Nowe życie dawnych naczyń glinianych – rzecz o starym rzemiośle w nowych czasach

1

Rozmawiam z Małgorzatą Wisz, dyrektorką Gminnego Ośrodka Kultury i Rekreacji w Czarnej koło Łańcuta, która wraz z garncarzami, wójtami i innymi przyjaciółmi garncarzy od wielu lat konsekwentnie próbuje ratować i rozwijać rzemiosło garncarskie w medyńskim zagłębiu garncarstwa, nadawać medyńskiej ceramice nowe życie, by zagościła na co dzień w naszych kuchniach i na stołach.

Monika Kaczmaryk: Chciałabym zapytać Panią o historię tutejszego, największego w Polsce ośrodka garncarskiego oraz o historię samej Zagrody Garncarskiej – kiedy powstała i czyj to był pomysł?

 

HISTORIA OŚRODKA GARNCARSKIEGO

Małgorzata Wisz:

Opowiem o początku, może nie o tym prehistorycznym, ale historii całkiem nowej, z XIX wieku, bo nasz ośrodek powstał dość późno, gdy w pobliskich miastach zaczął następować zmierzch garncarstwa cechowego, spowodowany pojawieniem się naczyń żeliwnych, blaszanych czy emaliowanych. Wtedy też w okolicach zasobnych w odpowiedni rodzaj gliny otworzyły się dogodne warunki do rozwijania tego rzemiosła przez mieszkańców wsi, którzy po uwłaszczeniu przechodzili na gospodarkę towarową. A ponieważ „Medynia położona jest na glinie, jak Śląsk na węglu”- jak mówi jeden z garncarzy- zaczęły się tu wtedy pojawiać pierwsze warsztaty.

Istnieje także teoria, że pierwsi garncarze w tutejszym ośrodku przybyli ze wschodu, z Kołomyi, sprowadzeni przez księżną Lubomirską, aby wykonywać wazy na potrzeby pałacu w Łańcucie. W każdym razie, zarówno w samej Medyni Głogowskiej i Łańcuckiej oraz w przylegającym do nich Pogwizdowie, jak i w Zalesiu zaczęto uprawiać garncarstwo na szeroka skalę. Podstawowym sposobem zbytu naczyń była ich sprzedaż na targach i jarmarkach oraz na odpustach. Na targi jeżdżono najczęściej do pobliskiego Łańcuta czy Rzeszowa, ale także do miast bardziej oddalonych, nawet do Przemyśla i Lwowa.

 2
Fot. 2 Garncarze w Jarosławiu.

Produkowano ceramikę siwą i polewaną. Przyjmuje się, że w tym okresie istniało tu ponad 120 warsztatów, ale nie każdy garncarz posiadał swój piec. Powszechne było wspólne korzystanie z wolno stojących pieców na pastwiskach, należących do wspólnoty wioskowej.

3
Fot. 3 Ceramika siwa.

4
Fot. 4 Ceramika polewana.

 

Z czego były zrobione piece?

Niektóre z nich były zrobione z gliny, a niektóre z cegieł. Stały za domami, na podwórkach, czasem na polach czy, tak jak wcześniej mówiłam – na pastwiskach. Do końca lat 60-tych XX wieku w ośrodku garncarskim było więcej garncarzy niż pieców, istniało sporo pieców niemających właściciela. Swoje wyroby wypalało w nich kilku garncarzy. Remontowali je ci, którzy ich używali. Od początku lat 70. wielu garncarzy, korzystając z różnych zapomóg i dotacji na rozbudowę warsztatów, zbudowało własne piece przy swoich pracowniach. Taki piec musiał mieć komin odprowadzający dym. Swobodnie stojące piece powszechnie obudowywano szopą lub włączano do murowanego budynku, zwierającego także pracownię. W tym okresie, jak podają źródła, w ośrodku medyńskim było już więcej pieców, niż pracujących garncarzy.

 5
Fot. 5 Piec Garncarski w Zagrodzie Garncarskiej w Medyni używany podczas warsztatów i Jarmarków.

Podczas ostatniego Jarmarku Garncarskiego zapraszaliśmy starszych mieszkańców tych terenów do zaznaczania na przygotowanej mapie miejsc, gdzie znajdowały się, albo jeszcze istnieją piece garncarskie. Chciałabym, żeby ostatecznie powstała z tego piękna grafika, którą można będzie wyeksponować w dobrym miejscu, np. na elewacji budynku przy Zagrodzie Garncarskiej. Nie do końca ta akcja się powiodła. Nie ma tak lekko, trzeba z taką mapą osobiście odwiedzić wiele domów i długo rozmawiać z ludźmi. Pamięć ludzka jest zawodna i lubi płatać figle.

