Rozmawiam z panią Elżbietą Skrzyszowską, prezeską Lokalnej Organizacji Turystycznej „Wrota Karpat Wschodnich” z Leszczawy Dolnej, w gminie Bircza na Podkarpaciu.
M.M.K.: Chciałam zapytać o miejsce, w którym jesteśmy, w którym działa Lokalna Organizacja Turystyczna – LOT?
E.S.: To jest wieś o nazwie Leszczawa Dolna, która liczy w tej chwili około 900 mieszkańców. Jest to druga po Birczy wieś w gminie. Jest tu szkoła, parafia rzymsko-katolicka. Kiedyś tu była też parafia greko-katolicka z siedzibą w Leszczawie Górnej, teraz jej nie ma. Cerkiew rozebrana została w latach 60- tych, a cmentarz zapuszczony, jak większość cmentarzy greko-katolickich na tych terenach.
Wieś, po wojnie, w czasie walk polsko- ukraińskich została spalona. Zostały 4 domy. Jednym z nich jest ten dom, w którym jesteśmy teraz. To dawna organistówka, wybudowana tuż przed wojną przez tutejszego organistę, pana Kowalczyka. Też się paliła, ale sąsiedzi ugasili…
Fot. Agroturystyka „Organistówka” w Leszczawie koło Birczy.
Czyli jesteśmy w historycznym miejscu?
Cała ta ziemia jest historyczna. Ten dom wybudowany przez organistę, który nie tylko uczył muzyki i grał w kościele, ale też był działaczem ludowym. W czasie wojny ukrywał się przed wszystkimi możliwym najeźdźcami. Po wojnie był tu urzędnikiem gminnym. Dom „Organistówka” jest drewniany, trochę wyremontowany. Mieszkam tu od 10 lat i prowadzę agroturystkę. Przyjechałam z Krakowa. A moja koleżanka Ola (Aleksandra Ryzner) urodziła się w Birczy, potem wyjechała na studia do Lublina, tam zrobiła karierę i z tej kariery się rozchorowała. Wróciła tu, by odzyskać zdrowie i siły witalne. Póki nie wybuduje własnego domu, przemieszkuje u mnie.
W prowadzeniu agroturystyki postawiłam na dobrą tradycyjną kuchnię. Odkąd tu jestem, zbieram tutejsze przepisy od moich koleżanek z Koła Gospodyń Wiejskich w Leszczawce. Nauczyły mnie piec chleb, proziaki czy kartoflaniki. Teraz podaję to moim gościom.
W tym roku wyremontowałam starą, drewnianą stajnię, wybudowałam tradycyjny piec kuchenny połączony z suszarnią i wędzarnią. Suszę grzyby i owoce. Od wiosny rusza zagroda edukacyjna, w której będzie można nauczyć się praktycznie gotowania i pieczenia.
Fot. Piec z suszarnią w wyremontowanej stajni.
Chciałam zapytać o to, z czego się utrzymują mieszkańcy tej wsi, co robią?
Jest kilku przedsiębiorców: np. przewoźnik, budowlańcy, producent miodu – zresztą pasieki są elementem naszego krajobrazu, bo każdy dom ma większą lub mniejszą pasiekę. Kiedyś przy każdej chałupie było 4-5 uli w sadzie, bo tutaj są wielowiekowe tradycje, każdy miał swój miód.
Są też tartaki. Był duży przedsiębiorca – zarządca Księcia Sapiehy [Michał Sapieha był właścicielem dużego gospodarstwa, które dostał, jako odszkodowanie za Krasiczyn. Hodował w Leszczawie konie pełnej krwi anglo -arabskiej, zlikwidował stadninę 2 lata temu, niedawno umarł; nie wiadomo, co będą robili spadkobiercy].
Teraz jest też duży przedsiębiorca, który kupuje siano od wszystkich i robi brykiety na opał. Poza tym ludzie pracują w lesie – mężczyźni przy wyrębie drzew, kobiety przy sadzeniu lasu. Duża cześć młodych ludzi pracuje jako robotnicy budowlani, tworzą takie ekipy, wyjeżdżają za granicę, pracują we Francji, w Wielkiej Brytanii, wracają tu po sezonie.
A czy tu był kiedyś dwór? Czy są jakieś ślady przeszłości?
Nie ma śladu po nim. Jest trochę starodrzewia koło kościoła. Budynek parafialny jest XVIII- wieczny, a kościół drewniany, stary został rozebrany podczas II wojny światowej przez Rosjan i zużyty na podpałkę. Bo my jesteśmy po prawej stronie Sanu, byliśmy pod okupacją radziecką, teraz się mówi sowiecką.
