O blaskach i cieniach prowadzenia pensjonatu w jednej z bieszczadzkich wsi opowiada Joanna Dąbrowiecka
Monika Kaczmaryk: Proszę mi powiedzieć, gdzie jesteśmy? Co to za wioska?
Joanna Dąbrowiecka: Znajdujemy się w Gościńcu Dębowa Gazdówka. Jest on położony 6 km od Ustrzyk Dolnych w miejscowości Łodyna. To niewielka wioska, pięćdziesiąt parę domów, ale pięknie położona, w środku Bieszczadów, u stóp góry Laworta, gdzie znajduje się jedyny w Bieszczadach wyciąg krzesełkowy!
Jeśli chodzi o samą wioskę, to mamy tu piękne szlaki rowerowe i spacerowe. Jest to doskonałe miejsce do zwiedzania Bieszczadów, bo można wyskoczyć i w stronę Zalewu Solińskiego, w stronę Połonin, albo w przepiękne Pogórze Przemyskie, czy też pojechać do Sanoka, gdzie warto zajrzeć do Skansenu. My jesteśmy mniej więcej w środku. Podstawową zaletą tego miejsca jest cisza, świeże powietrze oraz to, że jesteśmy blisko przyrody. Dwa kroki za domem jest las, wzgórze i dział wodny – taki potoczek, który jako jeden z niewielu w Polsce wpływa do Morza Czarnego – to taka ciekawostka.
Dużo jest do zwiedzania: np. 2 km stąd jest jedna z najstarszych, czynnych kopalni ropy naftowej w Łodynie. Jest też Ekomuzeum Hołe, czyli szlak na świeżym powietrzu, na obszarze którego można zobaczyć np. odtworzone, dawne słupy graniczne, starą chałupę bojkowską – chyżę, kopalnię, cerkiewki, rezerwat cisów. Szlak tworzy taką 20 kilometrową pętlę, którą można przejechać np. na rowerze. Spokój i cisza – to najważniejsze!
Co Dębowa Gazdówka oferuje klientom?
Przede wszystkim noclegi. Dysponujemy 50 miejscami noclegowymi, w pokojach jedno, dwu- i trzy-osobowych, mamy też apartamenty typu studio. Poza tym świadczymy usługi gastronomiczne. Zapraszamy do karczmy regionalnej, gdzie polecamy naszą tradycyjną kuchnię polską, jak i regionalną. Choć ciężko jest mówić u nas o kuchni regionalnej, bo na tym terenie był zlepek różnych narodowości: mamy dania kuchni bojkowskiej, łemkowskiej, karpackiej, galicyjskiej. Ze starych przepisów robimy dania po naszemu. Np. serwujemy zupę „Kisełyca” – z 6 przepisów, które znaliśmy, zrobiliśmy jeden i nasi goście ją bardzo chwalą.
Organizujemy dla gości święta na Wielkanoc, na Boże Narodzenie, przygotowujemy imprezy rodzinne, także wesela, biesiady, spotkania branżowe, imprezy integracyjne, grille, ogniska. Na przykład, ktoś chce przyjechać z grupą pierwszy raz w Bieszczady i pyta, co tu może robić? I ja takiej grupie przygotowuję cały pakiet atrakcji.
Mamy też swoją filię nad samą Soliną. Zrobiliśmy tam restaurację, gdzie regionalne jedzenie podawane jest na wagę.
Od kiedy działa Wasza filia nad Soliną?
W zeszłym roku zrobiliśmy tam restaurację. Goście mogą sobie sami przygotować danie, np. placek po bieszczadzku. Wyjątkowe jest to, że placek po bieszczadzku podajemy na fuczkach, a nie na plackach ziemniaczanych. Fuczki to ciasto zrobione na kapuście, jest delikatniejsze od ciasta z ziemniaków. W naszej filii nad Soliną oferujemy też „hamburgery” na proziakach – czyli na naszym, regionalnym pieczywie. Tak jak na Podhalu są moskole, to w Bieszczadach mamy proziaki – robi się je na sodzie. Na tych proziakach podajemy hreczanyki – to też miejscowe danie: kotlet mielony z kaszą gryczaną. Wszystko to robimy w kształcie „hamburgera”.
