Borówkowy biznes na wsi

1

TO NIE PIENIĄDZ JEST NAJWAŻNIEJSZY, ALE SATYSFAKCJA, ŻE MÓJ POMYSŁ SIĘ SPRAWDZIŁ

Rozmawiam z Krzysztofem Gieraninem, założycielem jednej z pierwszych pieczarkarni w miejscowości Krzesk Królowa Niwa w powiecie siedleckim, obecnie plantatorem borówki amerykańskiej. Rozmawiając o uprawie i sprzedaży borówki poruszamy tematy związane z pracą na wsi, produkcją rolną, cechami dobrego przedsiębiorcy. W rozmowie dotykamy problemów związanych z postępem cywilizacyjnym, etyką działania, a także wolnością.

Monika Kaczmaryk: Obserwuję Pana działalność od kilku lat. Wieś, którą znam od dzieciństwa – zmieniła się nie do poznania. Na polach stoją pieczarkarnie, chłodnie, rosną wielkie uprawy kukurydzy, aronii, bzu czarnego, borówki amerykańskiej. To już jest zupełnie inna wieś, choć ciągle związana z rolnictwem. Ale właśnie w Krzesku widzimy, jak w oparciu o produkcję rolną mieszkańcy stają się przedsiębiorcami. I Pan ma w tej zmianie wizerunku i rozwoju wsi swój wielki udział. Jak to się stało, że został Pan plantatorem borówki amerykańskiej?

To było bardzo spontaniczne! 15 lat temu byliśmy z żoną na wczasach w Ustce i pojechaliśmy do Łeby. I w Łebie na straganie moja żona kupiła borówkę. Nie chciałem tego jeść! Myślałem, że to jest mutant jagody, a ja jestem przeciwnikiem modyfikacji genetycznych w żywności. Ale przeczytałem na opakowaniu: „gospodarstwo rolne pod Warszawą”. Zaraz! Myślę: to rolnik w Polsce może wyprodukować amerykańską borówkę? To było dla mnie jak science fiction.

Wróciłem do domu. Rosła u mnie wtedy jeszcze aronia i w ciągu miesiąca zmieniłem jedno hobby na drugie. Wówczas moim głównym źródłem utrzymania była uprawa pieczarek. Po powrocie z tamtych wakacji zasadziłem kilka hektarów borówki, na drugi rok powiększyłem plantację o kolejne hektary, a na trzeci – o kolejne. Najstarsze plantacje, które oddałem córce, mają już kilkanaście lat.

Z hobby zrobiło się w tej chwili źródło utrzymania. Dzięki spontanicznemu zadziałaniu, bo uważam, że jeśli jest pomysł – to trzeba go realizować! Jeśli zacznie się przeliczać, to nie wyjdzie… I jeszcze byłoby dobrze, żeby nasze urzędy były na tyle sprytne, aby nie trzymały tego przedsiębiorcy z papierami, np. rok.

Czy krzewy borówki sadzi się na jesieni?

Sadzi się wtedy, kiedy ma się na to czas! To jest bzdura, według której sadzimy tylko wiosną lub jesienią. Nie wiem, skąd ta wiedza jest brana, mnie to bulwersuje. Mam plantację sadzoną w okresie kwitnienia, w okresie owocowania, wiosenne, jesienne. Z początku tak było, że sadziłem jesienią. Potem okazało się, że musiałem posadzić w lecie, bo nie miałem wcześniej czasu, więc posadziłem w czerwcu i w lipcu, w największe upały i ta plantacja rośnie najlepiej!

Druga kwestia. Wkładamy potężne pieniądze w przygotowanie terenu pod borówkę…

Bo ta ziemia, w której borówka rośnie ma być kwaśna, tak?

Tak, kwaśna. Syn wydał ostatnio ogromne pieniądze pod sam torf. Ma dwie plantacje. Jedną ma przy pieczarkarni – około 2,5 hektara. I tam przez lata było pryzmowane podłoże z pieczarek, gdyż nie było chętnych na odbiór. A tam ziemia ma w granicach 7 pH. Na takiej ziemi borówka nie miała prawa rosnąć! Hałda miała 70 arów i leżała tam kilka lat. W końcu trafił się gospodarz, który zabrał to pod kukurydzę. Syn zrobił nasadzenia na tej ziemi. Pewnego dnia na wiosnę zajeżdżam do syna na pole i widzę, że plantacja jest piękna! A syn do mnie mówi: tato, a wiesz jakie tu jest pH gleby?! Siedem! A tu gdzie była pryzma – krzaki są dwa razy większe!

2
Fot. Owoce borówki amerykańskiej na jednej ze starszych plantacji zakładanych przez Krzysztofa Gieranina

A my opieramy się na wiedzy, na książkach, gdzie jest napisane, że ziemia pod borówkę musi mieć 3,5-4,5 pH. Dlatego już teraz sobie sam robię eksperymenty. Nie wydam książki, bo ktoś to zaraz zdementuje. Borówka nie powinna tam rosnąć, a rośnie. Z mojego doświadczenia wynika, że musi być woda i dobrze zrobiona robota. I koniec. Sadzimy wtedy, kiedy mamy czas, i kiedy ziemia jest rozmarznięta. I to są dwa warunki, które powinny być spełnione.

3podtunelemzaja2
Fot. Plantacja borówki amerykańskiej pod tunelem

A do czego służą na plantacji borówki te ogromne tunele?

Tunelami przykryłem część plantacji. Postawiłem je w marcu tego roku. Po prostu chcę „chwycić” lepszą cenę na borówkę. I to się sprawdza!