Natomiast w Górnej Leszczawie, są zachowane resztki starej cerkwi, XVIII wiecznej. Tam była parafia greko-katolicka. To była duża wieś, w której mieszkała ludność wyznania greko-katolickiego. Cała wieś Leszczawa Dolna była mieszana. Tutaj są właściwie trzy wsie: Leszczawa Dolna, Leszczawa Górna i Leszczawka.
Parafia greko-katolicka była w Leszczawie Górnej, a cerkwie filialne w Leszczawie Dolnej i Leszczawce, rzymsko-katolicka była w Leszczawie Dolnej, a kościół filialny został w Leszczawce wybudowany dopiero w latach 70-tych. Przed II wojną światową dominowała tutaj ludność greko-katolicka.
A czy była tu społeczność żydowska?
Tak. Byli Żydzi. Część Żydów przetrwało tu wojnę, przynajmniej z tego, co ja wiem o Leszczawce. Jest coś takiego, co się nazywa Żydowska Jama. Tam podczas wojny byli ukrywani Żydzi. Ludność o nich dbała. Był też m.in. taki Herszko w Leszczawce. On ukrywał u siebie dwie Żydówki. One przetrwały wojnę. Jednak większość Żydów znalazła się w getcie w Birczy i została rozstrzelana.
Czy jest tu szkoła?
Tak, szkoła podstawowa liczy osiemdziesięciu kilku uczniów. To dobra mała szkoła, wokół której skupia się życie kulturalne wsi.
Proszę opowiedzieć o lokalnej organizacji, co robi?
Lokalna Organizacja Turystyczna „ Wrota Karpat Wschodnich” działa na Pogórzu Przemyskim i w Górach Słonnych od 2008 roku. Raz na pół roku, rok realizujemy jakiś dobry pomysł. Czasami się uda, czasami nie. Jednak nie ustajemy w wysiłkach.
Organizacja obejmuje wiele podmiotów, skupia głównie właścicieli gospodarstw agroturystycznych z dwóch gmin: Bircza i Fredropol, biura podróży, właścicieli stadniny koni, PTTK w Przemyślu, dwa biura turystyczne. Członkiem wspierającym jest gmina Bircza.
To znaczy, że jest duża współpraca z innymi organizacjami i instytucjami?
Różnie bywa ze współpracą. Jak są trzy, dobre konie, które to ciągną to ta współpraca idzie. Trzecim „koniem” organizacji jest Tomek Gierula, spod Dynowa – wiceprezes LOT.
U nas wszystko zaczęło się od zaniedbanych cmentarzy. „Odkrzaczaliśmy” je jako jako organizacja. Można powiedzieć tak, my postarałyśmy się o dotację, a Tomek odkrzaczał: np. cmentarz żydowski w Birczy, czy greko-katolicki w Tyrawie Wołoskiej, współpracując przy tym z grupą kamieniarzy ze Stowarzyszenia Magurycz.
Poza tym dla nas ważnym partnerem do współpracy jest Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze z Warszawy. Ale organizacja, która dba o przyrodę nie jest mile widziana na tym terenie i my też mamy problemy z tego tytułu.
A czym zajmuje się LOT obecnie?
Obecnie realizujemy projekt remontu cerkwi w Chyrzynce. Dzisiaj właśnie jadę na odbiór etapu prac konserwatorskich w cerkwi. W przyszłym roku powinniśmy skończyć te prace.
Chcieliśmy zacząć od cerkwi w Kotowie, która bardzo niszczała. Ale okazało się, że jest konflikt z radą gminy, która nie była przychylna naszej inicjatywie. Członkowie rady uważali, że to jest zagrożenie, że chcemy tę cerkiew odnawiać, mówiono nam, że Ukraińcy przyjadą. Generalnie zrobiła się z tego afera. Uznano nas, za krypto-Ukraińców, niemalże banderowców. Wojna była wielka. W prasie pisało się na ten temat dużo. W tej sytuacji wójt zdecydował, że tej cerkwi nie da naszej organizacji w dzierżawę, że sam ją wyremontuje. I tak się stało! Cerkiew jest wyremontowana! W tym roku gmina otrzymała grant od Ministra Kultury na ten cel.
A myśmy się zajęli cerkwią w Chyrzynce, która architektonicznie była nawet ciekawsza od tej w Kotowie i też niszczała. Cerkiew w Chyrzynce ma piękne malowidła i jest starsza, bo datowana na koniec XVIII wieku, drewniana i ładnie położona. Dziś, wsi Chyrzynka prawie nie ma.
