na kawę przestały nam wystarczać. W głowie rodziły się różne pomysły na sformalizowanie naszej żeńskiej grupy. Ustawa o KGW spadła nam z nieba. To było to! Zrzeszenie się w formie koła gospodyń pozwala nam być blisko domu, na spotkania zabierać ze sobą dzieci, trochę rozpieścić mężów pysznościami, a przy okazji spełniać swoje marzenia. Staramy się zakładać sobie cele, które chcemy w przyszłości zrealizować, bo wówczas działamy z większą determinacją. Choć nie było tak od początku. Po fali uniesienia przyszedł etap zrezygnowania, do tego dołączył COVID i trzeba było nieco zmienić kierunki myślenia.
Zaistniałyście na fali wprowadzenia w życie nowej ustawy o KGW. W Waszym przypadku nie był to jednorazowy „skok na kasę”?
– Zdecydowanie nie. Na etapie rejestracji chyba bardziej niż sama możliwość otrzymania dotacji z ARiMR motywował nas fakt, że na terenie jednej miejscowości mogło zarejestrować się tylko jedno koło. Wiedziałyśmy, że albo zrobimy to tu i teraz, albo nigdy. Kwoty możliwe do otrzymania z ARiMR, choć dla jednych mogą być kuszące, to przy rozmachu z jakim działamy są dla nas dodatkiem. Bardzo potrzebnym, gdyż przy realizacji projektów często okazuje się, że brakuje jakiegoś sprzętu czy wyposażenia – a nie ujęłyśmy tego w budżecie. Wówczas te pieniążki są na wagę złota. Zrezygnowałyśmy z oficjalnej składki członkowskiej, gdyż i tak często angażujemy własne środki finansowe, a przede wszystkim czas. Wiemy, że bardzo dużo kół w Polsce, nawet i w naszej okolicy zarejestrowało się tylko dlatego, że skusiła ich rządowa dotacja. I na rozdysponowaniu tych środków, nie zawsze w rozsądnym kierunku, ich działalność się zakończyła. My ciągle piszemy projekty, zdobywamy granty i dotacje. Realizujemy zadania. Staramy się, tak planować działania projektowe, by w naszej organizacji, czy miejscowości zawsze pozostało coś trwałego. Sporadycznie pojawiamy się na jakimś festynie ze stoiskiem z żywnością regionalną. Dzięki temu wszystkiemu, jako organizacja jesteśmy finansowo samowystarczalne.
Spotkania towarzyskie przy plotkach i kawce to już nie to samo, co działanie w kole. Jak społeczna aktywność wpłynęła na wasze relacje?
– Znałyśmy się już wcześniej. Niektóre mieszkają tu od urodzenia inne przeprowadziły się do naszych wsi. Te znajomości przez lata ciągle ewoluują, dojrzewają. Dziewczyny przyjaźnią się między sobą, przebywają razem nie tylko przy okazji spotkań w KGW, dzielą radościami i smutkami dnia codziennego.
Oczywiście jak to w życiu bywa, w niektórych przypadkach okazało się, że w myśl zasady „dużo gadać mało robić” nie zawsze fajnie się pracuje z tymi samymi osobami, z którymi się plotkuje i dzielenie przyjemności nie jest tym samym co dzielenie obowiązków. Nie da się też oddzielić sfery prywatnej od działalności w KGW – jeśli robi się to z pasją i nie traktuje jako dodatkowego obowiązku. W organizacji musimy wiedzieć, że możemy na siebie liczyć, że jedna nie „wystawi” drugiej w ostatniej chwili. Jeśli podejmujemy się realizacji wspólnych działań, każda z nas musi mieć świadomość, że jest ogniwem, bez którego reszta maszyny nie pociągnie i się wypali.
Współdziałanie w kole to też odkrywanie potencjału. Staramy się wzajemnie motywować. Czasem na starcie dziewczyna nie potrafi powiedzieć o sobie niczego pozytywnego, a tym bardziej wyjątkowego, a za chwilę okazuje się, że drzemie w niej wielka energia, chęć działania i masa pomysłów. Wierzymy, że dzięki powstaniu naszego babskiego klubu zrodzą się przyjaźnie na cale życie.
Czym zajmują się członkinie „Łapianki na obcasach”? W jakie projekty się angażują?
– Może warto zacząć od celów jakie nam przyświecają. Staramy się inicjować działania na rzecz odnowy wizerunku wsi. Pragniemy zachować pamiątki po wcześniejszych pokoleniach. Próbujemy motywować społeczeństwo do aktywności, zachęcać do wzajemnej integracji. Przez wymianę doświadczeń i współdziałanie, wspieramy rozwój przedsiębiorczości wśród mieszkańców i dążymy do poprawy warunków ich życia. Niezwykle ważne jest dla nas wzmocnienie pozycji kobiet, dbałość o ich zdrowie, osobisty rozwój i łamanie tematów tabu- często poświęcają się dla innych, kosztem własnego, dobrego samopoczucia.
