Muzeum Młynarstwa i Wsi w Ustrzykach Dolnych. Czy prowadzenie prywatnego muzeum młynarstwa, to łatwy chleb w dzisiejszych czasach?

Rozmawiam z Bożeną Bałkotą – przedsiębiorczynią, właścicielką prawdziwego młyna. Młyn do niedawna mielił mąkę, a od 8 lat za sprawą rodziny Bałkotów mieści w sobie ciekawe muzeum młynarstwa i karczmę z kuchnią regionalną. Jest to ważna atrakcja turystyczna w Bieszczadach. Rozmawiamy o historii ratowania młyna, o trudnościach z jakimi musi borykać się prywatny właściciel ważnej części dziedzictwa kulturowego, które chce ocalić od zapomnienia. Rozmawiamy także o pasji, która musi towarzyszyć każdej inicjatywie gospodarczej i o konsekwencji w działaniu.

2muzeummlynarstwabudynekzaja3
Fot. Budynek Młyna w Ustrzykach Dolnych – odsłonięte fragmenty elewacji pokazują historię samego budynku.

Monika Kaczmaryk: Jak to się stało, że została Pani właścicielką Młyna w Ustrzykach Dolnych?

Bożena Bałkota: To było tak. Mieszkamy niedaleko stąd, jakieś 300 metrów. Mamy mały pensjonat, wynajmujemy pokoje. Chcieliśmy rozbudować pensjonat, tzn. zrobić w jego piwnicy kawiarnię. Staraliśmy się o pozwolenie na rozbudowę. Niestety sąsiedzi nam to uniemożliwili. Za każdym razem, gdy staraliśmy się o pozwolenie na rozbudowę – sąsiedzi stawiali weto. Ciągnęło się to jakieś 9 lat. To nie jest nawet spór – bo przecież, albo się buduje, bo się dostaje pozwolenie, albo się nie dostaje pozwolenia i się nie buduje. Nikt nie umie tego załatwić. A to są zmarnowane pieniądze podatników!

Wtedy jeszcze prowadziliśmy stoisko z pamiątkami. Pracowałam właśnie przy stoisku, dzwoni do mnie mąż i mówi, że znowu nie dostaliśmy pozwolenia na rozbudowę. Wtedy powiedziałam mężowi, że już nie chcę w tym domu nic więcej robić! Niech to zostanie tak, jak jest. Łzy mi napłynęły do oczu. Ale zaraz przyszła myśl: „kup sobie młyn”. I od razu powstała wizja, że w tym młynie będzie muzeum, a przy nim restauracja i pamiątki, czyli to co chciałam zrobić w pensjonacie, natychmiast „przeniosłam” tam.

1koniezezbozemswietochlebawarsztatyzaja3
Fot. Święto Chleba 2016 – sobota. Gospodarze wiozą do Młyna zboże. Inscenizacja.

Ale skąd taki pomysł? Czy myślała Pani o tym konkretnie Młynie na ulicy Fabrycznej w Ustrzykach?

Nie wiem. Wiele lat chodziłam z psem na spacer, przyglądając się temu budynkowi, ale bez sentymentu. Brzydki był. Z zewnątrz nie było to nic takiego, żeby się tym zachwycać! Pewnie gdzieś tkwił w mojej świadomości. Potem przez 3 lata widziałam ogłoszenie na siatce, że młyn jest do sprzedania. I z tego co wiedziałam, właścicielka miała kupców, którzy chcieli zrobić w nim hotel, czy warsztat samochodowy.

Czyli jednak coś „kiełkowało” w Pani głowie.

Gdzieś w tej głowie musiało to tkwić. I od razu, w ciągu 10 minut miałam całą wizję, jak to będzie wyglądało, więc zadzwoniłam do męża i mówię mu: „Słuchaj kupujemy młyn!”. „Ty chyba zwariowałaś!” – odpowiedział. „Na co Ci ten młyn?” Ja mówię: „Zrobimy w nim muzeum”. Mąż: „A czy Ty byłaś w tym młynie?” Mówię: „Nie byłam, ale na pewno tam wszystko jest drewniane i na pewno można tam zrobić muzeum”.

32zaja3
Fot. Fragment Muzeum Młynarstwa we Młynie. 