Ona dłużej wtedy owocuje?

Ona wtedy wcześniej owocuje! Ale będę też wkładał do tunelu różne odmiany, które długo owocują. Ja już 1 czerwca miałem borówkę! A z ceną to jest tak. Na początku jest 50 złotych za kilogram, potem cena się obniża, w tym roku nie spadła poniżej 10 złotych. My sprzedawaliśmy po 12 złotych. I to jest taka chwila, kiedy magazynuję borówkę i cena idzie w górę. Dzięki tym tunelom „łapię” wyższą cenę. Dlatego dla mnie sens mają tylko wczesne i późne odmiany.

Problem jest tylko z ludźmi. W lipcu jest ich pełno np. studentów, w sierpniu już jest problem, bo chcą wyjechać na wakacje. A do tych późnych odmian trzeba mieć stałych ludzi. Do tej pory mnie to odstraszało w nasadzeniu późnych odmian.

Do kiedy borówka owocuje?

Niektóre odmiany jeszcze nie wystartowały, a mamy połowę sierpnia. Do końca ich się nie da zebrać, może zdążymy zebrać te posadzone w tunelu. To tak jak z maliną, owocuje dopóki jej mróz nie strąci. Ktoś, kto ma dużą plantację musi zabezpieczyć towar na jak najdłuższy okres.

Co ile się wymienia krzaki na plantacji?

Są plantacje, które mają po 60 lat w bardzo dobrej kondycji. Tak jak człowiek: jeden żyje, drugi umrze. Nikt tego do końca nie wie. Krzak wypada, wsadza się drugi. Generalnie plantacje borówki czy jagody – przeżywają nas! I to jest cudowne, że nie musimy po 5-10 latach wymieniać, nasadzać nowe, jak np. porzeczkę. Kolega widział 4 metrowe krzaki borówki, które rosły jeszcze w czasach PRL-u. Rosną teraz w lesie. Ta plantacja była ogrodzona i tylko dla elity. Teraz to są 4 metrowe drzewa, wspaniały owoc, dziko rosnąca borówka. Warto pojechać, żeby to zobaczyć. Czytam w czasopismach, że w Niemczech ktoś posiada już 60 letnią plantację borówki. Jeśli ma tę podstawę do życia, to będzie żyła.

Ziemia i woda, tak?

Ja jestem praktykiem. Nawodnienie trzeba założyć, jak się posadzi plantację. Ale nie włączam tego nawodnienia dopóty, dopóki roślina sobie radzi, ja ją tylko mogę wspomóc. To jest roślina myśląca i ona sobie sama znajdzie wodę! Jeśli będzie miała za ciężko, to wtedy trzeba jej pomóc. Kiedy borówka ma za dobre warunki, to bardzo płytko się ukorzenia i ten korzeń ma bardzo delikatny, zaledwie kilka centymetrów pod ziemią. Przychodzi wiatr i ją kładzie. Taka, która się wysili, wytworzy sobie pół metrowy korzeń palowy i ona w razie czego sobie poradzi. I żaden wiatr jej nie złamie. W tamtym roku był problem suszy.

3
Fot. Owoce borówki amerykańskiej na jednej ze starszych plantacji w Krzesku

Mam swoją szkółkę i sporo już plantacji powstało z moich sadzonek w promieniu 100 kilometrów ode mnie. Widząc to, co się dzieje z pogodą, wszystkim mówiłem– zakładajcie nawodnienie. Sam zrobiłem je w ostatnim momencie. Poprzednie lata były obfite w wodę, a to uśpiło naszą czujność. Plantacja u córki rosła bez nawodnienia za długo. Co prawda nic się jej nie stało, ale woda to jest pieniądz. Owoc jest pełniejszy, cięższy, jest go więcej. Generalnie już w 3 roku do plantacji powinna być pompowana woda. Natomiast pierwsze lata powinny być bez wspomagania, aby roślinę zmusić, by pomyślała. Bo ona myśli.

Słyszę, że Pana dzieci też są przedsiębiorcze? Skąd się bierze taka umiejętność prowadzenia dużego przedsięwzięcia o charakterze gospodarczym?

Nie wiem, chyba się trzeba z tym urodzić…

Czy były w Waszej rodzinie tradycje biznesowe? Mama, tato…

Tato raczej nie, mama bardziej. Trochę ubolewam nad tym, bo człowiek który ma potomstwo chciałby, aby jego dziecko go odrobinę przeskoczyło. Tu chyba jest mój błąd, na pewno mój. To jest tak, jak z tą rośliną….

Nie dał Pan szansy dzieciom, żeby sobie samodzielnie ten korzeń wykształciły?

Dokładnie tak. Jeśli ojciec da dzieciom majątek– to one wysiłku własnego niewiele będą musiały włożyć. Ale teraz już widzę, że sobie poradzą. Choć trochę ubolewam nad tym. Bo ja nie miałem takiego startu jak one.

Czy Pan jest po szkole rolniczej?

Ja jestem po szkole samochodowej, z zawodu jestem tokarzem.

Czy Pana rodzice mieli gospodarstwo rolne?