Dzięki wsparciu, które udało nam się uzyskać w ubiegłym roku w ramach konkursu na rozwój instytucjonalny Młodych Organizacji Pozarządowych doposażyliśmy nasze KGW i nadal poszerzamy swą działalność. Koło gospodyń oficjalnie funkcjonuje niecałe dwa lata. Mimo to, na swym koncie mamy różnego typu działania. W ramach jednego z pierwszych projektów dotowanych z „Podlaskie Lokalnie” zorganizowałyśmy warsztaty meblarskie, w rezultacie których strażnica zyskała nową kuchnie i meble na plac obok budynku. W międzyczasie zorganizowaliśmy przy przydrożnym krzyżu „nabożeństwo majowe” z udziałem scholi. Latem pomogliśmy w organizacji dnia dziecka oraz pikniku seniora.
Dzięki regrantingowi prowadzonemu przez Białostocki Ośrodek Wspierania Organizacji Pozarządowych ze środków pochodzących Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego, zasadziliśmy w miejscowości naszej siedziby aleję dębów. Jesienią przy aktywnym udziale strażaków, utworzyliśmy nowe podstawy gniazdowe dla bocianów. Koniec 2019 roku, dzięki programowi Funduszu Składkowego Rolników, minął nam na akcji ruch i zdrowie. Braliśmy również czynny udział w imprezach charytatywnych.
W marcu wspólnie z Wiejskim Domem Kultury urządziłyśmy huczny dzień kobiet dla mieszkanek naszych wsi, połączony ze świętowaniem pierwszych urodzin „Łapianek na obcasach”. I za kilka dni świat zatrzymał się w miejscu. Pałeczkę przejął COVID. Wraz z wybuchem pandemii stanęliśmy przed nie lada wyzwaniem- utrzymania działalności naszej organizacji mimo niesprzyjających warunków. Dotąd niezwykle aktywni, musieliśmy zmierzyć się z panującymi zakazami i obostrzeniami. Nagle wszystkie plany jakie mieliśmy na kolejne miesiące odeszły w cień.
Stanęliśmy przed pytaniem: co dalej? Inicjatywy zawieszone, spotkań z mieszkańcami brak, miejsca społecznie użyteczne zamknięte… Prognozy nie zapowiadały szybkiego powrotu do normalności dla całego społeczeństwa, a co za tym idzie społecznych organizacji. Podobnie jak większość KGW w Polsce zaangażowaliśmy się w szycie maseczek dla mieszkańców oraz środowisk medycznych. W naszych szeregach mamy również panów z OSP i wraz z nimi oferowaliśmy mieszkańcom swą pomoc w zrobieniu zakupów, czy załatwianiu niezbędnych spraw. Z jednej strony czułyśmy się spełnione, miałyśmy satysfakcję z tego co robimy, z tego, że możemy pomóc innym, że jakoś się odnajdujemy w tej trudnej rzeczywistości. Z drugiej strony czas ten napawał nas ogromnym lękiem przed tym, co wydarzy się dalej. Oczywiście obawialiśmy się o nasze rodziny, o nas samych, ale również o nasze Koło – o to jak będziemy funkcjonować jako organizacja i jak mamy realizować zadania statutowe nakierowane na drugiego człowieka, kiedy kontakt z tym człowiekiem jest utrudniony.
Dodatkową bolączka była dla nas informacja, którą otrzymałyśmy na chwilę przed wybuchem pandemii. Od momentu, kiedy Koło zaczęło swą działalność faktyczną jego siedzibą stała się strażnica OSP. Okazało się, że zapadła decyzja o przystąpieniu jednostki do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego, co wymagało spełnienia szeregu dodatkowych wymogów lokalowych. W budynku nie było miejsca dla nas wszystkich. Wiedzieliśmy, że w takich warunkach nie bylibyśmy w stanie działać swobodnie i realizować swoich zadań i planów tak, jak powinniśmy. Nie bardzo wiedziałyśmy gdzie mamy się podziać. Z dnia na dzień nasze Koło stało się „bezdomne”. Nie było łatwo zorganizować nowej siedziby – zamknięte urzędy, sklepy, utrudniony kontakt z kimkolwiek, kto potencjalnie mógłby nam pomóc. Podczas ślęczenia przy maszynie do szycia w głowach snułyśmy plany o własnym kącie.