 6
Fot. 6 Jarmark Garncarski w Medyni.

Kiedyś jeden garncarz opowiadał mi, że pewnej nocy nie mógł zasnąć i zaczął liczyć piece, które były w Zalesiu. I w jednej małej wioseczce naliczył 30 pieców, które on sam pamięta. Jeżeli Zalesie jest najmniejszą miejscowością w tym zagłębiu, to proszę sobie wyobrazić, ile takich obiektów musiało znajdować się w całej okolicy!

 7
Fot. 7 Garncarz z dziada pradziada – pan Jan Jurek przy kole garncarskim.

Jaki jest zasięg garncarskiego ośrodka medyńskiego?

Tworzyły go 4 miejscowości: Pogwizdów, Zalesie, Medynia Głogowska, Medynia Łańcucka, dołączamy także Czarną (siedziba gminy wiejskiej Czarna) – tam też przenieśli się garncarze, ale już później, w latach 60-ych.

 

UŻYTKOWOŚĆ WYROBÓW GLINIANYCH W PRZESZŁOŚCI

Czy nazwa zagłębie garncarskie jest nazwą współczesną czy dawną?

W większości opracowań etnograficznych mówi się o ośrodku garncarskim w Medyni i Zalesiu lub po prostu o ośrodku medyńskim. Czasem określenie to wprowadza ludzi w błąd – myślą, że chodzi o jakiś ogrodzony kompleks turystyczny. Dla nazwy Ośrodek Garncarski Medynia stworzyliśmy logo i posługujemy się nim w promowaniu tego miejsca, ale w opisie staramy się wyjaśniać, że ośrodek to teren dawnego zagłębia garncarskiego, w skład którego wchodziło kilka miejscowości. Łatwiej zrozumieć wtedy, że znajdują się tam różne instytucje, prywatne pracownie i galerie, restauracja, agroturystyka i że przez teren ośrodka przebiega ścieżka turystyczna „Garncarski Szlak”.


Rys.1 Garncarski Szlak – mapa ścieżki turystycznej po terenie

dawnego ośrodka garncarskiego.

Przez lata podstawowym i najpowszechniejszym wyrobem w Medyni były naczynia użytkowe o różnej wielkości i o różnych kształtach, o czym decydowało ich przeznaczenie i funkcja. Podejrzewam, że o wiele mniej istotne dla garncarza i kupującego było, czy dany garnek jest ładny, tylko jego przydatność w gospodarstwie i to w określonej porze roku. I tak dwojaki i dzbanki na wodę potrzebne były w okresie żniw do noszenia jedzenia i wody w pole. Jesienią, kiedy organizowano wesela najbardziej potrzebne były miski i garnuszki, ale także ziarniaki z wąskim ujściem do przechowywania zboża, czy garnki na powidło. W okresie międzywojennym masowo produkowano doniczki, które były potrzebne w gospodarstwie ogrodniczym ordynacji Potockich.

 8
8. Dawne wyroby z gliny pokazywane w Izbie Garncarza w Zagrodzie Garncarskiej.

Stale potrzebne były cedzaki, rondle zwane oksynkami, czy szabasówki służące zwłaszcza ludności żydowskiej do przechowywania potraw w czasie szabasu. Tak więc o tym, jakie naczynia wytwarzał garncarz decydowała pora roku i ich funkcjonalność. To te czynniki wpływały na wygląd glinianych naczyń.


GARNCARZE POD OPIEKĄ CEPELII – LUDOWOŚĆ WYROBÓW Z GLINY

W okresie międzywojennym i w pierwszych latach po wojnie garncarstwo zaczęło tracić na znaczeniu, ponieważ także na wieś dotarły naczynia z innych, trwalszych materiałów. Odrodziło się dopiero w latach 60. za sprawą mecenatu państwa i powstaniu leżajskiej Cepelii. Wtedy medyński ośrodek, produkujący wcześniej naczynia użytkowe, przekształcił się w zagłębie rzemiosła artystycznego, w którym zaczęto wyrabiać modne w tym czasie, ludowe, ozdobne przedmioty. Cepelia zrzeszająca liczną grupę medyńskich garncarzy organizowała dla nich dostawę surowca, a przede wszystkim zajęła się zbytem ich towaru w kraju i za granicą.