Tak, to było małe gospodarstwo, pomagałem w nim. Ale gospodarka mnie w ogóle nie pociągała. Ja miałem umysł bardziej biznesowy. Wiedziałem, co zrobić, żeby zarobić. I pojawił się taki okres, że pieniądze pojawiły się na wsi. Mieszkałem jeszcze w Siedlcach, a już miałem pierwszą pieczarkarnię w Krzesku i sobie z Siedlec do niej dojeżdżałem. Byłem w Siedlcach taksówkarzem, ale wybrałem sobie opcję lepszą – zostałem pieczarkarzem. Nie jestem jednak typowym rolnikiem. Co prawda kocham ziemię! Za późno zacząłem ją kupować. Głównie handlowałem ciągnikami, sprzętem i mi się dobrze z tego żyło i całej rodzinie. I nie było potrzeby finansowej, ale gdzieś spontanicznie poszedłem za pomysłem. To tak ja z tą borówką: spontaniczne działanie, pojechałem nad morze, spróbowałem i na następne wakacje miałem już swoją borówkę.

Syn dzisiaj prowadzi dużą pieczarkarnię. Pomogłem mu założyć plantację borówki, ale on patrzył na to sceptycznie. A dzisiaj chce o kolejne 10 hektarów powiększyć swoje gospodarstwo!

4plantacjazaja2
Fot.  Na plantacji borówki amerykańskiej u Krzysztofa Gieranina

Proszę mi powiedzieć, kto Panu dał kapitał początkowy?

Moja pierwsza pieczarkarnia powstała w 1986 roku. To była duża pieczarkarnia na te czasy: 2 hale, po 250 metrów. Wtedy byłem młodym człowiekiem, mama mi pomogła, bo załatwiła kredyt na siebie. I tak wystartowałem.

To jeszcze były czasy przed zmianą…

Tak, to były najcudowniejsze lata biznesu! Robiłem wszystko sam, bo to nie było tak jak dzisiaj, że dziś dzwonię i zamawiam podłoże, wkładam je kombajnem na półki, czekam kilka dni i za 3 dni mam grzyby. Wtedy trzeba było zwieźć obornik od chłopa, pryzmę przełożyć, przywieźć torf, odparować to wszystko. To trwało bardzo długo, ale pieniądze były z tego ogromne! Teraz jest tak, że jak plon jest niższy, to już pieczarkarz jest „pod kreską”. Zdarzyło się kiedyś w mojej pieczarkarni tak, że pół hali grzybów miałem zarażonych mumią. Mumia to niegroźna choroba, powstająca na skutek zimna. Wówczas systemy grzewcze były słabe, temperatura spadła poniżej 15 stopni i utrzymała się przez ponad dobę. W tej sytuacji powinienem mieć ogromne straty! A ja i tak z tej drugiej połowy grzybów jeszcze zarobiłem! Taka była koniunktura.

Czy koniunktura była tak dobra, bo zbyt był wielki, czy dlatego, że nie było jakichś obostrzeń, co do prowadzenia tego typu działalności?

Nie dlatego. Dlatego, że nie było tak dużo pieczarkarni i pieczarek. Pieczarki sprzedawało się w Spółdzielni Ogrodniczej w Siedlcach. Dzisiaj sprzedałem, dzisiaj mogłem mieć pieniądze. Co zabiło pieczarkę? Postęp cywilizacyjny. To też jest zguba dla nas. Widzę to od bardzo dawna. Bo dawniej to ja musiałem ten obornik zwieźć, ułożyć pryzmę, przez 2 tygodnie ją przerzucać co kilka dni, później włożyć na hale, odparować, kolejne 10 dni ją trzymać w temperaturze około 60 stopni, schładzać, następnie siałem grzybnię, kryłem torfem i za 3 tygodnie miałem grzyby. To wszystko było rozciągnięte w czasie. Dzisiaj, Pani sobie może wszystko zamówić, i w efekcie zbiera Pani grzyby już po 3 dniach. Dało nam to potężną masę grzybów.

Ale czy potrzebną w ogóle?

Niepotrzebną. Bo firmy, które radziły sobie wspaniale, to w tym momencie sobie nie radzą, gdyż jest nadprodukcja! Uważam, że wszędzie powinien być leciutki deficyt. Niech brakuje 1 kg i już jest dobrze! Ja mam szansę rozwoju, ktoś ma szansę zarobić. Jak ja się rozwijam, to przy mnie też towarzystwo się rozwija. Gaśnie ktoś, to reszta też gaśnie. Był czas, że zatrudniałem około 50 osób ze wsi, zresztą nie tylko ja. Ja byłem jednym z pierwszych pieczarkarzy, ale powstało tych pieczarkarni u nas wiele. Każdy potrzebował ludzi do pracy. Przez to też tym ludziom żyło się lepiej.

4
Fot.  Na plantacji borówki amerykańskiej, u córki Krzysztofa Gieranina.

Odnośnie borówki, kolejna rzecz która mnie bulwersuje – wymyślili borówkę, która ma owocować cały rok. Co to dla mnie oznacza? Czy ja mam krzaki powyrywać?! Oczywiście zanim to się wdroży, minie sporo czasu. Ale czemu to ma służyć? Przecież ja nie chcę wegetować. Co prawda jutro mogę mieć inny pomysł na działalność, ale chciałbym mieć jakąś minimalną stabilizację.

Od 2 lat gnębi nas borówka hiszpańska, która jest zdecydowanie gorsza od polskiej W tamtym roku było jej zatrzęsienie. Cena borówki spadła już do 20 złotych. Ale myśmy brali za naszą borówkę 40 złotych. Bo nasz produkt jest ceniony, znany na świecie. Np. Anglik świadomie nie weźmie borówki hiszpańskiej, weźmie polską.

Czy używa Pan jakichś środków ochrony roślin?