Mąż śmiał się ze mnie. Jak przyjechałam do domu, to cały wieczór myślałam o tym młynie. Powiedziałam córkom. One zareagowały podobnie jak mąż. Ale mi to już spokoju nie dało! To działo się w grudniu, 8 lat temu. W styczniu przyjechali znajomi ze Śląska. Wtedy już razem opowiedzieliśmy im o tym pomyśle. A oni nam pokazali w Internecie film – wirtualne zwiedzenie Młyna w Ustrzykach Dolnych. Mi nawet do głowy nie przyszło, że firma która wystawiła Młyn na sprzedaż, udostępniła takie wirtualne zwiedzanie. Jak ja to wnętrze zobaczyłam w Internecie, to już wiedziałam, że chcę zostawić wszystko, co w nim jest dla przyszłych pokoleń. Wtedy zaczęliśmy już tylko myśleć o tym, żeby to kupić. W każdym biznesie najważniejsza jest pierwsza decyzja. A druga sprawa – to konsekwencja.

I kiedy to się stało?

Młyn kupiliśmy w 2009 roku.

To był młyn państwowy czy prywatny?

Prywatny. Budynek tego młyna jest z okresu międzywojennego. Na początku była tu wytwórnia urządzeń wiertniczych, prowadzona przez firmę Glazor. Zajmowała się wydobywaniem ropy. Później odsprzedała to Hauserom. Oni w pierwszej wersji mieli tu stolarnię i przy tej stolarni – a były to czasy, kiedy wszędzie siało się zboże – zrobili młyn. I doprowadzili ten młyn do czasu wojny. A po wojnie zostali stąd wyrzuceni. Pani Hauserowa nie chciała tu przyjechać, ale w końcu dała się namówić wnukom. Zobaczyła młyn, a obok młyna jeszcze stoi ich rodzinny dom. Ale wnętrza młyna to już pani Hauserowa nie rozpoznała. Bo trzeba wiedzieć, że Ustrzyki po wojnie były pod Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich.

31zaja3
Fot. Fragment wyposażenia Muzeum Młynarstwa.

W 1951 roku Rosjanie oddali miasto. I wrócił młyn, ale był już pusty. W środku nie było żadnych urządzeń. Nowa władza przywiozła całe wyposażenie z ziem odzyskanych, gdzie było wiele poniemieckich młynów. I jak przyjechali z tym wnętrzem, to się okazało, że sprzęt nie mieści się na 3 kondygnacjach Młyna. I dlatego ostatni strop został obniżony i powstały 4 kondygnacje. Potem Młyn przejęło państwo. Zarządzała nim Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska,” a potem kupiła to pani Katarzyna Krupniakowa i prowadziła młyn przez 16 lat.

Czyli młyn funkcjonował bardzo długo w powojennej Polsce!

Właścicielka ściągała zboże z całej Polski. Długo mieliła. Dopiero w 2007 roku Młyn przestał działać. Pani Krupniakowa sprzedawała go 3 lata. Trzymała do końca całą moc 80kW w nadziei, że nowy właściciel uruchomi urządzenia. Czyli do końca nie chciała sprzedać komuś, kto chciał tu zrobić coś zupełnie innego. I ona była zachwycona naszym pomysłem! Chcę uwiecznić zdjęciami jej rodzinę i umieścić we Młynie, bo oni przez lata pracowali tu, i oni utrzymali go w dobrym stanie! To był ważny zakład pracy!

30zaja3
Fot. Fragment wyposażenia Muzeum Młynarstwa.

A czy obecny wystrój Młyna to autorska praca Waszej rodziny, czy ktoś z zewnątrz w tym pomagał?

Wszystko robimy sami. Gościliśmy tu już różnych projektantów i wszyscy podziwiają naszą pracę. Tu gdzie siedzimy teraz było pomieszczenie socjalne: toalety, łazienki. Trzeba było zrobić tu odwodnienie, wszystko skuwaliśmy. Myśmy odkryli urządzenia i deski, żeby były widoczne. Ja zresztą widziałam w Młynie to, co najfajniejsze. I Młyn nam to teraz oddaje. Nie ma w nim już wilgoci, pewnie jeszcze w zakamarkach jest mąka. Ale w końcu to Młyn.

16zaja3
Fot. Święto Chleba przy Muzeum Młynarstwa i Wsi w Ustrzykach Dolnych – dzień pierwszy: warsztaty pieczenia. 

Podejrzewam, że mąż włożył bardzo dużo swojej pracy w wygląd Młyna?

Gdyby nie on i jego praca, to by nie poszło tak dobrze. Firmę z zewnątrz wzięliśmy jedynie do rzeczy wykończeniowych, do posadzek.