Garncarzy zaczęli odwiedzać etnografowie, którzy w pewnym sensie narzucali twórcom, jaki asortyment mają wykonywać. I powiedzieli tym ludziom: musicie robić ludową ceramikę. Trochę to może demonizuję, ale w pewnym sensie tak się stało, że garncarze zaczęli się obawiać, czy to co robią jest dobre, i czy to się spodoba etnografowi. Wykonując naczynie nie myśleli o tym, czy to jest im potrzebne, tylko czy jest to „wystarczająco ludowe”. A przecież świat dookoła nas się zmienia, istnieją inne potrzeby. Ktoś kiedyś wymyślił dwojak z potrzeby i to było wtedy na pewno bardzo innowacyjne. I nikt wtedy nie zastanawiał się, czy nie jest on przypadkiem za mało tradycyjny.

Niektórzy garncarze wyłamywali się z tych przyjętych kanonów. Przykładem jest tu Stefan Głowiak. Niesłychanie twórczy człowiek, który nie pochodził z rodziny garncarskiej i być może dlatego był taki twórczy, bo nie zamykał się na wypracowanych przez lata rodzinnych formach. Zaczął robić np. kominki z gliny. I ten kominek wygląda jak domek Baby Jagi z piernika. To nie mogło podobać się ekspertom. Ale czy trzeba tego człowieka za to krytykować? On nie chciał mieć pieca wiejskiego, tylko kominek, jak we dworze. I tych kominków autorstwa Stefana Głowiaka powstało w Polsce kilka.

9
Fot. 9 Kominek autorstwa Stefana Głowiaka.

Nie w każdym kraju tak się działo, ale w Polsce tak. U nas rzemiosło zostało podzielone na ludowe i miejskie. W innych krajach to się bardziej przenikało, widać było wpływy jednych na drugich. Człowiek na wsi robił coś dla człowieka z miasta. Nie było – w pewnym sensie – narzuconej mody na ludowość w miastach. Rzemieślnik robił to, co miejski odbiorca potrzebował u siebie.

10
Fot. 10 Stefan Głowiak przy swoim kominku.

Oczywiście Cepelia wprowadzała też nowe formy, dbając o umiejętne nawiązywanie do tradycji. Dzięki Cepelii garncarze stali się artystami. Nagle zaczęli być doceniani, zaczęli czuć, że są kimś ważnym. Wyjeżdżali na organizowane przez państwo polskie konkursy, zdobywali nagrody, byli honorowani nagrodami Franciszka Kotuli, Oskara Kolberga, czy Ministra Kultury. Bardzo wzrosła ich pozycja w lokalnym środowisku.

 

UPADEK RZEMIOSŁA GARNCARSKIEGO

W okresie kryzysu gospodarczego i przemian politycznych w latach 80. upadła spółdzielnia Cepelia, mijała też moda na ludowość w Polsce. Kryzys boleśnie dotknął garncarzy z zagłębia medyńskiego, którzy zmuszeni byli do likwidacji swoich warsztatów i rozebrania pieców, tak charakterystycznych dla krajobrazu tego obszaru.

W jakich latach upadła Cepelia?

W 1993 roku. Do dziś w Medyni działa kółko ceramiczne założone z inicjatywy Cepelii. Pamiętam z własnego dzieciństwa, że w latach 70. i 80. uczęszczały na nie niemalże wszystkie dzieci ze szkoły. Prowadzili je garncarze: Andrzej Ruta i Władysława Prucnal. Kiedy przeszli na emeryturę, naukę garncarstwa przejął Jan Kot. Po jego śmierci opiekę nad kółkiem objęła absolwentka uczelni artystycznej, ceramiczka z rodziny garncarskiej- Karolina Plizga.

11
Fot. 11 Garncarz z dziada pradziada, założyciel rodzinnej firmy garncarskiej – pan Adrzej Plizga przy kole garncarskim.

Kiedy zaczęłam pracować w Gminnym Ośrodku Kultury w 1997 roku, niemalże żaden z garncarzy nie robił i nie wypalał naczyń. Istniała jedynie bezcenna, jak się teraz okazuje kolekcja ceramiki, zebrana przez miejscowy oddział OSP (obecnie przekazana do Zagrody Garncarskiej) i oczywiście niezwykła galeria pani Władysławy Prucnal.

12
Fot. 12 Kolekcja medyńskiej ceramiki, zebrana przez Ochotniczą Straż Pożarną i przekazana do Zagrody Garncarskiej.

Pani Prucnal to jedyna garncarka, która nie wysprzedała wszystkich swoich prac. W domu rodzinnym utworzyła imponujące muzeum wypełnione wykonanymi przez siebie figurami glinianymi. Druga taka kolekcja znajduje się na Mazurach, w Pieckach, w Muzeum Ziemi Mazurskiej. Założyła ją przyjaciółka pani Prucnal, która kupiła ponad 1200 figur jej autorstwa. Poza tym mnóstwo tych figur znajduje się w domach prywatnych, w muzeach etnograficznych. Figurki te często były kupowane jako upominek dla rodziny za granicą, ale też zaopatrywali się w nie „wysocy urzędnicy”, wyjeżdżający w podróż dyplomatyczną lub goszczący na Podkarpaciu dostojników różnego szczebla.