Nie używam żadnych oprysków. To mnie zresztą zachęciło do założenia takiej plantacji. Po pierwsze zdrowie, drugie – oszczędność czasu, trzecie – moje lenistwo. I tak mam dość roboty i jeszcze mam się zniewalać harmonogramem oprysków? To nie dla mnie! Dopóki firmy nie wtłoczyły nam potrzeby używania oprysków…. Jeżdżę na różne spotkania plantatorów i widzę publikacje pt. Ochrona borówki. Pytam innych: słuchajcie, jaka to ochrona borówki? Rozmawiam z dużym plantatorem, mówi: użyjesz oprysków raz i już Ci borówka nie odpuści, będziesz musiał pryskać, więc nie zaczynam.

Czyli borówki są dość odporne,… ale co robić, jak się pojawia jakiś nieproszony owad?

Od lat gnębi nas świadomość zagrożenia muchą Suzuki. Miała do nas przywędrować z Japonii, z Azji. To zjawisko straszenia przed muchą się nasila i później gaśnie. Wszyscy o niej mówią…

A Suzuki nie przylatuje?

Wszyscy o niej mówią, a nikt jej nie widział. To jest chyba kolejna propaganda, że jakby tylko było coś, to mamy na to środek! W takim świecie żyjemy – chorym: ktoś Panią straszy, a potem mówi, że ma na to antidotum.

Wiele dziedzin naszego życia tak funkcjonuje, widzimy to choćby w farmacji np. te suplementy diety itd…

No wszędzie to jest. Myślenie, według którego jeden drugiego chce wykorzystać! A dla mnie to jest świństwo, że jak ktoś widzi, że może na innym zarobić, to wykorzystuje tę sytuację do maksimum. A jak mu się uda oszukać, to już jest wspaniale! Czy ta mentalność zawsze taka była w ludziach, czy została obudzona, nie wiem? Nie zaszedłem daleko, bo nie chciałem iść taką drogą.

Zawsze pociągała mnie droga uczciwa, swoje ręce i rozum. Gdy startowałem z jakąś działalnością, a miałem dużo różnych zawodów, i gdy już się zacząłem odrobinę wyróżniać wśród swoich znajomych, to był taki moment, kiedy widziałem, że i oni nagle łapali wiatr w żagle. A dziś są na szczytach. Tylko w jaki sposób? Ludzką krzywdą! Nie pociąga mnie biznes, który polega na tym, że jeden drugiego okrada.

5
Fot. Plantacja borówki amerykańskiej w Krzesku. Grzegorz i Milena Gaszewscy – Gospodarstwo Rolne.

Mówię im: zagubiliście po drodze człowieczeństwo, koleżeństwo, wszelkie etyki, zasady moralne. Czemu to ma służyć? Uważasz, że wszystkie pieniądze ze świata są ci potrzebne? Zgodnie z powiedzeniem „Bogactwa mamy na świecie tyle, że starczy dla wszystkich ludzi. Ale zabraknie dla jednego zachłannego” Ja już robiłem kilka przystanków w życiu na takie wyhamowanie. Bo co jest tak naprawdę nam w życiu potrzebne? Dach nad głową, żebyśmy głodni nie byli, żebyśmy byli przyodziani. No stać nas na samochód, bo korzystamy z wygód. Ja nie chcę mieć samolotów, jachtów. Uważam, że człowiekowi do szczęścia potrzebny jest uśmiech. A żeby ten uśmiech był, nie możemy być głodni i zmarznięci. Bywała Pani za wschodnią granicą?

Tak.

Tam są ludzie bardziej szczęśliwi. Biedniejsi, ale szczęśliwsi. Pieniądz nie jest wyznacznikiem szczęścia. Tylko nasza ludzka natura jest taka z zasady, żeby gromadzić. W czasach komuny było większe wyrównanie. W ludziach nie było potrzeby gromadzenia i zabezpieczania się. To pragnienie gromadzenia obudziło się w nas później. Tylko wszystko powinno mieć granicę. Wie Pani, z czego jestem dumy?

Tak?

Z tego że potrafię wyhamować, że mi pieniądz oczu nie zaślepia, że mój pomysł się realizuje. Nie mówię o tym, ale wewnętrznie jestem wielki, jak umiem przewidzieć, zapobiec, wdrożyć! Z tego jestem dumy! Produkcja sadzonki borówki amerykańskiej jest bardzo trudna! No chyba, że ktoś robi to metodą in vitro. Ja nie mam warunków na in vitro i wystrzegam się tego, bo uważam, że to nie powinno być robione.

To jest kolejna zagłada dla nas. Kiedy zakładałem pierwsze plantacje, sadzonka borówki była dosyć droga, więc sporo tych pieniędzy wydałem. Rozmawiałem z kolegą, który już to robił i zwierzyłem mu się, że może też się tego podejmę i będę robił własne nasadzenia. Pytałem, czy podpowie mi, jak to robić? Mówił, że pomoże. Dałem mu kontrahentów na handel borówką, na Szwecję. Razem oddawaliśmy borówkę. Kiedy chciałem powiększyć plantację dla dzieci i zrobić tę sadzonkę samemu, zadzwoniłem do niego z pytaniem, jak to zrobić? A on przestał odbierać ode mnie telefony. Ale byłem zawzięty! I dlatego dzisiaj potrafię sam zrobić sadzonkę. Jeszcze bardziej mnie to zmobilizowało. Dzisiaj potrafię!

7aronia1zaja2
Fot. Plantacja aronii w Krzesku

Ile czasu Panu to zajęło?