Jaką nazwę ma Wasza filia nad Soliną?
Nazywa się „Gazdówka Bieszczadzkie Smaki”. Znajduje się przy samej Zaporze. Wysyłamy tam naszych gości z Gościńca, którzy wybierają się nad Solinę.
Obserwuję od dłuższego czasu Pani działalność. Widzę, że to jest dobrej jakości przedsięwzięcie lokalne. Muszę zapytać, czy Pani działalność wynika z przypadku, czy z pasji?
Przyjechaliśmy tu 14 lat temu z Podhala. Na początku oferowaliśmy jedynie miejsca noclegowe, prowadząc agroturystykę. Potem się okazało, że tego jest za mało. A ponieważ ja na Podhalu prowadziłam restaurację, to stwierdziłam, że trzeba coś dobudować. I tak ciągle dobudowujemy coś, a teraz już remontujemy, bo to drewniany budynek, który ma swój urok, ale trzeba o niego dbać! Czyli nie zaczęłam od zera, bo już w rodzinie tak pracowałam od najmłodszych lat!
Generalnie, trzeba lubić to, co się robi i trzeba lubić ludzi. Z księdzem mamy dobre układy, bo ksiądz się modli o dobrą pogodę dla nas.
Ile osób Pani zatrudnia?
Zatrudniam 6 osób. Mam kurs pedagogiczny, więc szkolimy też stażystów. Poza tym uczestniczymy w realizacji takiego projektu pn. „Druga Szansa” – dla młodzieży niepełnosprawnej. Mamy zawsze po jednej osobie z tego programu.
Pani sama to wszystko organizuje? A czy rodzina Pani pomaga?
Jeśli chodzi o rezerwację to musi to robić jedna osoba, bo jak będzie więcej osób, to zrobi się bałagan. Rodzina może pomóc.
Na jakie cele przeznaczyła Pani pożyczkę z Fundacji Wspomagania Wsi?
Korzystam z tego programu pożyczkowego już po raz trzeci. Dowiedziałam się o nim od koleżanki, która prowadzi gabinet kosmetyczny, i która też z tego korzystała. Pierwszą pożyczkę przeznaczyłam na doposażenie pokoi, następną na dobudowanie karczmy, a trzecią – na zakup ciągu samoobsługowego do filii. Cały czas te pożyczki wykorzystywaliśmy na rozwój firmy.
Czy to jest dobra pożyczka dla przedsiębiorcy z małej miejscowości?
Bardzo dobra! Przede wszystkim nie ma dużo papierów: prosty wniosek i zabezpieczenie najczęściej w formie poręczenia. Poza tym jest to tania pożyczka i to jest jej największa zaleta! Ma też dobre spłaty, bo są one cały czas równe i tak jak mówię, jest pożyczką bardzo opłacalną, bo nie ma dużych kosztów, ani z udzieleniem, ani ze spłatą! Dla nas na terenach wiejskich jest to super oferta, polecam wszystkim!
Proszę nam podpowiedzieć, jak promować taki program? Gdzie pokazywać informację o tym programie?
Przede wszystkim w urzędach pracy, na terenie ośrodków doradztwa rolniczego – tam powinno być więcej tego typu informacji, gdyż tam się rolnicy spotykają, a także w miejscowej, lokalnej prasie, bo ludzie miejscowi ją czytają. Poza tym taka informacja mogłaby być u sołtysów. Zresztą reklama „od ust do ust” jest najlepsza, czyli kiedy jeden drugiemu coś poleci. Myślę, że zwykłe plakaty informujące o tych mikropożyczkach powinny być też w gminach, bo przecież wszyscy mikroprzedsiębiorcy muszą do tej gminy chodzić. I tam jest najlepsze miejsce.
Jakie są według Pani plusy i minusy prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce?
Plusy są takie, że człowiek jest zależny od siebie i sam decyduje, więc jeśli ma jakąś idee, to może ją realizować!