A Pani mąż jest stolarzem?

Mój mąż skończył liceum urządzeń chłodniczych na statkach i okrętach…. A stolarka to jego pasja. Rzeźbił, malował, wszystko co nie jest typowe, to jego pasja. Remont Młyna trwał 9 miesięcy. Mówimy, że to nasze trzecie dziecko, bo wyrobiliśmy się w 9 miesiącach. Ale to „dziecko” najbardziej nas pochłonęło. Pracowaliśmy 24 godziny na dobę. Wszystkie drewniane elementy, które pani widzi, były białe, oblepione mąką.

6wialniazaja3
Fot. Święto Chleba przy Muzeum Młynarstwa i Wsi w Ustrzykach Dolnych – wialnia. 

To chyba było bardzo trudno oczyścić….

Praca Młyna została zatrzymana w 2007 roku. Dlatego, dwa lata później, jak właścicielka młyna wprowadziła nas do środka, to wszędzie było biało! A ja byłam tym faktem tak zachwycona. Ale jak zaczęłam sprzątać tę mąkę z kurzem, to miałam jej powyżej uszu! Choć muszę przyznać, że od początku nie widziałem żadnych mankamentów Młyna, miałam tylko wizję. Dobre jest to, że ja i mąż się uzupełniamy. Widzimy, co chcemy, wiemy, jak to ma wyglądać…

Takie myślenie projektujące to jest duża umiejętność…

Obydwoje to mamy. Mamy na 10 lat zaplanowane, co chcemy tu robić. Wiedzieliśmy, że nie od razu będą wycieczki, turyści. Otwarcie planowaliśmy na 10 lipca. Przed 10 lipca spaliśmy może 2-3 godziny. Napiekliśmy chleba, przygotowaliśmy smalec, wszyscy mogli zwiedzać za darmo. Nie spodziewaliśmy się jednak takiego zainteresowania! Rano o godzinie 10 tej do Młyna waliły tłumy! W tych pierwszych tygodniach było bardzo dużo ludzi. Jak wchodzili do środka, to byli zachwyceni, że tak można to miejsce przygotować!

Ale ile tu pracy włożyliśmy, to tylko my wiemy. W trakcie prac bywało różnie. Ludzie wchodzili i komentowali, że to się nie da sprzątnąć! W pewnym momencie poprosiłam męża, żeby nie wpuszczał ludzi, bo nas do reszty zdołują. Ja wiedziałam, co chcę i co mam zrobić! Ale denerwowały mnie komentarze typu ”oni tego nie zrobią”.

19zaja3
Fot. Święto Chleba przy Muzeum Młynarstwa i Wsi w Ustrzykach Dolnych – uczestnicy warsztatów pieczenia przygotowują własne wypieki. 

Opowiem o tej ostatniej sali, tam gdzie jest kawiarnio-karczma. Pierwotnie tam nie było nic, posadzka z podnośnikiem, bo tam było wsypywane zboże do takiego tunelu, potem to zboże się przesuwało do silosów. Zdecydowaliśmy, że to pomieszczenie wybudujemy na nowo. W sąsiedniej miejscowości, na Jasieniu, ksiądz dostał pozwolenie na rozbiórkę starej szkoły i ogłosił, że jeżeli ktoś chce, może sobie cegły odzyskiwać w zamian za rozbiórkę. I myśmy to wykorzystali. Z tej cegły ze starej szkoły wybudowaliśmy karczmę. Jak goście wchodzą to myślą, że tak było.

Bo to jest bardzo ładnie wkomponowane w budynek Młyna…

Mąż nawet przeniósł te drewniane bele ze starej szkoły i wbudował w ściany z cegły. A cegła pochodzi z 1863 roku. To jest austriacka cegła, nawet palce są na niej odciśnięte, bo kiedyś cegłę wyrabiało się ręcznie.

Czy te ściany, sufity i urządzenia, które widzimy na tej sali są oryginalne?

Urządzeń nie ruszaliśmy, ale cały spód trzeba było skuć, żeby zrobić odwodnienie. Ludzie lubią siedzieć pod tymi silosami, wstają, czasem uderzają się w głowę, ale dalej chcą pod nimi siedzieć. Sufit dorobiliśmy, bo tam tylko deski były i nie można było ogrzać tego pomieszczenia, więc musieliśmy ocieplić sufit. Zachowaliśmy starą elektrykę. Ona już nie działa, ale chcieliśmy to zostawić, żeby ludzie wiedzieli, jak wyglądały choćby stare przełączniki. Teraz trochę młyn zagraciliśmy, bo to co bieszczadzkie staramy się pokazywać np. książki, ulotki, rękodzieło.