Z kilkudziesięciu tysięcy sadzonek – wyszło mi około 3 tysięcy. Później było już coraz lepiej. To jest żywy materiał i my do końca tego nigdy nie poznamy. Od pewnego czasu ironicznie patrzę na te profesorskie książki. Teraz pobieram materiał na sadzonkę „po swojemu”. Jak brałem materiał w tym preferowanym wg książek okresie, to większość mi zginęła. A sadzonki robione eksperymentalnie – wyszły w 80%.

Czy Pan pobiera materiał na sadzonkę sam, czy przy pomocy ludzi?

Ja to robię przy pomocy 2 zaufanych osób. Pokazuje im, na czym to polega. Można się troszkę zmechanizować w tej dziedzinie, wysadzać w doniczkach przy pomocy doniczkarki. Być może się pokuszę o to, jeśli w ogóle nie zrezygnuję z sadzonek. Bo przy tunelach mi się ten czas zbierania borówki zaczyna dużo wcześniej. Muszę się wcześniej przygotować, żeby zacząć zbierać owoce. Postawiłem tunel 15 marca i od tej pory jest tam chaos, bo nie umiem go zagospodarować tak do końca. Wszystkiego uczę się sam, czasem niestety płaci się tzw. frycowe. Innych już uczulam na różne problemy, które ja miałem, mówię, zrób to i to, bo ja się na tym przejechałem.

Co to za krzew?

To jest borówka amerykańska. Część plantacji, która tu rosła, zakryłem tunelem. A to co jest w woreczku to sadzonka. Ta sadzonka też będzie owocowała, najpierw zbiorę z niej owoc, a potem sprzedam sadzonkę.

9plantacjaborowkizaja2
Fot. Plantacja borówki amerykańskiej w Krzesku

Czyli sprzedaje Pan i sadzonki i owoce.

Tamten krzaczek dał mi 3 kilogramy. Więc ile ja mam wziąć za niego? Nawet jeśli sprzedam krzaczek za 50 złotych, to owoc zebrany w odpowiednim momencie, da mi więcej niż te 50 złotych!

Na jakim obszarze jest Pana plantacja?

7 hektarów, w tym około 1 hektar jest pod tunelami.

Czyli rosną u Pana bardzo różne odmiany borówki?

Ja mam około 10 odmian borówki. Niektóre odmiany lepiej się „zachowują” pod tunelami, inne na polu, jeszcze inne, ani w tunelu, ani na polu. Mam starą odmianę borówki, która na mojej plantacji króluje, a która jest ganiona przez producentów i skupujących owoc.

A dlaczego jest ganiona?

Po prostu jej owoc nie jest chętnie kupowany. Tymczasem mówię wszystkim: jakbym jej nie miał, to bym też nie miał pieniędzy, bo ja czasem zbiorę 7 kg z pojedynczego krzaka tej odmiany. Owocuje całe lato, nie ma dla niej złej zimy, nie ma złego roku. Inne odmiany po dwóch zbiorach dają mi 2-3 kg z krzaka, potrafią też dwa razy z rzędu nie owocować. Wtedy nie ma z nich pieniędzy. Dlatego uprzedzam ludzi, którzy kupują sadzonki!

A w którym momencie zaczyna owocować młoda sadzonka borówki, czy już po roku?

Jest malutka i już ma owoce!

A kto wymyślił tę odmianę, w którą Pan najwięcej inwestuje?

Nie wiem. Ona jest od dawna. W zeszłym roku kupiłem nową odmianę borówki. Za taką nową odmianę trzeba płacić licencję, taką jednorazową opłatę. I to są koszty.

To jak z prawami autorskimi?

Jeśli Pani taką odmianę stworzy, to Pani zrobi wszystko, żeby ją sprzedać. Te powstające nowe odmiany są na siłę promowane, wdrażane m.in. przez sympozja. Po 5 latach – kiedy ten plantator-wynalazca już swoje pieniążki zarobi – pozostali i tak wrócą do dawnych odmian.

10krzeskzaja2
Fot. Łany zbóż w Krzesku

Czy za dawne odmiany borówki płaci Pan licencję?

Nie, za te stare odmiany się nie płaci. One są poza prawami autorskim i ja na takich bazuję. Nie rozmnażam tych sadzonek licencjonowanych. Bazuję na tych, które są poza licencją.

A co to są za krzewy?

To jest jagoda kamczacka. Ta większa jest gotowa do wysadzenia. I to jest przyszłość! Chciałbym widzieć daleko… Myślę, że początki będą wspaniałe. Musi być trochę intuicji w takiej działalności i musi być ryzyko! W tej chwili dużym ułatwieniem dla nas jest Internet. Zakupiłem sadzonki jagody, posadziłem najpierw szkółkę, potem kawałek plantacji. W tym roku będą nasadzenia. Aczkolwiek króluje u mnie borówka, a plantację jagody rozwijam delikatnie. Ale w tym roku będę już jej więcej sadzić.

A Pan już zbierał jagodę?

Tak. Jagodę się zbiera na raz, w połowie czerwca. Sprzedaję i już. A borówka ma ten geniusz, że zbiera się kilka miesięcy. Tu rośnie 5 odmian: nowych i dawnych, ale ja robię wszystko na odwrót i inwestuje w te dawne odmiany.

Bo tak chyba trzeba w biznesie – iść trochę pod prąd…

No tak trzeba. Jak mógłbym zarobić na nowszej odmianie, skoro dwa razy zbiorę z niej owoce i już ich nie ma?!

Chciałam Pana zapytać jeszcze o ten zbyt. Czy Pan sprzedaje w Polsce czy zagranicą?

