W Łubnicach (pow. wieruszowski) funkcjonuje Ogólnopolskie Centrum Orkiestrowe. To jedyne miejsce w kraju, które kompleksowo obsługuje „dęciaków”. A narodziło się z pasji jednego człowieka – Damiana Janasa – muzyka, kapelmistrza, dzisiaj biznesmena.
Przyjeżdżają tu ludzie z całej Polski a nawet zza granicy, by wybrać dla siebie instrument. Nigdzie indziej nie mają możliwości przetestowania kilkudziesięciu tub, czy trąbek. Manufaktura wytwarza własne części zamienne do instrumentów, których już nikt nie produkuje. Zatrudnieni tu rzemieślnicy są samoukami, gdyż w kraju nad Wisłą nigdzie nie kształci się specjalistów – serwisantów (najbliższa szkoła przygotowująca do zawodu mieści się w Lipsku w Niemczech).
– Na instrumencie dętym zacząłem grać jako dzieciak. Zamiłowanie do tego rodzaju muzyki zaszczepił we mnie ojciec udzielający się w strażackiej orkiestrze dętej. W konsekwencji sam do niej trafiłem. Miałem wówczas 15 lat i nagle muzyka stała się dla mnie najważniejsza. Grałem na puzonie, saksofonie, równolegle zacząłem kształcić się w szkole muzycznej. Niestety nie ukończyłem jej, bo jako dorastający chłopak miałem inne priorytety. Dlatego dziś nazywam siebie amatorem – mówi Damian Janas.
– W międzyczasie zacząłem się żywo interesować działaniem tych skomplikowanych instrumentów. Zachodziłem w głowę jak to jest, że dzierżąc w rękach sakshorn z zaledwie trzema wentylami jestem w stanie wydobyć z niego całą skalę dźwięków. Pierwsze doświadczenia miałem z instrumentem podarowanym przez nieżyjącego już członka naszej orkiestry. W niczym nie przypominał lśniących, sprawnie działających blaszaków. Mozolnie rozkręcałem, czyściłem i nieco po omacku doprowadziłem go do stanu używalności.
Pewne informacje dotyczące budowy i działania instrumentów dętych zaczęły się pojawiać w raczkującym wówczas internecie, ale prawdziwą skarbnicą wiedzy byli w tej materii fachowcy, zajmujący się ich naprawą. Pan Damian szukał z nimi kontaktu, jeździł, dopytywał, rozwijał wiedzę, naprawiając kolejne egzemplarze mozolnie budował swoją markę. A potem wspomniany internet błyskawicznie rozwinął się i radykalnie przyspieszył wymianę myśli, doświadczeń oraz kontaktów.
– To bezpośrednio przyczyniło się do powstania naszego serwisu. Sam nie byłem w stanie realizować spływających zamówień, trzeba było przyuczyć i zatrudnić ludzi. Dzisiaj nasz zespół tworzy 6 wykwalifikowanych fachowców. Warto zaznaczyć, że żaden z nich nie ukończył specjalistycznej szkoły, ponieważ w naszym kraju takowej nie ma (najbliższa zlokalizowana jest w Lipsku u naszych zachodnich sąsiadów). Tak samo jak nie ma żadnej manufaktury wytwarzającej instrumenty dęte. Ostatnią fabrykę, czyli warszawski Polmuz, zamknięto z początkiem lat 90. Dzięki samozaparciu i determinacji udało się nam zbudować pozycję ważnego gracza na rodzimym rynku. Ci, którzy niegdyś byli dla mnie skarbnicą wiedzy, obecnie szukają pomocy w mojej firmie – opowiada Damian Janas.
Łubnicki „Akord” zainwestował w formy i specjalistyczne maszyny, dzięki którym jest w stanie, jako jedyny w kraju, wytwarzać części zamienne do instrumentów dętych. Do wszystkiego tutejsi rzemieślnicy dochodzili metodą prób i błędów. Czasem, by osiągnąć cel, trzeba było zniszczyć dwa wiaderka materiału. – Początkowo zajmowaliśmy się mniej skomplikowanymi wyzwaniami: likwidowaliśmy wgięcia i lutowaliśmy rozszczelnienia. Pamiętam, że pierwszy palnik pożyczyłem od człowieka, zajmującego się na co dzień montażem rynien. Dzięki temu naprawiłem dwie trąbki, co pozwoliło mi na zakup własnego palnika. Potem przyszedł czas na bardziej skomplikowane, zegarmistrzowskie wręcz wyzwania. Radzimy sobie z regulacją klap w saksofonach, czy klarnetach, precyzyjnie ustawiamy wentyle. I za to cenią nas nasi klienci – z duma podkreśla pan Damian.
Zainteresowanych ofertą firmy w samej jej siedzibie jest na co dzień niewielu. Nic dziwnego, lwia część obrotu odbywa się w sklepie internetowym. Nabywcy interesują się nie tylko samymi instrumentami, ale i licznymi akcesoriami, czy nawet nutami. Kiedy jednak w grę wchodzą zakupy poważnego sprzętu klienci zaglądają tu osobiście. Przyjeżdżają z całego kraju. Dlaczego? Bo nigdzie indziej nie mają tak dużego wyboru instrumentów. Mogą na miejscu przetestować na przykład 20-30 tub. Niektórzy trafiają tu tylko po to, by dobrać odpowiedni ustnik. Jeszcze inni przywożą swój sprzęt, zostawiają go w rozliczeniu i biorą nowy.
Damian Janas całe swoje życie związał z muzyką orkiestrową. Pracował w orkiestrze jako instruktor, przez pięć lat był kapelmistrzem, nawet żonę poznał w orkiestrze. – Mogę powiedzieć, że to mój świat. Ja tu nie przychodzę do pracy, ja przychodzę realizować swoje marzenia. Robię to, co kocham. Czy trzeba czegoś więcej? –retorycznie pyta pan Damian.