13

Fot. 13 Figurki pani Władysławy Prucnal.

 WSPÓŁCZESNOŚĆ – NADZIEJA NA NOWE ŻYCIE GLINIANYCH NACZYŃ I PRACĘ DLA MŁODYCH

W 2000 roku Gmina Czarna rozpoczęła realizację projektu „Medynia – gliniane złoża”, w ramach którego utworzono Zagrodę Garncarską: www.zagrodagarncarska.pl z tradycyjnym piecem do wypalania ceramiki i zorganizowano pierwsze trzydniowe warsztaty garncarskie. Zanim jednak to się stało, należało przekonać do tej inicjatywy ludzi, mieszkańców Medyni i okolicznych wiosek, którzy kiedyś zajmowali się garncarstwem. Nawiązanie z nimi kontaktu, zintegrowanie tej grupy i zachęcenie do współpracy nie było łatwym zadaniem, bowiem garncarze zniechęceni blisko 20-letnią stagnacją z trudem dawali się namówić do udziału w jakichkolwiek przedsięwzięciach. Dodatkową trudnością był fakt, że aby przygotować ceramikę nawet na niewielki kiermasz, należało wypalić cały piec wyrobów, tj. ok. 1000 sztuk średniej wielkości naczyń, nie mając żadnej gwarancji, że uda się je sprzedać!

14
Fot. 14 Zagroda Garncarska w Medyni. To tu odbywają się warsztaty garncarskie na otwartym powietrzu, tu też znajdują się dwa piece do wypalania naczyń, galeria wyrobów ceramicznych oraz izba garncarza, a także mały sklepik z wyrobami ceramicznymi.

Z czasem zaczęto sobie uświadamiać, że to nie ilość sprzedanej ceramiki może przyczynić się do odrodzenia ośrodka garncarskiego, ale sami garncarze, którzy okazali się najcenniejszym kapitałem w budowaniu nowego produktu turystycznego Medyni. Stali się oni cierpliwymi nauczycielami rzemiosła dla uczestników warsztatów ceramicznych, gawędziarzami wspominającymi dawne wyprawy na jarmarki, bezcennym źródłem wiedzy o tradycjach i kulturze ludowej tego regionu.

15
Fot. 15 Warsztaty prowadzone w Zagrodzie Garncarskiej.

Dzisiaj, w sezonie, działalność Zagrody Garncarskiej stwarza dodatkowe źródła dochodu dla garncarzy (umowy za prowadzenie lekcji, warsztatów, sprzedaż ceramiki), właścicieli gospodarstw agroturystycznych, przewodnika, gospodyń wytwarzających lokalne produkty, restauracji regionalnej, sklepów spożywczych.

Nurtuje mnie pytanie, czy obecne garncarstwo istnieje samo w sobie, czy też dlatego, że jest stymulowane przez Gminny Ośrodek Kultury? I co sprzyja takiej działalności rzemieślniczej w Polsce, co pomaga, a co przeszkadza, jakie są problemy, potrzeby tego środowiska rzemieślników?

To jest pytanie, nad którym sama się zastanawiam. Mam taką teorię, że kiedy w grupie pojawia się jakiś lider -choćby w postaci instytucji – to reszta czuje się zwolniona z samodzielnego myślenia, poszukiwania. Trochę to jest tak: „rób, działaj, twórz, a my się włączymy, jak nas poprosisz”. A chciałam zawsze, żeby było tak: „róbmy, działajmy, bo to w naszym szeroko pojętym, wspólnym interesie”.

No więc wydaje mi się, po kilkunastu latach doświadczenia, że garncarstwo rozwijałoby się lepiej, gdyby nie było stymulowane odgórnie. Z pewnością ludzie wykazywaliby wiecej inicjatywy, przedsiębiorczości. Jak Pani do mnie dzwoniła, by umówić się na rozmowę, miałam wrażenie, że Pani nie chce rozmawiać z jakąś urzędniczką, tylko z organizacją, grupami, garncarzami.

To prawda. Wyobrażałam sobie, że za organizacją Jarmarku Garncarskiego i warsztatów garncarstwa stoi np. organizacja pozarządowa. A czy działa tu grupa producencka, albo stowarzyszenie garncarzy?