Sprzedawałem za granicą, ale nie bezpośrednio. W tym roku próbowałem sprzedaży na Anglię. 90 % polskiej borówki idzie zagranicę. Polska już też zaczyna dużo brać własnej borówki, przede wszystkim do dużych sklepów.

Czyli do Pana przyjeżdżają Ci, którzy zajmują się sprzedażą.

Tak.

A Pana plantacja jest traktowana jako gospodarstwo rolne, czy zakład produkcyjny?

To jest gospodarstwo rolne i produkcja rolna. Gdybym produkował in vitro to byłbym traktowany już inaczej. A ponieważ rozmnażam krzewy ze swojego matecznika, to jest to traktowane jak gospodarstwo rolne. Jest już na czym pracować.

To jest wszystko ręcznie zbierane?

Tak.

Czy owoce borówki można zbierać kombajnem?

W okresie kiedy jest mało borówki, albo są drobne owoce – nie ma komu tego zebrać. My jesteśmy „wypompowani” po całym sezonie, ludzie nie chcą już pracować za stawkę godzinową. A owoc borówki jest specyficzny – nie powinien zostać na krzaku, bo inaczej nie zaowocuje w przyszłym roku.

8kukurydzazaja2
Fot. Uprawa kukurydzy w Krzesku

I jak nie ma ludzi do pracy, to włącza Pan do pracy kombajn?

Jedziemy wtedy kombajnem. Borówka wspaniale się zbiera, a kombajn nie niszczy owoców.

Jak on to robi? Trzęsie tym krzakiem?

Podczas zbiorów wygląda to tak, że aż serce boli, wydaje się, że krzak cierpi. Ale jak kombajn przejedzie to krzaki się podnoszą i to pozytywnie wpływa na dalszy rozwój tej rośliny.

Chciałabym też zapytać o problemy, z jakimi boryka się współcześnie plantator?

Potrzebuję pracowników przy zbieraniu borówki. Proszę sobie wyobrazić sytuację: pracownik przychodzi dziś do pracy na plantacji, więc mam obowiązek go zarejestrować. Jadę do urzędu i dziś go rejestruję. On przychodzi do mnie do pracy następnego dnia, popracuje godzinę i mówi, że się do tego nie nadaje! I rezygnuje, a już jest zarejestrowany! Bo ja nie mogę wpuścić pracownika na pole bez rejestracji, więc koło się zamyka. W tej sytuacji proszę mi powiedzieć, kto ma pracować? Jak mogę zatrudniać ludzi? Czy ktoś z góry o tym myśli? Te statystyki, które oni podają w urzędach, to są bzdury!

Mówi Pan o tym, że ta rejestracja formalna nie odzwierciedla stanu faktycznego?

Absolutnie nie. To powinno być zrobione w prosty sposób. Przychodzi dziś pani X na pole, ja ją wpisuję i za ten przepracowany przez nią dzień odprowadzam za nią podatek i ubezpieczenie. I jak ona jutro nie przychodzi – to ja nie mam problemu.

No tak, to nie jest ułatwienie dla przedsiębiorców…

Gdzieś tam się dowiedzą, że można tu przyjść, pozbierać borówkę i zarobić. Jednego dnia go rejestruje, a następnego dnia muszę jechać do miasta i go wyrejestrować. To jest chory system, bo przecież codziennie może być taka sytuacja. Gdyby to była pojedyncza sprawa, ale takich przypadków trafia się 90 procent.

Gdy prowadziłem pieczarkarnię musiałem swoim ludziom dać ultimatum– albo się rejestrujemy albo nie pracujemy w pieczarkarni! I dopiero się zaczęła rejestracja.

Inny przykład: kolega, który prowadził dużą pieczarkarnię zaproponował ludziom różne formy zatrudnienia. Ludzie nie wiedzieli, co wybrać, więc księgowa przez kilka godzin tłumaczyła, na czym to polega. Każdy sobie wybrał opcje zatrudnienia. Księgowa pojechała, zgłosiła pracowników do ZUS-u i do Skarbówki. Wróciła, a pracodawca powiedział, aby wszystko wyrzuciła do kosza, bo pracownicy nie chcieli podpisać umów.

Czyli ludzie nie chcą pracować legalnie?

Nie chcą. Pewien urzędnik wyznał mi kiedyś: „Myśli Pan, że ja o tym nie wiem? To nie jest tak, że ja się źle do Pana nastawiam, że to pracodawca jest zły, tylko ludzie wspaniali”.

A więc borykamy się z problem mentalności. Ludzie, którzy są na KRUS-ie, a większość jest na KRUS-ie, nie chcą legalnego zatrudnienia.

Powiem Pani, że ciężko się poruszać w takiej szarości. Bo ja – jako pracodawca powinienem wiedzieć, jak to zrobić właściwie, a ja nic nie wiem, wie tylko urzędnik. I to jest chore! Bo przecież ja nie chcę nie płacić podatków i ubezpieczenia! Przecież, to jest proste! Ja chcę spać spokojnie. Za Pani dniówkę muszę odprowadzić tyle i tyle podatku i ubezpieczenie i ja to odprowadzam. Np. jeśli zdarza się wypadek w pracy, a Pani jest ubezpieczona, to ja wzywam karetkę i sprawa jest jasna!

Ścieżka przedsiębiorcy powinna być prosta. A człowiek zmuszony jest do życia unikami, aby nie dostać od tego i tamtego. To jest dodatkowy stres dla mnie. I z góry jestem podpisany, że jestem oszustem. To tak jak jeździłem na taksówce byłem podpisany, że jestem kobieciarzem i złodziejem. Zaraz! Przecież ja mogę być inny! I teraz też z góry jestem osądzony!