Na szczęście wcześniej zaplanowane konkursy grantowe szły własnym trybem. Co chwilę pojawiały się informacje o nowych naborach. Racjonalnym wydało się ulokowanie naszej organizacji w WDK-u, wszak jako organizacja, mamy podobne cele i wiele razy przeprowadzaliśmy wspólne inicjatywy. Niestety pomieszczenia w świetlicy miały już swoje przeznaczenie, a ponadto wydawały być się zbyt małe dla naszego rozmachu. Wtedy wpadliśmy na pomysł, by z głównej sali wyodrębnić miejsce, w którym zrealizujemy marzenia o swej siedzibie. W tym momencie nie wiedziałyśmy jakie będą wyniki konkursów, na jakie zadania otrzymamy środki i czy pandemia pozwoli na realizację wszystkich zamierzeń. Do szczęścia brakowało nam w tym momencie dwóch rzeczy: zgody właścicieli i zarządców budynku (tj. miasta i gminy Łapy oraz Domu Kultury w Łapach) – na podjęcie działań oraz finansów na ich realizację.
Nie śmiałyśmy wyciągać ręki po pieniądze – wszak sytuacja dla nikogo nie była prosta, a ponadto bardziej lubimy dawać coś od siebie aniżeli brać. Dniami i nocami pisałyśmy więc projekty i składałyśmy je gdzie się da. Po chwili zaczęto ogłaszać wyniki i okazało, że wszystkie nasze pomysły otrzymały poparcie komisji konkursowych. I tak udało się otrzymać pieniążki z PROO5 – na sytuacje kryzysowe dla NGO – nasza „bezdomność” była dla nas ogromnym kryzysem i działalność koła „zawisła na włosku”. Przyszły też wyniki z „Podlaskie Lokalnie” 2020 – i wizje: utworzenia Wiejskiej Czytelni, doposażenia Centrum Aktywności Wiejskiej, czy organizacji warsztatów wokalnych przez grupę nieformalną, której patronowaliśmy – zaczęły nabierać realnych kształtów. Wisienką na torcie był grant od Funduszu Feministycznego na utworzenie u nas Klubu Kobiet. Za cel postawiłyśmy sobie wówczas zmianę świadomości, podbudowanie psychicznie kobiet i stworzenie bezpiecznego dla nich miejsca.W międzyczasie planowałyśmy już projekt „Reskie Historie” w ramach rozwoju wspólnot i społeczności lokalnych dofinansowany ze środków Urzędu Marszałkowskiego.
Jak to w życiu bywa, radość zaczęła mieszać się z zakłopotaniem. Wprawdzie udało się uzyskać granty, ale już realizacja tylu zadań w jednym czasie przerażała. Na szczęście dzięki determinacji zarządu, członków koła, przychylności władz, dyrekcji i pracowników DK, pomocy strażaków, sąsiadów i przyjaciół udało się zrealizować nasze marzenie. W sali Wiejskiego Domu Kultury Łapy Szołajdy stanęła piękna ściana, wyodrębniająca osobne pomieszczenie. Dzięki środkom z projektów udało nam się odmalować pomieszczenie, zakupić meble i wyposażenie niezbędne do utworzenia Wiejskiej Biblioteczko – Czytelni oraz miejsca przyjaznego spotkaniom Klubu Kobiet. Jednocześnie zyskałyśmy siedzibę naszej organizacji.
Jak odbiera Was środowisko lokalne?
– Mimo, że ludzie na wsiach znają się „jak łyse konie”, gdy pojawiłyśmy się jako „Łapianki na obcasach” troszkę się nam przyglądano, mylono z wcześniej działającymi organizacjami. Początki nie były proste. By zyskać zaufanie mieszkańców, musiałyśmy przekonać ich do tego co robimy. Teraz czujemy wielką sympatię, często słyszymy pochwały dla naszych pomysłów. Ludzie oferują swą pomoc. Są osoby, które w miarę możliwości pojawiają się zawsze na „atrakcjach” które oferujemy mieszkańcom – to dla nas znak, że robimy coś fajnego i potrzebnego. Mamy wielkie wsparcie w strażakach – nie tylko naszych mężach, ale i w druhach z Młodzieżowej Drużyny Pożarniczej. Zawsze możemy liczyć na ich siłę i odwagę. Praktycznie każda inicjatywa, która ma u nas miejsce opiera się o WDK Łapy Szołajdy, który zrzesza wokół siebie mieszkańców okolicznych miejscowości, głównie tych najmłodszych, a to przecież wśród nich pragniemy krzewić naszą lokalną kulturę, szczepić zamiłowanie do tradycji i obyczajów. Nie bez znaczenia jest przychylność władz, matczyna ręka Domu Kultury i świadomość, że mamy „zielone światło do działania”.
Lot balonem? Łapianki chcą sięgać gór?
