Przemysław Chrzanowski, Witryna Wiejska: Jak na przestrzeni ostatnich lat zmieniły się realia piastowania najwyższego urzędu w gminie?
Tadeusz Kacprzak – Wójt Gminy Inowrocław: – Zmieniła się przede wszystkim komunikacja pomiędzy wójtem a mieszkańcami, dzisiaj partner po tej drugiej stronie jest bardziej świadomy. Kiedyś było inaczej. Gdy wygrałem wybory 9 lat temu, musiałem ludzi do siebie przekonać. Komunikacji praktycznie nie było, a jeśli była, to miała charakter teatralny, udawany. Postanowiłem to zmienić. Początki były trudne, niektórym się wydawało, że do wójta można wpaść i pomachać pięścią, że można mu wszystko wygarnąć. W takich sytuacjach nie wolno było się srożyć, trzeba rozmawiać. Ludzie uważają, że hałasem wymogą zmianę mojej decyzji, ale to ja zarządzam i ja jestem gospodarzem. Komunikację trzeba stale budować i robię to od początku, kiedy pracuję w samorządzie. Przypominam sobie, że na początku we wtorki miałem po 20 zapisanych ludzi ze sprawami, teraz przychodzi maksymalnie pięcioro interesantów. Mówią, że u mnie jest zimny wychów i gorące krzesła. Większość spraw załatwiamy błyskawicznie, ponieważ wcześniej dowiaduję się o co będą pytać i staram się przygotować, żeby nie tracić czasu. Poprzednicy zaniechali podejmowania decyzji. Ja mówię co się da zrobić, a czego nie. Codziennie staram się wypracowywać szacunek do organu jakim jest wójt oraz zaufanie do niego. Dbam także o to, by moje działania były przewidywalne i stabilne.
Wywodzi się pan z trzeciego sektora, dialog z organizacjami pozarządowymi to dla pana przysłowiowa „bułka z masłem”?
– Mam społeczne ADHD. W okresie kiedy byłem radnym założyłem około 20 stowarzyszeń na terenie naszego powiatu. Jeżeli ktoś miał pomysł, ja jechałem, pomagałem robić dokumenty, prowadziłem zebranie, zachęcałem, wspierałem przy pisaniu projektów. Wywodzę się z NGO-sów, dlatego nasza komunikacja jest absolutnie bezproblemowa. Znam ich sposób działania, ale też znam ich problemy. Stawiam się w ich pozycji, czuję jakie mają oczekiwania. Cały czas zdobywam nową wiedzę, prowadziłem stowarzyszenie, ale nie ukrywam, że wciąż się uczę. Zdarza mi się na przykład uczestniczyć w warsztatach trenerskich, związanych .z zarządzaniem ludźmi. Potem z tej wiedzy korzystam, co pozwala mi wejść na inne obszary komunikacji. Cennym doświadczeniem dla mnie była także funkcja sekretarza w gminie Inowrocław, kiedy byłem odpowiedzialny także za współpracę z NGO. Starałem się wówczas przekonywać wszystkie organizacje, że każde działanie ma mieć charakter oddolny, że to oni mają wiedzieć co i jak zrobią. Musieli zrozumieć, że biorą sprawy w swoje ręce.
Współpraca z przedstawicielami „pozarządówek” to jedno, ale z drugiej strony ma pan ludzi z całym wachlarzem problemów, artykułowanych na przykład podczas zebrań wiejskich. Jak pan z nimi rozmawia?
– Podstawowym warunkiem nawiązania takiego dialogu jest uczestnictwo zainteresowanego w spotkaniu. Dlaczego o tym mówię? Bo ludzie nie chodzą na zebrania wiejskie, a potem mają pretensje, że czegoś wójt nie zrobił.
Jeśli nie chcieli przyjść, bo woleli obejrzeć mecz, to mają do tego prawo. Ale powinni w konsekwencji uszanować te decyzje, które zostały podjęte podczas ich świadomej nieobecności. Wójt powinien z atencją podchodzić do wszystkich tematów podejmowanych na zebraniach, nie powinien nikogo zbywać. Moi mieszkańcy wiedzą, że ja nie wpadam na kwadrans na spotkanie, czy imprezę, zawsze jestem do końca. Uważam, że wójt powinien uczestniczyć w podsumowaniu każdego takiego wydarzenia i uczestniczyć w wypracowaniu konkretnych wniosków. Przyznam, że już teraz nie jeżdżę wszędzie, ale przez 7 lat uczestniczyłem w każdym ważnym dla gminy przedsięwzięciu. Dzisiaj jest szybciej, jedzie mój zastępca lub kierownik referatu. Pracownicy mają tą samą wrażliwość, to moi wychowankowie, nauczeni mojego sposobu działania.
To zaufanie budowane latami doprowadza do komfortowej sytuacji, w której można podejmować bezboleśnie niepopularne decyzje, mam na myśli na przykład likwidację szkół.
– To nie są bezbolesne decyzje. Zamykaliśmy sześć szkół filialnych, więc coś o tym mogę powiedzieć. Zawsze trzeba jednak zacząć od dyskusji, która poparta dobrymi argumentami uzmysłowi ludziom, że kilkuosobowe zespoły klasowe nie są dobrym pomysłem. W pierwszym roku mojej kadencji, nie było chętnych radnych do podjęcia inicjatywy zmierzającej do likwidacji szkoły, wziąłem to niejako na siebie. Ale trzeba było zmierzyć się z oczywistymi kwestiami. Co zrobić, żeby dzieci miały dobrze? Dokąd mają pójść uczniowie? Co zrobić z poszkolnym majątkiem? U podstaw ówczesnego działania były z mojej strony otwartość i wiarygodność, chodziło mi o to, żeby ludzie mieli minimum zaufania, że władza ich „nie roluje”. I się udało.
Niektórzy wójtowie trwają na swych stanowiskach po kilka kadencji, ale w dalszym ciągu poprawnej komunikacji społecznej nie wypracowali. Ma pan dla nich jakąś złotą radę?
– Przede wszystkim trzeba mieć czas dla mieszkańców. Koniecznie należy racjonalnie poukładać swoją pracę tak, by nie unikać interesantów i niczego nie załatwiać w pośpiechu. Należy zawsze jasno nakreślać swoje stanowisko, być prawdomównym i stabilnym w swoich przekonaniach. Dobry wójt nie może bać się konfrontacji z mieszkańcami, czemu winien dać wyraz podczas zebrań wiejskich. To wszystko buduje poprawną komunikację, gwarantującą codzienne zwycięstwa, do których dochodzimy metodą małych kroków. To z kolei przekłada się na sukcesy, dające komfortowe poczucie bycia dobrym włodarzem.
***