7aroniazaja2
Fot. Uprawa aronii w Krzesku

Czyli mówimy o problemach dzisiejszego przedsiębiorcy: małej elastyczności ze strony polskiego prawa do zatrudniania ludzi i jasnej informacji, jak to można zrobić prawidłowo oraz o mentalności ludzi, którzy wolą nielegalnie..

Też, bo jeśli rząd im daje zasiłki, to po co oni mają pracować. Może 1 procent z nich powinien te zasiłki dostawać. Podobnie jak to 500 plus: jak była masa ludzi chętnych do pracy, to teraz ich nie ma! Ludzie, którzy mają sporo dzieci, przygotowali papiery, złożyli i wzięli 10.000 złotych jednorazowo, to oni się teraz czują bogaci.

U nas się mówi, że niemowlę utrzymuje dorosłego!

Bo tak jest! Ludzie na to liczą! Mówię do pewnej osoby: do tej pory Pani nie brała tych 2.500 złotych i żyła Pani dobrze, w rodzinie kilka osób pracuje. To niech Pani nie bierze dalej. Albo niech Pani te pieniądze odkłada na koncie i jak zbierze się większa suma, to wypłaci Pani te pieniądze za rok, żeby coś z nimi zrobić. Ale okazuje się, że w jej mniemaniu to i tak jest za mało!

Druga kwestia. Obserwuje innych plantatorów. Niektórzy najpierw myślą o tym, żeby wziąć dotację. Dla mnie to jest kombinatorstwo! Mi się to bardzo nie podoba. Dam przykład: człowiek pracujący 20 lat na urzędowym stanowisku, żeby pokazać jak się bierze pieniądze z Unii wziął dotację z puli SAPARD i posadził 7 hektarów borówki. To była duża inwestycja. I on tak naprawdę do dzisiaj dobrze z tej borówki nie korzysta…

A dlaczego?

Bo ta plantacja jest w stanie opłakanym. Tak się dzieje, jak ktoś komuś daje coś za darmo! To jest niedobre, złe z natury! Grosz zarobiony jest błogosławiony! I tego trzeba się trzymać. Jeśli ktoś Pani da miliony – to Pani już z domu nie wyjdzie! To jest zły system, mnie to bardzo bulwersuje. Nie korzystałem z żadnych dopłat. Owszem, byłem zmuszony, a wręcz postawiony pod ścianą, bo chciałem dokupić ziemię od osoby, która chciała przejść na rentę strukturalną. I wszedłem w to, bo musiałem to zrobić, żeby tę ziemię kupić.

Korzystałem też z kredytów preferencyjnych, w których Unia „maczała palce”. Ale jak chcę coś zrobić, to nie sięgam po dopłaty. A wygląda to tak. Jeśli robi pani biznes, i na dany biznes przysługuje Pani pula do 15 mln złotych – weźmie Pani 1 milion? Nie. Większość weźmie 15 mln, robotę zrobi za 5 milionów. I ta osoba idzie już tylko w tym kierunku! Brzydzę się tym, marnowane są potężne pieniądze! Dla mnie to jest zwykła kradzież.

I to w żadnej sposób nie motywuje do aktywności!

No tak, ale też zostaliśmy wspólnie okradzeni, bo ktoś przywłaszczył sobie 10 mln złotych. Dopłaty powinny zniknąć. Człowiek powinien sam o siebie zadbać. Państwo powinno go wspierać, nie utrudniać mu, ale nie dawać! Bo to coś najgorszego, co może być. To tylko tworzenie elektoratu z jakiegoś tam poziomu.

Ja już może nie powinienem pracować, ale z natury jestem taki, że lubię. Z kolegą, który prowadzi dużą firmę – rozmawiamy i zastanawiamy się, co my jeszcze wymyślimy, w co my znowu wdepniemy! [śmiech]

Tłumaczę moim dzieciom, że każdy powinien mieć jakiś harmonogram obowiązków w życiu. Jeśli się nie nakłada ich z zewnątrz, to powinien sobie człowiek je sam nałożyć na siebie.

Chodzi o taką samodyscyplinę?

Tak, bo jeśli tego nie będzie, to człowiek idzie na manowce. Budzi się i myśli – kim ja jestem, co ja robię?

Patrząc na rozległość i wielkość Pana plantacji, zastanawiam się, jak Pan nad tymi wszystkimi pracami panuje?

Muszę, bo chwila nieuwagi i mam dziesiątki tysięcy w plecy. Nie mogę polegać na pracowniku. Pracownik tylko wymaga. A jeśli ja mam straty z jego powodu, to tylko ja mam te straty. Tak wygląda dzisiejszy pracownik. Nie jestem jednak frajerem, bo gdybym był, to bym czegoś nie stworzył w życiu. Czyli jeśli będą te przeszkody, to ja pójdę bardziej w mechanizację, żeby zlikwidować te problemy.

Tylko, co to rozwiąże i czy to jest dobre? Ludzie pójdą po zasiłki. Ja sam chętnie pomogę tym ludziom, którzy tego naprawdę potrzebują. Ale wspierać tych, którzy mercedesem zajeżdżają po zasiłek? Państwo nie powinno dawać. Ja byłem wychowany w biedzie. Nie mówię, że byłem głodny, czy nieubrany. Bazę miałem, ale to, co chciałem, to miałem tylko przez różowe okulary. I to mnie zmobilizowało, żeby sobie sytuację polepszyć: zakasałem rękawy, uruchomiłem głowę. To nie znaczy, że nie popełniłem błędów, np. z dziećmi. Jestem świadom tego!