Właśnie widzę, że mocno promujecie inne bieszczadzkie atrakcje

Tak, bo to ważne. Jak turyści zapytają naszego barmana, gdzie można zjeść dobrą pizzę, to barman ich wyśle na dobrą pizzę w Ustrzykach. Bo dla nas jest ważne, aby turysta wyjechał z Bieszczadów ogólnie zadowolony. Cóż z tego, że będzie u nas zadowolony, a gdzie indziej nie?! To wcale jeszcze nie znaczy, że do nas wróci.

Na początku miałam wizję, że zrobię w Młynie kawiarnię. Ale ludzie mi to od razu zweryfikowali. Jak weszli w te ciężkie wnętrza, to zapragnęli zjeść schabowego, karkówkę, golonkę i dania regionalne! Wprowadziłam te dania regionalne i to smakuje. Ale musimy się rozbudowywać, bo kuchnia jest bardzo malutka. Zaczątki tego już są. W Ustrzykach jest sporo miejsc, gdzie można dobrze zjeść. Ja nie chodzę i nie podpatruję, tylko szukam sobie sama przepisów. I tak powstają u nas np.: Klepak Młynarzowej, Kisełycia… Jak rozbudujemy tę kuchnię, to damy więcej dań regionalnych, tradycyjnych.

4mloceniezbozazaja3
Fot. Święto Chleba przy Muzeum Młynarstwa i Wsi w Ustrzykach Dolnych – młócenie zboża cepami. 

Mnie się marzy jeszcze, żeby w stolarni, która stoi koło Młyna zrobić salę biesiadną, i żeby tam organizować warsztaty. Ciągle mamy tutaj koncerty, zapraszamy wykonawców sami, albo artyści, którzy są w Bieszczadach, dzwonią do nas i chcą tu koncertować. Ja lubię muzykę niszową.

Czy to są koncerty otwarte? I czy ludzie przychodzą na takie koncerty?

Tak, choć czasem są bilety, a to zniechęca. A za coś fajnego trzeba zapłacić, przede wszystkim trzeba zapłacić temu artyście. Ale około 40 osób jest zawsze. Raz w miesiącu Teatr z Krakowa organizował u nas spotkania teatralne dla dzieci. Przychodziło 70 dzieci. Robimy takie rzeczy kulturalne, nie zarabiamy na tym.

W Młynie jest muzeum, które jest czynne cały rok?

Tak, od 10.00 do 22.00, czyli do kiedy czynna jest kawiarnio-karczma. Cały rok pracujemy, bez dwóch dni. Mamy bardzo dużo gości indywidualnych. Dzięki nim muzeum żyje. Turyści jak są w Bieszczadach to muszą tu przybyć. W księdze gości wpisują się – myślę, że szczerze. Nie mamy złych uwag, po wpisach widać, że są zadowoleni. Starsze osoby jak wychodzą to płaczą, wszystko sobie przypominają. Dla nas to jest wzruszające.

8piecchlebowyprzymlyniezaja3
Fot. Święto Chleba przy Muzeum Młynarstwa i Wsi w Ustrzykach Dolnych – piec wybudowany przez Janusza Bałkota.  

Mi jest szkoda, że w Polsce tak wiele zabytkowych miejsc się marnuje. Mamy tyle młynów i starych piekarni, ale to wszystko jest rozbierane. Nawet tu w Ustrzykach, po sąsiedzku idzie do sprzedaży taka dobra piekarnia, a przecież z tych dawnych pieców był najlepszy chleb! Tak mi smutno z tego powodu… Gdzie ta młodzież kiedykolwiek się dowie np. jak się mąkę mieliło? My np. mamy żarna, one cały czas pracują, bo turyści kręcą tymi żarnami i dlatego na bieżąco mamy swoją mąkę. Każdą starą rzecz, choćby deskę, element dawnej kołyski – jeśli wyrzucimy, czy wywieziemy na złom, to już koniec, tego już nikt nigdy nie zobaczy.