No właśnie o tym mówię. Zakładałam stowarzyszenie raz, potem drugi raz. Chciałam, żeby powstała organizacja, która będzie samodzielna, niezależna od instytucji czy gminy, zrzeszająca ludzi, którzy będą mieli potrzebę wpływania na lokalną rzeczywistość, na rozwój gospodarczy. Wyobrażałam sobie, że takie stowarzyszenie szybko przekształci się w grupę producencką, czy organizację zarządzajacą produktem turystycznym; której działalność będzie się uzupełniała z działaniami instytucji kultury. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Cały czas czuło się oczekiwanie i właśnie to podejście: „rób, działaj, twórz, a my się włączymy, jak nas poprosisz”.

Czyli na rozwój garncarstwa pozyskujecie dotacje jako Gminny Ośrodek Kultury?

Na projekty twarde, inwestycyjne, dotacje pozyskiwała gmina Czarna , np. utworzenie Zagrody Garncarskiej (współfinansowane przez Fundację Współpracy Polsko – Niemieckiej), czy SAPARD-owski projekt na wytyczenie i oznakowanie szlaku garncarskiego, w ramach którego powstały również wiaty przystankowe, zaadoptowane stare budynki na cele turystyczne. Projekty miękkie np. stworzenie aplikacji mobilnej, na utworzenie punktów sprzedaży, oznakowania dojazdów do ośrodka, konferencje, imprezy – robimy jako Gminny Ośrodek Kultury i Rekreacji. Dlatego namawiałam do utworzenia stowarzyszenia, ponieważ są środki, których my nie możemy pozyskać jako gminna instytucja.

16
Fot. 16 Izba Garncarza w Zagrodzie Garncarskiej.

Kto jest właścicielem terenu, na którym stoi Zagroda Garncarska?

To jest teren gminy. Nasz Gminny Ośrodek Kultury i Rekreacji ma siedzibę przy urzędzie gminy, tam jest centrum dowodzenia, a we wszystkich 7 miejscowościach są ośrodki kultury, większe lub mniejsze. Własciwie w każdej z tych miejscowości można stworzyć kapitalny regionalny produkt turystyczny oparty na dziedzictwie kulturowym czy przyrodniczym. W Krzemienicy kultywuje się nadal XIX wieczne obrzędy weselne, przebiega tamtędy Szlak Architektury Drewnianej i Szlak Świętego Jakuba- ze względu na zabytkowy kościół. W Dabrówkach znajdują się zabytkowe dworki z czasów ordynacji Potockich z Łańcuta. Przez Czarną przebiega urokliwy Szlak Starego Wisłoka itd. Tylko trzeba poświęcić na to wiele czasu, tak jak to się stało w Medyni. I myślę, że nadszedł już czas, żeby produkt, jakim jest Ośrodek Garncarski w Medyni odzielił się już od instytucji i zaczął żyć własnym życiem. Może nabierze wiatru w żagle albo koła nabiorą prędkości

 

DWIE DROGI DLA MEDYNI. DROGA PIERWSZA:
ROZWÓJ OŚRODKA MUZEALNO-WARSZTATOWEGO

Wyobrażam sobie, że teraz są dwie drogi dla Medyni, które wcale się nie wykluczają. Jedna dotyczy samej Zagrody Garncarskiej. Gmina Czarna walczy obecnie o dotację na projekt, który ma ma na celu stworzenie tu ośrodka, w którym znajdzie się miejsce na ekspozycje muzealne i na projekcję archiwalnego filmu o Medyni z 1949 roku, miejsce do prowadzenia warsztatów, punkt informacji turystycznej, sklep z ceramiką. Chcemy, aby znajdujący się w Zagrodzie piec garncarski został wyeksponowany w sposób atrakcyjny dla turysty. On ma być sercem tego miejsca. I chcemy wprowadzić atrakcyjne zajęcia dla dzieci i młodzieży. Te grupy szkolne są bardzo liczne. To jest nasz główny klient w dni powszednie.

17
Fot. 17 mały piec do wypalania ceramiki w Zagrodzie Garncarskiej.

Zapytam jeszcze, ilu jest aktywnych garncarzy w ośrodku medyńskim obecnie?

