O swoich doświadczeniach opowiada Beata Jakubiak, prezeska stowarzyszenia Wspólne Wójtowo.
Koło Gospodyń Wiejskich chodziło nam po głowie już od dłuższego czasu, miało stanowić uzupełnienie dla istniejącego już stowarzyszenia. Zależało nam na pewnej odrębności, na indywidualnym wizerunku, na kultywowaniu tradycji. Zawsze jednak brakowało czasu, energii i zaangażowania ludzi. Ministerialny projekt ponownie obudził w nas chęć do działania, nie ukrywam, że istotny był tutaj również aspekt finansowy.
Mamy nową świetlicę, ale póki co są to tylko mury, żadnego wyposażenia. Zaczęłam kombinować, że za pieniądze na zagospodarowanie nowego KGW, można byłoby urządzić kuchnię. Koło mogłoby mieć swoją siedzibę w świetlicy i wykorzystywać ten sprzęt do organizacji imprez środowiskowych, czy w celach edukacyjnych i warsztatowych.
Wszystko zaczęło składać się w spójną całość. Zrobiłam ogłoszenie i poszłam z tym do proboszcza. Pomyślałam, że to całkiem realne, że po tym jak ksiądz poinformuje o sprawie z ambony, zgłosi się co najmniej dziesięć pań. Tyle w myśl nowych przepisów potrzeba, by utworzyć koło.
I nie pomyliłam się, już pierwszego dnia zgłosiło się do mnie 13 mieszkanek naszej miejscowości. Wiedziałam, że z tak liczną grupą spokojnie mogę się rejestrować. Ale panie postanowiły jeszcze uruchomić pocztę pantoflową i popytały swoich sąsiadek. Tydzień później zostało zorganizowane spotkanie założycielskie, na którym stawiło się 25 kobiet. Pomyślałam, że z taką armią to i góry można przenosić. Ustaliłyśmy, że KGW nie będzie w niczym wyręczać istniejącego od dawna stowarzyszenia. Obie organizacje mają wspólnie działać na rzecz naszej małej ojczyzny i się uzupełniać.
W Wójtowie mamy mnóstwo pań, które zdradzają liczne talenty. Koło Gospodyń Wiejskich to dla nich szansa, by wyjść ze swoimi pasjami na zewnątrz. Kilka z nich uczestniczy w zajęciach Uniwersytetu Trzeciego Wieku, gdzie rozwinęły swoje umiejętności artystyczne. Są chórzyści, dla których przyjaznym miejscem może okazać się świetlica. Swój akces zadeklarowały również pani zajmujące się szeroko pojętym fitnessem. Poprowadzą dla członkiń KGW cykliczne zajęcia. Mamy także deklarację ze strony młodych mam, które pod egidą świetlicy i KGW chciałyby stworzyć coś w rodzaju ogniska, skupiającego kobiety i ich małe pociechy. Chcą cyklicznie spotykać się na kilkugodzinnych zajęciach, prowadzonych przez inicjatorki tego przedsięwzięcia, posiadające stosowne przygotowanie pedagogiczne. W ciągu niespełna miesiąca przynależność do koła zadeklarowały ostatecznie 43 panie. Co więcej, zainteresowało się tą organizacją nawet czterech panów. Chcą nauczyć się sztuki wędzenia wędlin oraz przygotowywania nalewek.
Koncepcja funkcjonowania Koła Gospodyń Wiejskich docierała się w naszych głowach, ale równolegle trzeba było stawiać czoła wymogom formalnym. O krokach, jakie trzeba było podjąć dowiedziałam się z publikacji zamieszczonej na facebookowej grupie Działamy Dla Wsi. Swoją wiedzę w tym zakresie pogłębiłam też na zajęciach Szkoły Liderów PAFW, gdzie nawiązałam kontakt z jednym z doradców, koordynatorów ds. tworzenia kół gospodyń z Kamienia Pomorskiego. Pełną dokumentację ściągnęłam z ministerialnych stron. Wiem, że wnioski można było również pozyskać z witryny Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
Kiedy zabraliśmy się za ich wypełnianie, natknęliśmy się na wymóg mówiący o tym, że można zarejestrować tylko jedno koło w danej miejscowości. A u nas przed laty działało KGW, na nasze szczęście funkcjonowało ono przy kółku rolniczym i nigdzie nie figurowało jako samodzielna jednostka.