A ile tych starych, cennych rzeczy codziennego użytku wyjechało z polskich wsi…

Dla mnie jest ważne, żeby to zachować. Zawsze lubiłam stare rzeczy: tu znalazłam starą montewkę, tam stare chomąto i to wszystko zachowałam. Ja sobie zdaję sprawę, że nie wszystko się opłaca. Gdyby mi chodziło jedynie o pieniądze, to by tego w ogóle nie było. Bo kto w tych czasach robi muzeum? A my robimy. I my na tym muzeum nie zarabiamy. Ile tysięcy ludzi musiałoby przejść przez to miejsce, żeby ono się samo utrzymało?! Gdyby nie to, że są te duże sale na dole i karczma, które zarabiają, samo muzeum, by się nie utrzymało. To jest muzeum prywatne.

7dzieciprzyzarnachzaja3
Fot. Święto Chleba przy Muzeum Młynarstwa i Wsi w Ustrzykach Dolnych – żarna. Uczestnicy warsztatów mielą mąkę. 

Poruszę jeszcze taką kwestię. Gdy pytamy o możliwości dofinansowania naszego muzeum, to każdy nam mówi: nie możemy pomóc, bo to jest muzeum prywatne! Rozmawiałam tu kiedyś z osobami z urzędu ochrony zabytków. Zapytałam wprost: czy państwo pomagacie ludziom? I mówiłam o tym, że np. w Bieszczadach jest tyle starych chałupek, które już się walą. Czy nie można stworzyć jakiegoś programu, który zajmie się zachowaniem tych starych domów, np. na takiej zasadzie: pomożemy starszej właścicielce zrobić remont jej domu, ona będzie nadal sobie w tym domu mieszkała i pracowała, a od czasu do czasu zajrzą do niej turyści, zobaczą, jak piecze, jak pali w piecu. Ona będzie szczęśliwa, że ma z kim porozmawiać i opowiedzieć, jak dawniej się żyło!

Takiego programu bardzo w Polsce brakuje!

Dla właścicielki atrakcja i dla turysty. I jeszcze jakby państwo jej pomogło w tym remoncie! Ile takich domów, by się zachowało tutaj?! Ten turysta, by jechał do nas jak zwariowany. Czy nie można czegoś takiego zrobić?! A nie tylko mówić, że my nie możemy nic zrobić! W takim razie, ja się pytam, po co jest taki urząd? Tu się walą te budynki, które są pod konserwatorem, bo nikt tego nie remontuje.

Nikt nie pomyśli o tych ludziach, którzy sami chcą coś zrobić, tylko się mówi, że nie można im nic dołożyć, bo to jest prywatne i prywaciarz się dorabia. Pytam się, które państwowe muzeum się samo utrzyma?! W takim razie, jak to prywatne muzeum ma się utrzymać? Z czego? Z biletów? Ktoś mnie tu zwolni z podatku? Będę co prawda pisać do naszych radnych, żeby mi obniżyli podatek, bo to jest 1000 metrów kwadratowych!

Płacę za to tylko, że stoją tu eksponaty i za to, że goście sobie tu przechodzą! A przecież te eksponaty stoją tutaj przede wszystkim po to, by je zachować dla następnych pokoleń! Jakbym miała niższy podatek, to zacznę inaczej funkcjonować, np. odłożę sobie np. na remont dachu, który zaczyna przeciekać. Nie ma takiego prawa, które pozwala pomóc ludziom, którzy chcą zachować coś dla następnych pokoleń!

Chyba nie ma jeszcze takiego priorytetu w polityce państwa, aby pomagać w ocalaniu zabytków kultury materialnej na różne sposoby….

I prawda jest dziś taka, że jeżeli człowiek się decyduje na ocalanie tradycji dla przyszłych pokoleń, to nie może liczyć na pomoc od państwa, tylko wyłącznie na siebie! Ale szkoda, że w Polsce nie pomagamy takim osobom!

Wiele osób, z którymi rozmawiam, o tym mówi…

Bo wtedy byśmy mieli fajne miejsca, które tworzyliby ludzie z pasją. Dla nich byłaby to pasja, a nie praca! Tu jest ten problem..

3bozenabalkotawitagospodarzyzezbozemzaja3
Fot. Święto Chleba. Właścicielka Młyna – Bożena Bałkota z bukietem polnych kwiatów wita gospodarzy, którzy przywieźli zboże do młócenia. 