Nie jest ich zbyt wielu, ale w razie potrzeby- np. gdybyśmy chcieli zrobić widowiskowowy pokaz garncarski, jesteśmy w stanie do takiej akcji namówić 8 garncarzy, którzy albo codziennie albo od czasu do czasu pracują przy kole. Jednak w Medyni i Zalesiu jest znacznie więcej osób, które potrafią toczyć z gliny, lecz od lat tego nie robią. Jeden z garncarzy dostał – jak to nazywam – stypendium, czyli umowę o pracę. Nie pracuje na godziny od – do, jednak gdyby nie dostał wsparcia ze strony gminy – przypuszczam, że w ogóle by się nie zajmował tym rzemiosłem. Ani też jego rodzina. A dzięki temu teraz możemy rozmawiać o ceramice użytkowej i staramy się wciągać do współpracy innych garncarzy. Jest kilku garncarzy starszego pokolenia, od których ze względu na wiek i stan zdrowia, nie możemy zbyt wiele wymagać, lecz jeśli do zagrody na lekcję chce przyjechać grupa 80 osób, to i nauczycieli musi być więcej. Wtedy dzwonimy do naszych starszych mistrzów, pytamy o zdrowie, a potem błagamy, żeby przyszli do ZagrodyJ. Oczywiście można wyuczyć izatrudnić młode osoby tylko, że sezon turystyczny trwa w Medyni zaledwie kilka miesięcy. Trzeba byłoby utrzymywać na etetach kilku garncarzy przez cały rok, aby mogli w sezonie pracować, a poza sezonem tworzyć i się rozwijać. Być może do tego dojdzie, jeśli np. powstanie jakaś grupa producencka. Może tak będzie, jeżeli Medynia się oddzieli od instytucji gminnej, jeżeli będzie samodzielnym ośrodkiem.

Ale póki co, myślimy o muzeum. Chcemy, aby projekt, który przygotowujemy, obejmował nie tylko zagrodę, ale też m.in. Galerię Pani Prucnal (chcemy, żeby Galeria nabrała statusu muzeum). Obok zagrody i Galerii Pani Prucnal znajduje się najstarsza część Medyni, jest wiele domów, w których mieszczą się dawne warsztaty.

Czy to są czynne warsztaty?

Nie, lecz znajdują się na prywatnych posesjach, gdzie mieszkają rodziny nieżyjacych już garncarzy. Dość często, ktoś z zewnątrz podpowiada mi, że powinniśmy utworzyć w takim miejscu wioskę garncarską, w której będą otware do zwiedzania dawne pracownie. To nie jest takie proste. Te rodziny mają w tych pracowniach jakiś swój składzik, albo mieszka tam jeszcze ich babcia, więc nie chcą zakłócać jej spokoju, chociaż doceniają dziedzictwo, jakie pozostawił po sobie ich dziadek.

18
Fot. 18 Duży piec garncarski od środka.

Myślę jednak, że wszystko przed nami. Jestem przekonana, że powstanie tu uliczka garncarska, wzdłuż której zostaną otwarte, pięknie odrestaurowane warsztaty i domy garncarzy, galerie i odkrywki gliny. Będzie „wysmakowana”, jak Złota Uliczka w Pradze J.

Ciekawi mnie, jak patrzy na tę działalność Zagrody Garncarskiej wasza gmina: czy traktuje to jako promocję regionu, wspieranie kultury, czy też rozwój przedsiębiorczości?

Ja uważam, że ciagle jesteśmy na początku drogi i mam nadzieję, że takiej drogi w dobrym kierunku. Wójt gminy Czarna, uczestnicząc w całym procesie tworzenia i rozwijania produktu, jakim jest ośrodek garncarski zdaje sobie sprawę, że kultura, istniejące dziedzictwo mogą mieć bardzo duży wpływ na rozwój regionu i dlatego jest bardzo zaangażowany w pozyskanie środków na ten cel.

Wracając do garncarzy aktualnie pracujących….

Tak jak powiedziałam wcześniej, garncarzy zatrudniamy na umowę zlecenia w sezonie. Starszych garncarzy, których nazywamy tu mistrzami jest coraz mniej. Najczęściej ich dzieci i wnuki nie chcą się zajmować rzemiosłem, chociaż potrafią to robić. Jest to praca trudna, wymagająca ciągłej uwagi, nie można np. zostawić nagle na kilka dni naczyń, które się suszą, bo nie dopilnowane mogą popękać… Młodzi wolą szukać pracy w mieście, codziennie spotykać znajomych.

19
Fot. 19 Pokaz zamykania pieca przy wypalaniu siwaków.

 

DRUGA DROGA DLA MEDYNI: CERAMIKA SIWA, NOWE ŻYCIE DAWNEGO RZEMIOSŁA

Cały czas zależało mi, byśmy się nie kręcili wyłącznie wokół pamiątek. Kiedyś to potrzeba zmuszała garncarzy do wykonywania pewnych naczyń. Teraz chcemy też w pewnym sensie taka potrzebę stymulować. Dlatego myślimy o ceramice użytkowej. I stąd współpraca ze Szkołą Formy z Poznania – School of Form, której mentorką jest Lidewij Edelcoort, Dunka, przepowiadaczka światowych trendów dotyczących architektury, mody, sztuki użytkowej. Bardzo spodobała mi się idea tej szkoły mówiąca, że projektant powinien być humanistą i przede wszystkim znać problemy i potrzeby środowiska, dla którego coś projektuje. Napisałm list do jej założyciela, który skontaktował mnie z najbardziej chyba odpowiednimi osobami – Olgą Milczyńską i Ewą Klekot. Najpierw pomyślałam, że zaproszę do nas projektanta, on zaprojektuje, a my zrobimy. Ale oni powiedzieli: to nie tędy droga…

