Dubiecko. O pasji w ratowaniu dziedzictwa kulturowego wsi

img 3783zaj

Rozmowa z Jackiem Grzegorzakiem z Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Dubieckiej

Monika Kaczmaryk: Ponad 10 lat temu byliście grupą nieformalną. Zaopiekowaliście się niechcianą, nieużytkowaną cerkwią w Dubiecku. Nadaliście jej nową funkcję. Chciałam zapytać o refleksję po tych 10 latach: co byście zrobili inaczej, co było dobre, co złe? Drugie pytanie dotyczy tego, co byście poradzili innym grupom, których jest w Polsce wiele, a które widzą te niszczejące cerkwie, zaniedbane kapliczki, stare domy parafialne, szkoły i chciałyby się tym zająć, bo widzą, że jeśli ktoś się tym nie zajmie, to te obiekty bezpowrotnie zginą…

Jacek Grzegorzak: Pierwsza część pytania: co zrobilibyśmy inaczej? Szczerze mówiąc, nie umiem znaleźć takiego aspektu, dlatego, że jeśli ktoś robi to społecznie, nie zajmuje się tym zawodowo, robi to z pasji – to robi to z pełnym oddaniem w ramach czasu wolnego swojego i wolontariuszy. I tak u nas było. Nie mogliśmy pozyskać od razu dużych funduszy. Ja o tym nie zdążyłem powiedzieć podczas wystąpienia o takich trudnościach…

13 x 18zaj

Czy to Was zrażało? To był przecież trudny moment….

Na początku jest kłopot, bo trzeba zdobyć te pierwsze pieniądze, środki, które człowieka czy organizację uwiarygodniają – że oni wzięli dotację, potrafili ją rozliczyć i coś za to zrobili, więc są wiarygodni. Pamiętam, jak chodziliśmy na początku, zafascynowani: zrobimy to i tamto; opowiadamy panu konserwatorowi, czy w gminie, że tak sobie to wyobrażamy…

A jak Was wtedy odbierano?

Na szczęście bardzo dobrze nas odbierano, gdyż mieliśmy udaną przeszłość harcerską, ponad 20 -letnią, byliśmy wiarygodni w środowisku, byliśmy z tego środowiska. Nie byliśmy z zewnątrz. Ten problem był tutaj na konferencji podnoszony, o sytuacji kiedy ktoś działa z zewnątrz w środowisku lokalnym. U nas była to inicjatywa oddolna ludzi, którzy się dość dobrze znali i którzy byli znani. I to były nasze atuty.

Natomiast nie mieliśmy wkładu własnego w to działanie i było na początku strasznie ciężko zdobyć pierwsze środki. Wtedy udało nam się wygrać konkurs Fundacji Wspomagania Wsi. Otrzymaliśmy jakieś 3-5 tys. złotych. Pierwsza inicjatywa, która doprowadziła do otwarcia Kresowego Domu Sztuki – do zrealizowania tej inicjatywy to było w sumie 31.000 złotych z różnych organizacji, ale na początku jeszcze nie od władzy np. konserwatorskiej, która do końca się nam przyglądała. Myśmy wzięli ten obiekt [cerkiew] w dzierżawę. Byliśmy jednymi z pierwszych, którzy zaczęli. Potem było już dużo łatwiej. Teraz pani konserwator bardzo sprzyja stowarzyszeniom, które takie rzeczy chcą robić. Nam się już też proponuje inną formę własności. Bo my mamy 20-letnią dzierżawę. Ten czas zapracował na naszą korzyść.

img 3783zaj

Po tych 10 latach, po tych ponad 90 spotkaniach w Kresowym Domu Sztuki, po tym bardzo owocnym starcie, o którym się teraz łatwo mówi, ale na początku, kiedy nie wiadomo jak popatrzy na nas chociażby były właściciel – myślę tu o cerkwi greko-katolickiej – trudno było przewidzieć, jak to się potoczy…Teraz kiedy jest sukces, to wszyscy już mówią o tym na luzie i z uśmiechem. Natomiast na początku to wcale nie było tak łatwo. Myśmy robiąc tę pierwszą wystawę nie mieli wcale pewności, jak zostanie odebrana przez lokalną społeczność? Czy ludzie przyjdą do nas w odwiedziny, czy nie przyjdą? Dlatego było bardzo miłe, że w pierwszym dniu otwarcia, a była to niedziela, że na tym pierwszym koncercie społeczność dopisała, że przyjęli nasze zaproszenie i od 10 lat przyjmują.

Co roku organizujecie koncerty w cerkwi?