– Mówili, że wszędzie nas pełno, że jeszcze chyba tylko „balonem nie leciałyśmy”. Więc ambicje wzięły górę i nie pozostało nam nic innego, jak unieść się nad ziemię i zobaczyć jak wygląda nasze miejsce z lotu ptaka. Pan pilot gdy nas zobaczył mocno się zmieszał. Przyznał, że przez cały czas od kiedy telefonicznie umówiliśmy lot, tu cytat: „Zastanawiałem się jak ja te starsze panie, w tych sukienkach do tego kosza wsadzę. A tu przyjechały laski” – dobry przykład na postrzeganie KGW. W tajemnicy powiem, że mamy wśród tych „lasek” babcię i to lada dzień „podwójną”- kto by pomyślał.
A co do lotu musimy przyznać, że było wspaniale. Wrażeń i widoków nie da się opisać. Byłyśmy tak podekscytowane, że było nas słychać nawet na ziemi. Podobno koguty przestały piać w okolicy po naszej wycieczce. Przy okazji spełniłyśmy swe marzenie. Mimo obaw i lęku wysokości przełamałyśmy strach. Lot był inauguracją powstania naszego Klubu Kobiet. Siedziba nie była jeszcze gotowa, więc urządziłyśmy sobie „wypad NAD miasto”. Skoro inne koła jeżdżą na wycieczki, to któż powiedział, że my nie możemy polatać balonem. To nie ostatni z naszych szalonych pomysłów. Daj Boże zdrowie, a będzie się działo.
Jak malujecie swoją przyszłość? W jakim miejscu chcecie się znaleźć za kilka lat?
– Jeśli chodzi o najbliższe miesiące zajmiemy się dokończeniem naszej siedziby. Mamy nadzieję, że już niebawem ruszymy z cyklicznymi spotkaniami Klubu Kobiet. Na czas jesienno-zimowy zostawiłyśmy domknięcie spraw związanych z projektem w ramach programu „Moje miejsce na ziemi”, na który otrzymałyśmy grant z Fundacji Orlen. Marzy nam się utworzenie wioski tematycznej, więc zmierzamy w kierunku ochrony miejsc żerowania bociana białego. Jesteśmy już po wizycie studyjnej w Europejskiej Wsi Bocianiej. Przed nami kolejne nowe gniazda, atrakcje dla najmłodszych.
Przedstawiciele naszego koła oraz staży, złożyli swe pomysły do programu „Dom kultury+”, w którym bierze udział nasz Łapski DK. Wnioski uzyskały aprobatę i w najbliższych miesiącach odbędą się ciekawe inicjatywy: „Druga zmiana po robocie”, czyli życie i praca wiejskich rodzin kolejarskich na tle nadnarwiańskich krajobrazów oraz „Niesamowite nazwisko, niesamowite miejsca, niesamowite historie…” czyli Łapińscy „pomiędzy-zjazdowo”. Wszytko to jest związane z miejscem i ludźmi którzy nas otaczają. Łapy są miastem, które narodziło się przy kolei, Łapy Rechy są kolebką rodu Łapińskich, a to wszystko w towarzystwie pięknej rzeki Narew. Będą wystawy, spotkania z historykiem, wspomnienia, a może i nawet wspólna potańcówka w klimacie lat 60-70. Zobaczymy. Niezależnie od naszego KGW tworzy się zespół wokalny przy Domu Kultury: „…kolej na Łapianki”- wiążemy duża nadzieję na współpracę z tą grupą. Mamy nawet osobowe powiązania, więc tym bardziej nasze inicjatywy będą się wzajemnie przenikały. Niebawem sesja foto, po raz kolejny chcemy zatrzymać w kadrze to co robimy dla potomności.
Perspektywa działań na kolejne lata? Na pewno planujemy powiększenie naszego zespołu o nowe osoby. Dzięki modyfikacji wzorcowego statutu swe działania możemy prowadzić na terenie wszystkich sołectw gminy Łapy. Wprawdzie skupiamy się głównie na terenie Łap Dębowiny i Łap Szołajd, bo z tych dwóch miejscowości są członkowie naszego koła, ale nie zamykamy furtki przed innymi miejscowościami i zapraszamy zarówno do udziału w naszych inicjatywach jak i do współpracy. Jesteśmy otwarci również na pomoc przy zakładaniu nowych KGW, czy udzielanie wskazówek związanych z dopełnianiem formalności na każdym etapie działania kół gospodyń. Kibicujemy młodym kołom z naszej okolicy. Chcemy wspierać nasz miejscowy WDK i OSP. Z pewnością nie zaniechamy dotychczasowych priorytetów. Na każdym kroku będziemy starać się dowieść, ze życie na podlaskiej wsi jest piękne. Na etapie oceny jest wniosek fundacji, która zaprosiła nas do partnerstwa w projekcie. Jeśli się uda, zaoferujemy „prawdziwą bombę” dla innych KGW, ale na razie nie będziemy zapeszać. Reszta to totalny „spontan”. Najważniejsze, jest to „żeby nam się chciało chcieć”.
***