Bo tak już kiedyś robiła Cepelia…

Zgodnie z podejściem nauczycieli tej Szkoły, projektowanie powinno być wspólnym procesem i uczeniem się wzajemnie od siebie róznych środowisk, jednych od drugich. Dlatego najpierw przyjechali do nas studenci i wykładowcy SOF i pracowali z naszymi garncarzami i młodymi ludźmi z Medyni. Olga Milczyńska jest ceramiczką, która pracowała w różnych ośrodkach garncarskich na świecie m.in. w Korei, we Francji, na Bortholmie, więc miała duży dystans do tego, co robimy. Intuicja mówiła mi, że tacy ludzie z zewnątrz są bardzo potrzebni. Oni zadają ważne pytania naszym garncarzom. A garncarze, choć znają na nie odpowiedzi, po prostu nigdy się nad nimi nie zastanawiali. Projektanci z Poznania mówili np. do młodych twórców: „Nie musicie być tak przywiązani do tego dwojaka. Jeżeli np. szukacie pomysłu na filiżankę, to zastanówcie się, jakie funkcje ona musi spełniać? Potem ta filiżanka i tak będzie stąd. Ale niekoniecznie musicie robić takie naczynia, które tu były dawniej, bo to Was ogranicza”.

20
Fot. 20 Siwaki.

Napisaliśmy projekt, który został wysoko oceniony przez Ministerstwo Kultury „Ceramika siwa, nowe życie dawnego rzemiosła”, który teraz realizujemy. Młodzi ludzie stąd pojechali do Poznania. Tam uczyli się min. tworzyć formy naczyń, które mają wejść w życie, mają być funkcjonalne, mają rozwiązać konkretny problem, czy sprostać konkretnemu zapotrzebowaniu.

Dążymy do tego, aby wracać do ceramiki użytkowej, sprzed II wojny. Realizując projekt zadawaliśmy pytania garncarzom: „Dlaczego dawniej garnki nie przeciekały?”. „A dlatego, że wtedy dawało się więcej tłustej gliny, z innego miejsca się ją kopało”- odpowiadali nasi garncarze!

 

PRZEDWOJENNA CERAMIKA UŻYTKOWA I SLOW FOOD

W ramach projektu pt. „Ceramika siwa – nowe życie dawnego rzemiosła”, mamy przeprowadzić do jesieni kilka wypałów glinianych naczyń użytkowych. Obecnie pracujemy nad ich formą i jakością. Niespodziewanie, czego wcześniej nie planowaliśmy, do projektu zaangażowane zostały panie z niedawno zawiązanego KGW w Medyni Głogowskiej. Ich rola okazała się nieoceniona; wypalone naczynia trzeba przecież testować, a na etapie projektowania trzeba było rozmawiać z osobami, które zasugerują, jakie formy byłyby najlepsze do określonych potraw. A jeśli mówimy o potrawach- najbardziej zależy nam na tych, w jak najmniejszym stopniu przetworzonych, z kuchni naszych babć, gdzie wykorzystywano kaszę jaglaną, soczewicę, mąkę razową, zioła. Czyli z okresu przed ulepszaczami smaku i wszechobecnej białej mąki.

21
Fot. 21 Panie z Koła Gospodyń Wiejskich przygotowują potrawy regionalne w medyńskiej ceramice.

I właśnie Koło Gospodyń Wiejskich w Medyni jako jeden z kierunków działania obrało sobie promowanie dawnej kuchni, przygotowywanej w ceramicznych, medyńskich naczyniach. Stało się to za sprawą jednej z osób aktywnie wspierających tę organizację- pani Doroty Ożóg, dzięki której KGW otrzymało grant na mobilny piec, w którym można upiec chleb oraz inne lokalne smakołyki. Oczywiście w glinianych naczyniach.

Jednym z etapów projektu dotyczącego ceramiki siwej było przeprowadzenie wywiadów z żonami garncarzy. Młode uczestniczki projektu, mieszkanki Medyni wypytywały o stosowanie naczyń glinianych w dawnym gospodarstwie, a zwłaszcza w kuchni. W czasie rozmów zrodził się pomysł na wystawę fotografii przedstawiającą portrety kobiet, garncarek, które całe swoje życie ciężko pracowały w domu, w polu, ale także w pracowni garncarskiej. Zawsze jednak cały splendor za wykonane wyroby spadał na męża.