Chciałam jeszcze zapytać o organizowane przez Młyn Święto Chleba, które zapoczątkował i organizował w swoim gospodarstwie agroturystycznym pan Roman Glapiak. Jak to się sprawdza tutaj, bo miejsce dla takiego święta jest wymarzone…

Romek Glapiak – właściciel gospodarstwa agroturystycznego z Dźwiniacza nas zaskoczył, bo w maju 2015 roku powiedział nam, że już nie będzie robił Święta Chleba u siebie, w gospodarstwie. Myśmy na szybko to organizowali! Mąż budował piec. W tym roku piec już się świetnie sprawdził. Wchodzi do niego 25 bochenków chleba. Święto Chleba organizujemy dopiero drugi rok, więc jeszcze nie wszyscy wiedzą, że to jest u nas dwudniowa impreza, i że w pierwszy dzień organizujemy warsztaty pieczenia.

Myślę, że z roku na rok coraz więcej osób będzie w nich uczestniczyło. W drugi dzień Święta Chleba są występy zespołów ludowych i w tym dniu było bardzo dużo gości. Mieliśmy przygotowanych 400 miejsc siedzących i wszystkie były zajęte. Dużo osób stało, poza tym wiele przyszło na chwilę, np. na jakiś zespół. Graliśmy do godziny 22.00.Rozdaliśmy około 400 chlebów. Smalec dostaliśmy od firmy.

9bozenabalkotawsroduczestnikowwarsztatowpieczeniazaja3
Fot. Święto Chleba – warsztaty. Bożena Bałkota z uczestnikami warsztatów pieczenia bułeczek.

Chleb był wyśmienity w tym roku! W przyszłym roku chciałabym rozwijać te warsztaty! Ludzie biorą dzieci, młócą cepami, w żarnach mielą, sami sobie robią bułkę. Mnie by zależało na tym, żeby zaangażować np. wiejskiego gawędziarza, który będzie to wszystko prowadził, żeby to było w formie przedstawienia.

Skąd mieliście piekarza?

Z piekarni, która będzie likwidowana. No i Roman Glapiak – pomysłodawca Święta Chleba – upiekł nam 100 chlebów.

Na liściu?

Nasze chleby też były na liściu, jak u Glapiaka. Tylko myśmy wyrabiali ciasto maszyną. Taki chleb leży 4 dni i nic mu nie jest. Powiem, że Święto Chleba nas kosztuje sporo wysiłku. My jesteśmy tylko dwoje, dołącza się córka. Muzeum przymykamy. Przez Święto Chleba nie mamy większych utargów. Restauracja pracuje swoim tempem, jest w zasadzie to samo, co zawsze. Święto Chleba udało się zorganizować dzięki pomocy ze strony Urzędu Miasta i Gminy Ustrzyki Dolne.

13zaja3
Fot. Święto Chleba – warsztaty pieczenia. 

Czy na stronie internetowej można zrobić sobie wirtualny spacer po Młynie?

Można w Googlach wejść, obejrzeć dół i wejść do karczmy (MUZEUM MŁYN). Góry nie pokazujemy, bo trzeba tu jednak przyjechać, a nie wszystko pokazać w Internecie.

Bo trzeba tu przyjechać i to zobaczyć!

Chcemy to medialnie wzbogacić, dodać dźwięk maszyn i film, jak to mielenie zboża wyglądało we Młynie. Na każdej kondygnacji damy ekran i puścimy film. Jak kupiliśmy Młyn to po pierwsze nagraliśmy pracę Młyna na płycie dźwiękowej oraz film video z pracą urządzeń. Co prawda dobrej jakości film video pożyczyliśmy jakieś stacji telewizyjnej i to już do nas nie wróciło…. Jak goście będą iść przez muzeum, to na każdej kondygnacji będą słyszeli inny dźwięk oraz oglądali film pokazujący, jak pracowały dane urządzenia.

Chciałam zapytać, czy dzieci pomagają w tym przedsięwzięciu?

Jak kupiliśmy ten Młyn, to córki stanęły na wysokości zadania! Np. stanęły za barem, doglądały wszystkiego! Starsza córka założyła stronę na Facebook’u i ta strona ładnie pracuje. Córka młodsza zdecydowała się zostać z nami i pomóc przy Młynie. Chciałabym, żeby ten młyn mógł funkcjonować, żeby mógł mieć płynność finansową i jeśli ja sobie zostawię parę groszy na wycieczkę zagraniczną, to będę szczęśliwa. On daje satysfakcję nam i ludziom. A my jesteśmy obydwoje szczęśliwi, zadowoleni, że to mamy.

15zaja3
Fot. Święto Chleba – warsztaty pieczenia. Bożena Bałkota z córką i uczestnikami warsztatów. 