Nie ma jednak nic stałego, bo ciągle się wszystko zmienia, jak w kalejdoskopie! Poza tym minusy takiej działalności to przede wszystkim księgowość i papiery, których jest cała masa. Dzwoni do nas wiele firm, które próbują nam „wcisnąć” jakieś szkolenia, kursy. Trzeba strasznie uważać na naciągaczy, od nich się aż roi. Mam swojego BHP-owca, dzwonię do Urzędu Pracy, sprawdzam wszystkie wymogi, a i tak potrafią wcisnąć coś, co nie jest do końca potrzebne i co jest bardzo drogie! Inna sprawa – opłaty! Przedsiębiorca taki jak ja jest zobowiązany np. za 1 telewizor i radioodbiornik zapłacić oprócz abonamentu radiowo-telewizyjnego 3 dodatkowe opłaty: do Stoart-u, Zaiks-u oraz do Związku Producentów Audiowizualnych. A tych telewizorów w pensjonacie może być kilkadziesiąt i od każdego odbiornika musimy odprowadzić te 4 opłaty!
Potrzebna przedsiębiorcy informacja nie jest uporządkowana i udostępniana w jednym miejscu?
Przedsiębiorca musi te informacje znaleźć sam, bo przyjdą do niego na kontrolę i będą od niego tego wymagać! Niestety, często jest traktowany jak oszust! A te wszystkie wymogi i zobowiązania są tak rozbudowane, że przedsiębiorcy nie są w stanie tego udźwignąć. Np. chciałabym puścić muzykę regionalną na Solinie, ale musiałabym zrobić 5 opłat, więc kupuję muzykę bez licencji, która się zresztą nikomu nie podoba, ale po prostu nie jestem w stanie udźwignąć tych wszystkich kosztów!
W tej chwili jestem recepcjonistką, kelnerką, kucharką, zaopatrzeniowcem, pilnuję przeglądów, straże pożarne, elektryki, sanepidy. Współczuję młodym przedsiębiorcom, którzy dopiero zaczynają! Ja już prowadziłam restaurację, mam wykształcenie w tym kierunku, ale ktoś, kto zaczyna od zera – to ciężko mu w tym bałaganie się połapać. My np. nie narzekamy na współpracę z naszym Sanepidem, bo jak wchodzi nowy przepis, to panie z Sanepidu informują nas, żeby dostosować się do nowych wymogów. Ale tych wymogów jest bardzo dużo, np. musimy mieć zaznaczone alergeny, wartości energetyczne na każdym produkcie, próbki itd…
Inna rzecz, z którą się nic nie robi, to obniżanie jakości usług przez innych kwaterodawców. My też na początku mieliśmy agroturystykę, ale w związku z tym, że to rozbudowaliśmy – płacimy droższy prąd, droższą wodę, śmieci. Mamy te wszystkie zobowiązania. A jest wiele takich miejsc, np. agroturystyka z dwoma pokojami, do której przyjeżdżają dwa autobusy z gośćmi! Goście nie są zadowoleni z takich warunków i w ten sposób psuje się innym renomę. Ale nie ma „bata”, bo nad tymi ludźmi nie ma kontroli.
Jakie są Pani plany na najbliższą przyszłość?
Po zimie – mały remont: cyklinowanie podłóg, malowanie. Chciałabym też dofinansować punkt na Solinie, a tu w Gościńcu zrobić salę konferencyjną pod szkolenia, bo jest takie zapotrzebowanie. Chcemy też rozbudować plac zabaw, żeby dzieci miały weselej. Cały czas się coś robi, poprawia, rozwija. Dlatego pożyczki z FWW są bardzo pomocne. Teraz muszę spłacić jeszcze ostatnią pożyczkę. Ale dobrą rzeczą jest to, że jak mi zostanie mała kwota do spłaty i ją spłacę, to zaraz mogę brać następną.
Dziękuję za rozmowę!
foto: www.debowagazdowka.pl
Gościniec Dębowa Gazdówka w Łodynie koło Ustrzyk Dolnych
38- 700 Ustrzyki Dolne Łodyna 43
Tel. (13) 461-30-81
Tel. 691-631-634
mail:debowagazdowka@wp.pl
www.debowagazdowka.pl
***