22
Fot. 22 Z wystawy „Garncarzowe w cieniu Mistrza”.

Czy takie naczynia użytkowe można już u Was kupić?

To jest świeża sprawa! Jest Pani u nas na początku naszej drogi. Garncarze ze starszego pokolenia mówią nam: róbcie tak, żeby było dobrze. Garncarze młodego pokolenia trochę się wahają, ale też próbują! Np. ostatnio jednemu z nich udało się wypalić siwaki w piecu elektrycznym, co wydawało nam się niemożliwe.

23
Fot. 23 Z wystawy „Garncarzowe w cieniu Mistrza”.

A czy zupa szczawiowa, gotowana w siwaku przez panie z Koła Gospodyń Wiejskich jest podawana teraz w tej karczmie, która jest przy Zagrodzie Garncarskiej?

Przy samej Zagrodzie Garncarskiej powstała 3 lata temu restauracja regionalna – Karczma „U Garncarzy”, która pełni poza funkcjami gastronomicznymi rolę informacji turystycznej, promuje lokalne tradycje, nie tylko kulinarne.

Ma menadżerkę rozumiejącą o co chodzi w lokalnej społeczności, która nadaje działalności restauracji dobry kierunek! Chciałabym, aby udała się współpraca między Kołem Gospodyń Wiejskich, które wyszukują dawne potrawy, nadające się do przygotowywania i serwowania w siwakach, a Karczmą u Garncarzy, która może je wprowadzić do swojego menu. No i oczywiście niezbędna jest ich współpraca z samymi garncarzami.

25
Fot. 24 Karczma „U Garncarzy” tuż przy Zagrodzie Garncarskiej.

Czy te testowane naczynia są zamykane, mają pokrywki?

Te, które są teraz przygotowywane do wypału – tak. Finałowy wypał odbędzie się pod koniec września.

25b
Fot. 25 Potrawy regionalne w ceramice użytkowej.

Chodzi nam też o to, żeby te naczynia kupowali nasi mieszkańcy , bo jeśli mamy to sprzedawać turystom, sami musimy ich używać i w nie „uwierzyć”. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości Medynia znana będzie szerzej jako miejsce, w którym w każdym domu piecze się pyszne rzeczy w ceramicznych naczyniach i każdy będzie znał jakiś dobry przepis. Mało tego, będzie potrafił doradzić, gdzie kupić najlepsze naczynie, i jak je stosować.

Czy ktoś robi coś podobnego w Polsce?

Nie sadzę żebyśmy byli jedyniJ. Jest wielu garncarzy mających swoje pracownie, więc i mnóstwo pomysłów, może i taki. Sporo osób uczyło się rzemiosła na warsztatach garncarskich w Medyni Głogowskiej, niektóre z nich następnie otwierały własne pracownie. Naszym atutem jest ciągłość tradycji. Jeżeli zapytasz któregokolwiek z garncarzy w Medyni, to na sto procent dowiesz się, że jego ojciec i dziadek też był garncarzem, a pewnie co drugi rdzenny mieszkaniec Medyni miał w rodzinie garncarza.

Rozumiem, że idziecie w kierunku użytkowym, chcecie żeby ta medyńska ceramika znalazła się w naszych kuchniach. Pracujecie nad marką – naczynia z Medyni…

Tak. Chcemy stworzyć modę na posiadanie naczyń glinianych z medyńskiego zagłębia garncarskiego.

26
Fot. 26 Gablota w przejściu podziemnym w Rzeszowie z ceramiką z Medyni.

Bardzo dziękuję za rozmowę!

Fot. Archiwum Gminnego Ośrodka Kultury i Rekreacji w Czarnej i Witryny Wiejskiej

Małgorzata Wisz – od 1997 r. pełni funkcję dyrektora Gminnego Ośrodka Kultury i Rekreacji w Czarnej koordynując i inicjując przedsięwzięcia związane z rozwojem produktów turystycznych opartych na lokalnych tradycjach kulturowych, takich jak Garncarski Szlak (Certyfikat POT za najlepszy produkt turystyczny 2007 r.)

gokczarna@wp.pl

www.gok-czarna.pl

Na stronie internetowej jest dostępna mobilna aplikacja na telefon dla turystów (mobilny przewodnik), którzy pragną zwiedzać Ośrodek Garncarski w Medyni Głogowskiej:

5 lipca 2015 roku w niedzielę odbył się XX Jarmark Garncarski w Medyni Głogowskiej. Foto relacje z Jarmarku można zobaczyć tutaj

***

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Najnowsze wydarzenia

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!