Uważam, że człowiek powinien coś po sobie zostawić, tak jak mówił podczas ostatniej wizyty w Polsce Papież Franciszek. Mąż mówi do mnie: „Widzisz, a Ty po sobie zostawisz Młyn”. A ja do niego mówię: „A przy okazji i ty też coś zostawisz.” [śmiech]. Trzeba robić to, co się lubi.

Aby przywrócić taki Młyn do życia w formie muzeum, to trzeba sporo zainwestować. Czy mogę zapytać, skąd mieliście Państwo fundusze na ten cel?

Załatwiliśmy kredyt komercyjny. Oczywiście moglibyśmy pisać projekty i starać się o dotacje, ale – albo by te projekty przeszły, albo by nie przeszły. A nam chodziło o to, żeby to jak najszybciej otworzyć, aby to na siebie zarabiało i w trakcie planować dalsze zmiany. Bo np. z Unii, nie wolno zacząć prac przed otrzymaniem dotacji.

I czy to była dobra droga?

Tak. Bo gdyby były pieniądze z Unii zrobilibyśmy pewnie to od razu. Ale teraz mamy więcej czasu na przemyślenie. Wiemy już, że trzeba iść w tradycję, bo ją trzeba ratować, co jakiś czas coś sobie dodajemy, coś zmieniamy. I dlatego zdecydowaliśmy się na ten kredyt, żeby to jak najszybciej zaczęło funkcjonować.

Ale też nie od razu człowiek wszystko wie. W pierwszym roku zatrudniliśmy więcej osób, bo była taka możliwość z biura pracy na uruchomienie stanowisk. Potem, w następnym roku trzeba było osoby zostawić i sfinansować ich wynagrodzenia.

29zaja3

Gości w pierwszym roku nie było dużo, to trzeba było płacić za reklamy, żeby promować to miejsce. A raty kredytu były bardzo wysokie! I było ciężko. Wynagrodzenia, ZUS-y, podatki, raty. Po trzech latach bank wypowiedział mi umowę! Dopuściłam do tego, bo innej opcji nie miałam.

Stwierdziłam, że bank musi mi pomóc, albo mi zmniejszy raty, albo niech sprzeda Młyn. Napisałam do nich list z prośbą. Zrobiłam im wyciągi, ile ludzi tu miesięcznie przychodzi, jaką mam dzienną sprzedaż. Tłumaczyłam, że to wszystko ma sens, że ja w to wierzę, i że gdyby były mniejsze raty, to ja w końcu złapię płynność finansową. W dzisiejszych czasach wybudować piękny hotel można w chwilę, tylko po jakimś czasie budują się piękniejsze, a tamte tracą na wartości. A nasz Młyn nie traci na wartości! Historii nie da się zbudować w miesiąc. Historię budują pokolenia! Ten budynek zyskuje z czasem na wartości.

Po miesiącu zadzwonili z banku, że dają mi szansę: zmniejszają raty i wydłużają okres spłaty. I dzięki temu już od 4 lat nie spóźniłam się z ratami. Bo przy takim biznesie, kiedy się zaczyna, cały czas trzeba wybierać, co zapłacić: czy najpierw ZUS czy podatki. Ja najpierw płacę ludziom. Bo pracownik powinien dostać wynagrodzenie, a reszta niech poczeka. Podobny problem miałam z ZUS-em. Napisałam wniosek o rozłożenie mojego zadłużenia na raty. I też się udało! Firma zacznie nareszcie prosperować bez zablokowanych kont…

14zaja3
Fot. Święto Chleba – warsztaty. Najlepsza nauka.

Jaki jest najtrudniejszy moment w roku dla Młyna? Kiedy nie ma gości?

Nawet późną jesienią, kiedy już nie ma turystów – nie jest źle, bo miejscowi do nas przychodzą. Poza tym organizujemy przyjęcia, chrzciny, spotkania okolicznościowe na 25-30 osób.

A warsztaty…

Warsztaty robimy w Młynie, od kiedy organizujemy Święto Chleba. Przychodzą do nas grupy wycieczkowe, więc trzeba im coś zaproponować. Chleba nie pieczemy z grupami, bo 9 godzin trzeba czekać, żeby ten chleb przygotować, co sprowadzałoby się tylko do tego, że uczestnicy włożyliby jedynie chleb do pieca. Dlatego z dziećmi robimy proziaki, kapuśniaczki z drożdżowego ciasta oraz wypieki ze słodkim nadzieniem. Warsztaty organizujemy dla grup minimum 15 osób.