Miałyśmy zielone światło, więc zabrałyśmy się za przygotowanie koniecznych dokumentów. Skorzystałyśmy tutaj z gotowych wzorów przygotowanych przez ministerstwo, wystarczyło zamieścić nasze dane. Tak właśnie powstał miedzy innymi nasz statut.
Potem zorganizowaliśmy wspomniane spotkanie założycielskie, podczas którego powołałyśmy zarząd, ustaliłyśmy wysokość składki członkowskiej. Po przygotowaniu wszystkich papierów trzeba było udać się do siedziby właściwego oddziału ARiMR. W naszym przypadku odległość ta była niewielka, bo tylko 6 km, ale były z nami panie, które musiały pokonać ponad 80 km, żeby załatwić formalności. To uciążliwe, bo nieraz trzeba poprawiać i dowozić dokumenty. Nie dało się załatwić tej sprawy od ręki, a za benzynę, czy bilety autobusowe nikt nikomu nie zwracał. O tyle dobrze, że podpisy można było częściowo zebrać wcześniej, do ARiMR nie musiał jechać cały zarząd.
W agencji dowiedziałyśmy się, że rejestracje KGW traktowane są priorytetowo i pewnie dlatego nazajutrz miałyśmy już numer koła. Kolejny krok to założenie konta bankowego. W każdym banku, który odwiedziłyśmy zażądano NIP-u, REGON-u i wpisu do KRS-u. Żaden z banków nie był przygotowany na obsługę KGW, po wyczerpującej krucjacie nasz wybór padł na BGŻ, gdzie zaoferowano nam darmowe konto. Mamy takie w stowarzyszeniu, więc i teraz na nie się zdecydowałyśmy.
Początkowo myślałyśmy, że pieniądze, które obiecano na zagospodarowanie kół będzie można rozdysponować w ciągu całego roku. Dowiedziałyśmy się jednak, iż koniecznie trzeba je wydać do końca marca i rozliczyć faktury. Problem w tym, że dotacje nie spływały na konta KGW w terminie, wiele kół musiało czekać tygodniami na przelewy. Dowiedziałam się, że w naszym przypadku może to potrwać do końca stycznia. Zaczęłam dopytywać, czy w tej sytuacji można jakieś zakupy poczynić akonto. Uzyskałam odpowiedź odmowną.
Wokół spraw finansowych jest sporo niejasności. Nigdzie nie sprecyzowano, że rządowa pomoc ma charakter jednorazowy. Nawet już po zarejestrowaniu kół, niektóre panie były święcie przekonane, że te kilka tysięcy będą od państwa otrzymywać co roku.
W sieci pojawia się także mnóstwo pytań o to, na jaki cel przeznaczyć przekazane środki. W założeniach tego programu stoi, że można je wydać na cele statutowe, czyli tak naprawdę na cokolwiek. I tu istnieje niebezpieczeństwo, że pieniądze, które mają pomóc w rozwoju kół zwyczajnie zostaną przejedzone. Słyszałam o spotkaniach integracyjnych, wyjazdach i imprezach. To nie prowadzi do niczego dobrego, myślę, że wiele z nowych KGW nie wytrzyma próby czasu. Mogą nie stawić czoła wymogom formalnym, dla wielu problemem jest prowadzenie uproszczonej księgowości. Wiem, że starsze koła chcą zmian w tym zakresie.
My mamy jasno sprecyzowane plany, mamy wcześniejsze doświadczenia w prowadzeniu organizacji pozarządowej i na tej podstawie wiemy, że przygoda z KGW nie jest jednorazowa. Mamy także atut w postaci nowego miejsca, wokół którego skupimy swoją działalność. Chcemy, by koło i stowarzyszenie się uzupełniały. Teraz o wiele łatwiej będzie nam sięgać po środki zewnętrzne, będziemy ubiegać się o nie niejako dubeltowo. Wierzę, że przy zaangażowaniu tak dużej grupy ludzi wszystko nam się powiedzie.
Wysłuchał: Przemysław Chrzanowski