Czy Pan wyjeżdża na wakacje?

Cały czas jestem na wakacjachJ

Ale czy jest taki moment w roku, że Pan stąd wyjeżdża?

Rzadko. W tej chwili jestem „luzakiem”. Jak prowadziłem pieczarkarnię to byłem na baczność 365 dni w roku, cały czas pod telefonem, nie można było się z tego wyłączyć. Tu jest na tyle fajnie, że mogę okresowo pracować, np. tak jak córka – tylko 2 miesiące. Jednak ja sobie to chomąto ciągle dokładam, bo oprócz zbioru owoców, prowadzę szkółkę sadzonek. Czas pracy rozciąga się na 8 miesięcy działalności, ale około 4 miesiące – mam luzu. Wtedy planuję i realizuję swoje hobby.

A czy ptaki atakują plantację?

Borówkę lubią. Nie wszystkie lata są takiej mocnej inwazji.

Czy to są duże szkody?

Ptaki robią duże szkody, jaka jest tego skala nie wiemy do końca i na szczęście! W tamtym roku był problem ze szpakami, a córka miała rok rekordowy, bo z młodej borówki rosnącej na około 2,5 hektara zebrała prawie 40 ton! Mówię do niej – dziecko, dolicz to, co zjadły szpaki! Jaka jest wydajność tej plantacji!

Ja jeszcze dużo nie zbieram ze swojej plantacji, bo krzaki są małe i trzymane były w ekstremalnych warunkach. Ale jedna z dawnych odmian potrafi dać 3 kg owoców z pojedynczego krzaka przez 2 miesiące. Proszę spróbować jak smakuje.

Czy Pan ma swoją stronę internetową?

Byłem tuż przed założeniem strony internetowej i zrezygnowałem. Bo jak ruszyłem z sadzonkami, bałem się, że ich nie sprzedam. W tej chwili mam tylu klientów, że już nie potrzebuję strony. Zresztą nie jestem człowiekiem medialnym. Lubię pracować po cichu.

Boi się Pan natłoku klientów?

Tak.

Na koniec, proszę mi zdradzić, jaka jest Pana zdaniem najważniejsza cecha dobrego przedsiębiorcy?

Nie ma czegoś takiego jak strach, bo to jest zły doradca. Trzeba iść za głosem. Kalkulacja oczywiście musi być. Ale robi Pani kalkulację wstępną i jak Pani ją potwierdzi, to nie wolno już więcej kalkulować. Trzeba „bach i do przodu”. Wielu jest takich ludzi, którzy np. byli majętni, upadali, a ja im pomogłem. Po prostu dałem wskazówkę. Bo jak człowiek coś widzi więcej, to powinien podzielić się z innym człowiekiem. Jeśli widzę jakąś ścieżkę, to dlaczego mam komuś nie udzielić dobrej rady? Choć z drugiej strony dziwi mnie to, że ludzie nie widzą tego, co jest oczywiste.

5borowkazaja2
Fot. Krzysztof Gieranin na swojej plantacji

Bo tak chyba jest, że nie wszyscy wszystko widzą…

Może tak. Ale ja mówię o rzeczach oczywistych, prostych. A czasami trzeba dużo wysiłku, żeby kogoś do tego przekonać, żeby otworzyć mu oczy. I on dopiero coś odkrywa! Daje to mi osobiście satysfakcję, że mówię zrób tak, i za chwilę to się sprawdza. To jest takie dowartościowanie….

Czyli takie potwierdzenie, że myślało się dobrze…

Ale jeszcze jedna kwestia jest ważna, bo przecież żyjemy w społeczeństwie. Kiedy pojawiają się kontrowersyjne sprawy, to pytam innych o zdanie – czy we mnie jest problem – czy gdzieś indziej? Trzeba się jednak zastanowić, zapytać innych, żeby nie wpaść w samozachwyt. Tak, każdy jest omylny i może akurat w tej kwestii ja jestem. Ale tak jak mówię, nie biznes jest najważniejszy, ale ta satysfakcja, że zadziałało, wypaliło, i że to jest mój pomysł.

I może to jest cecha dobrego przedsiębiorcy?!

Bo gonienie jedynie za pieniądzem jest chore.

I to nie jedną cywilizację już zgubiło….

Tak. I mówię, że ten postęp cywilizacyjny jest naszym wrogiem, który nas prowadzi donikąd. Nam jest potrzebny ten uśmiech na twarzy, nic więcej. Pieniądze zniewalają. A ja nie chcę być niewolnikiem. Ktoś mnie pyta, dlaczego nie robisz, tego, czy tamtego. Kolega mówi: „byś sobie nowy samochód kupił”. „Ja sobie kupię, tylko powiedz mi jaki?” „To idź do salonu”. Mówię mu: „żeby mi dawali za darmo, to ja nie chcę, bo bym musiał ciągle na przeglądy jeździć”. A jak mi się moje zepsuje, to sobie sam naprawię i to jest dla mnie komfort. Ja nienawidzę zniewolenia.

Bardzo Panu dziękuję, że Pan się zgodził podzielić swoją wiedzą i doświadczeniem.

________________________

Krzysztof Gieranin
Gospodarstwo Rolne
Plantacja borówki amerykańskiej
Krzesk Królowa Niwa
e-mail: gieranin@vp.pl

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!