W ciągu roku robimy kilka spotkań różnego rodzaju i ludzie nam dopisują i to nas utwierdza w przekonaniu, że warto to robić dalej. Zresztą trzeba przyjść, zobaczyć, bo to jest świątynia, była świątynia! Bo to jest niesamowite oddziaływanie tego sacrum, kiedy ktoś wchodzi, czy jak wchodzi cała grupa to milknie. Na dzień dobry! To coś mówi! W jakiś sposób majestat tego miejsca przemawia do człowieka, wznosi go na inny poziom. Ja czasem sam żartuję, że jak człowiekowi jest źle, to wystarczy tam pójść na chwilę, pomedytować te fotografie, czy obrazy, cokolwiek tam wisi na planszach ekspozycyjnych i człowiekowi jest już lepiej. Jest jakoś doładowany wewnętrznie.

dsc07949zaj

Poza tym cerkiew jest na miejscu byłej, drewnianej cerkwi z XVIII wieku i na podstawie poszukiwań historycznych wiemy, że tam był cmentarz, a więc jest to miejsce sakralne, należy się temu miejscu szacunek i to się naprawdę tam czuje. Te spotkania, czy poetyckie wieczorki, czy koncerty, spotkania teatralne, wystawy, wernisaże mają tam po prostu swoją aurę. Ten budynek jest wielkościowo tak pięknie dobrany do tej naszej tysięcznej społeczności, że te 100 osób, które tam przyjdzie, dobrze się tam czuje. Jest nie za duże i nie za małe.

A co byście poradzili tym osobom, które obecnie chciałyby zrobić podobną rzecz, co prawda czasy trochę się zmieniły, kiedy Wy zaczynaliście, to sytuacja z pozyskiwaniem funduszy i nastawieniem do zabytków były trochę inne…

Zawsze podkreślam i chyba się nie mylę, że największą wartością przy jakimkolwiek projekcie są zawsze ludzie. Albo dla ludzi się coś robi, albo sami ludzie, którzy robią coś dla innych. Największą wartością są zawsze ludzie. Jeśli grupa inicjatywna jest powiązana wspólnym celem, to tej grupy nie zrazi, ani niepowodzenie, ani pieniądze, które być może się pojawią, ani inne aspekty…

wystawa-len 021zaj

Często się widzi, że ktoś ma słomiany zapał. Ktoś mówi, u nas np. tak było – „mamy podobny obiekt, to zrobimy dotację na 1 mln złotych i to się zrobi w ciągu roku”. Ale od tamtego czasu nie zrobiono nic. A tu przez 5 lat małymi kroczkami udało nam się zrobić generalny remont cerkwi, który pozwolił prowadzić otwartą działalność. Wiadomo – trzeba dbać o ten obiekt, teraz już np. trzeba robić nowy remont rynien itd…

Czy utrzymanie takiego obiektu to są duże koszty? Czy on na przykład jest ogrzewany?

On nie jest ogrzewany, my prowadzimy działalności od maja do października. Zresztą to jest taka ironia, bo kiedy obiekt stał, niszczał to skarb państwa, którego reprezentował starosta nie ponosił żadnych kosztów z tego tytułu. A my decydując się na dzierżawę musimy w ramach dzierżawy płacić czynsz dzierżawny. Na szczęście bardzo symboliczny, bo to nikłe pieniądze w skali roku. Ale jako stowarzyszenie dysponujemy jedynie składkami i nie prowadzimy działalności gospodarczej, więc to wszystko opiera się na społecznej działalności i składkach. Nawet prąd, który płacimy co 2 miesiące – 200 złotych, to jednak trzeba zapłacić i to jest dla nas największy koszt. Całe działanie prowadzimy w ramach działalności społecznej i niewielkimi dotacjami na jakieś spotkanie, koncert. Starosta nam rok rocznie pomaga, przeznaczając niewielkie środki na koncert. Natomiast we wszystkie inne spotkania to się już angażujemy prywatnie. Również w działania związane z utrzymaniem obiektu, prowadzeniem dozoru, albo dyżurów w Kresowym Domu Sztuki – na to poświęcamy swój własny, prywatny czas.

To chyba taka pasja i konsekwencja w tego rodzaju działalności ma znaczenie?

Pasja i konsekwencja, dokładnie. To taka recepta, żeby taki długofalowy projekt realizować. W dzisiejszych czasach nie jest łatwo znaleźć czas na dodatkowe rzeczy, nie jest łatwo zrobić coś za darmo. Myśmy byli przyzwyczajeni do tej pracy za czasów harcerskich. Nas nauczyło tego harcerstwo, które wymagało jeszcze więcej czasu..

img 3901pzaj

Kiedy pozakładaliśmy rodziny, to tego czasu było już mniej. I tu powstał pomysł by się zaangażować w tę lokalną społeczność właśnie w taki sposób i przez stowarzyszenie próbujemy realizować swoje plany. Utworzyliśmy Kresowy Dom Sztuki – projekt polegający na remoncie [zaniedbanej cerkwi]. Ale też drugi projekt – szlak turystyczny po naszej gminie – dwadzieścia kilka kilometrów.

Ponadto od 2005 roku prowadzimy działalność stypendialną – Fundusz Stypendialny TPZD Damy Radę, a w tym roku po raz 7 uczestniczymy w kolejnej (XIII) edycji Programu Stypendiów Pomostowych. Dzięki środkom Fundacji Edukacyjnej Przedsiębiorczości z Łodzi, Fundacji Wspomagania Wsi z Warszawy i środkom funduszu stypendialnego TPZD  wysyłamy naszą młodzież – studentów I roku w świat, do uczelni wyższych. Otrzymują po 500 złotych co miesiąc. Jest ich przeważnie 5-8 osób. To są już pokaźne środki zaangażowane w to dzieło. To taki trzeci filar naszej działalności stowarzyszeniowej.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

***

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!