24zaja3

Dopytam o tę mikropożyczkę z Fundacji Wspomagania Wsi? Jak ona się pojawiła i czy pomogła?

Pierwszą wzięłam, jak robiliśmy remont Młyna. Ale byłam złym pożyczkobiorcą. Wzięłam 10 czy 20 tysięcy złotych, bo zabrakło nam pieniędzy, aby skończyć remont. I kiedy pojawiły się problemy ze spłacaniem tego dużego kredytu, to wtedy też spłacałam tę mikropożyczkę z opóźnieniem. Oczywiście spłaciłam, ale nie byłam takim wzorowym pożyczkobiorcą. I teraz chciałam wziąć drugą pożyczkę na samochód i piec grzewczy do Młyna. Złożyłam wniosek, ale Fundacja zajrzała do historii sprzed 7 lat i wytknęła mi, że nie spłacałam płynnie, że przy 3 ratach były zaległości, że musieli się upominać. Ale napisałam do Warszawy, wytłumaczyłam, że ta sytuacja się poprawiła. Uważam, że ta mikropożyczka jest super! To są takie małe procenty!

Czyli i drugi raz dostała Pani pożyczkę z Fundacji?

Uwzględnili moje wytłumaczenie. Pokazałam jakie są zarobki, że spłacam wszystko systematycznie. Z tej drugiej pożyczki kupiłam samochód do firmy i piec grzewczy na pelet z dmuchawą. Bo jednak na tej dużej sali jest zimno. U nas nie ma centralnego, palimy tylko w kominku. A taki piec grzeje 24 godziny na dobę, to ciepło przejdzie wszędzie. Polecam innym tę pożyczkę z Fundacji. Nawet zapomniałam o niej, ale ktoś mi o tym przypomniał. www.fww.org.pl

Ta pożyczka jest chyba dość łatwa do wzięcia?

Jedyną barierą może być wymóg posiadania 2 żyrantów. Żyrant jest niewygodny. Każdy musi iść po żyranta, musi się wszystkim tłumaczyć, że bierze kredyt. Może mógłby być weksel, albo inne zabezpieczenie. Bo to jest utrudnienie. Nie dość, że trzeba go znaleźć, tłumaczyć, to trzeba zawieźć żyranta na podpisanie dokumentów, a jak żyrant ma żonę czy męża, to trzeba wziąć współmałżonka. To już jest utrudnienie, czasem trzeba zamówić busa, by zawieść żyrantów i podpisać dokumenty.

Pytała Pani o problemy… Taka firma jak ja musi ciągle wybierać, czy wziąć następny kredyt, żeby nie zapłacić podatku i VAT-u, czy zapłacić podatek i VAT. A to są pieniądze bardzo duże: mamy 19% podatku, 23% VAT-u. Jeżeli nie zrobię zakupów do firmy, to muszę VAT oddać. Dlatego zwykle firmy ciągle inwestują, żeby nie płacić VAT-u i podatku. Firma taka jak ja, która ma zaległości i długi, która musi spłacać kredyt, nie inwestuje, więc płaci VAT i płaci podatek. W tamtym roku nie mogłam nic kupić, bo musiałam zaległości płacić i oddawać. W tym roku jest trochę lepiej, bo dzięki tej mikropożyczce kupiłam sobie samochód i piec.

Niech ludzie otwierają własne biznesy! Tylko trzeba mieć siłę, samozaparcie, przekonanie i wiarę, że to co się robi, ma sens.

5mloceniezbozazaja3
Fot. Święto Chleba – pokaz i nauka młócenia cepami. 

Teraz zaczynamy 8 rok działalności. Na ścianie we Młynie co roku wieszamy po jednym poświęconym wianku. Jest ich teraz osiem. Mówię: było już 7 chudych, ciężkich, trudnych lat. Mamy je za sobą. Ten rok był naprawdę dobry. Jak tak dalej pójdzie, to będzie dobrze. To co jest – nam wystarczy! Niesamowite jest zrobić coś, co przynosi rezultaty. A my wierzymy, że nasz Młyn będzie perełką i wizytówką Ustrzyk Dolnych!

Dziękuję za rozmowę!

________________________

Muzeum Młynarstwa i Wsi
Ustrzyki Dolne
ul. Fabryczna 12
Tel. (13) 461-13-12
http://mlynbieszczady.pl/

https://www.facebook.com/mlyn.muzeum/


Fot. Monika Mazurczak-Kaczmaryk

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!