Fot. Ratowana przez Lokalną Organizację Turystyczną – Cerkiew w Chyrzynce
Co będzie w tej odnowionej cerkwi?
Chcieliśmy, żeby zachowała swoje sakralne przeznaczenie, czyli żeby odbywały się w niej uroczystości sakralne, niezależnie od wyznania – ekumeniczne. Żeby to było centrum spotkań, różnego typu, ale głównie polsko-ukraińskie, które pozwoliłyby przepędzić demony, zakopać okopy. Żeby młodzież się spotykała, wokół poezji i twórczości od Mickiewicza i Szewczenki, a kończąc na współczesnych. Żeby wprowadzić elementy nowej Ukrainy. Bo wszyscy mamy takie resentymenty: nasza wschodnia Ukraina, Lwów….. A nam chodzi o to, żeby Ci młodzi ludzie, których historia owszem interesuje, ale może nie tak jak ich dziadków, żeby ci młodzi ludzie się poznali. Jak się młodzi ludzie poznają, to widzą, że nie ma barier. Jak nie będą mogli mówić po polsku i nie po ukraińsku, to może po angielsku. Okaże się, że słuchają podobnej muzyki, interesują ich podobne tematy.
Z Fundacją Dziedzictwo Przyrodnicze mamy taki plan, żeby zrobić mini muzeum Tradycji Pogórza Przemyskiego. Na początek, może znajdziemy jakiś budynek, pozyskamy pieniądze, żeby stworzyć takie multimedialne muzeum, żeby tam była muzyka, zdjęcia, filmy. Tu nie ma czegoś takiego. Jest oczywiście Skansen w Sanoku, a nam chodzi o to, żeby to było tutaj, w miejscu wielokulturowym.
Pierwotnie, chcieliśmy organizować w cerkwi wystawy artystyczne, zapraszać artystów ludowych, robić etnograficzne wystawy, sprowadzać chóry. Tylko nam chodzi o to, żeby to nie były scena i publiczność po drugiej stronie, ale żeby to było wszystko razem: artyści pośród publiczności.
Fot. Malowidła w cerkwi w Chyrzynce.
Podobnie jak to było we wsi Borysławka koło Rybotycz (gmina Fredropol), w sierpniu tego roku. To jest wieś, której już nie ma. Potomek ludzi z Borysławki, społecznik, muzyk z wykształcenia, lutnista – Antoni Pilch urządził we wsi swoich przodków znakomitą imprezę pod nazwą: „Święto tradycji polskiej, ruskiej, żydowskiej Ziemi Przemyskiej”. Chciał odtworzyć rzeczywistość świata wsi, świata który nagle zniknął. To była impreza wielkiej klasy!
Przyjechało wiele osób i Polaków i Ukraińców. W imprezie wzięła udział ludność okolicznych Rybotycz. W cerkwi w Nowych Sadach odbyła się msza grekokatolicka. Ludzie się przemieszali. Antoni Pilch sprowadził tam znakomite zespoły: zagrała i zaśpiewała Chorea Kozacka z Kijowa, wystąpiła Julia Doszna – łemkowska pieśniarka oraz polski zespół Kapela Brodów, który grał muzykę żydowską.
Udało się ludzi wciągnąć do tańca. Nagle była więź miedzy ludźmi, wszystko było na luzie. Deszcz siąpił. A oni uczyli tańców kozackich. Po nocy zrobili wyprawę do Doliny Borysławki z lampami naftowymi. Dwójka młodych artystów zrobiła tam instalację, jakby okna z ostruganych patyków, ze świecami. Jak się szło nocą, w deszczu, to tam w tych oknach migotały światła. Ludzie się zatrzymywali przy nich i tak spontanicznie mówili wiersze, albo śpiewali.
Potem była Panahida – modlitwa za wszystkich. Było dużo ludzi. Spotkanie służyło temu, żeby uczcić to miejsce, ale też tworzyć nowe relacje. Pan Pilch obiecał, że będziemy to robić co roku. I my chcemy włączyć w to Chyżynkę. Wcześniej takie koncerty były organizowane w Dubiecku, w Przemyślu.
Ten temat trzeba ruszyć, żeby to poszło dalej. Ciągle się zatrzymujemy na tych 40-ych latach. A ten temat musi się wyładować. My byśmy chcieli więcej organizować spotkań wielokulturowych, muzycznych, przypominając od czasu do czasu, że mieliśmy np. dużą społeczność żydowską w Birczy.
Dziękuję za rozmowę.
Fot.: zdjęcia cerkwi w Chyrzynce – Tomek Gierula, zdjecie Organistówki – Andrzej Dańko, pozostałe zdjęcia – Agnieszka Rokitowska
***