Cichy ogień trawi zabytki

Przemysław Chrzanowski: Jest pan orędownikiem przekonania, że najważniejsza w procesie ochrony zabytków jest świadomość ich właścicieli.

Dr Artur Gaweł z Białostockiego Muzeum Wsi: – To rzeczywiście kwestia kluczowa, bo od nich samych zależy co z danym zabytkiem będzie się działo. Czasami mamy do czynienia z wyjątkowo cennymi zabytkami, którymi właściciele kompletnie się nie interesują. Ich stanowiska nie zmienia nawet fakt wpisania tegoż majątku do rejestru zabytków. Po jakimś czasie, mimo wszystkich zabezpieczeń prawnych, taki obiekt niszczeje coraz bardziej. Bywa, że przeszkadza w rozbudowie gospodarstwa, zakłóca jego współczesny charakter. Efekt końcowy zazwyczaj jest taki, że wybucha pożar, obiekt doszczętnie zostaje strawiony przez płomienia, a sprawca pozostaje nieznany. Tak dzieje się najczęściej z wiatrakami. Można się spodziewać, że jeżeli wyśle się właścicielowi takiego zabytku nakaz remontu, to w krótkim czasie pójdzie on z dymem.

Czy to są częste praktyki na Podlasiu?

– Z przykrością muszę powiedzieć, że bardzo częste. Do podobnych aktów dochodzi nie tylko na terenach wiejskich. Przypadki celowych podpaleń odnotowaliśmy także w samym Białymstoku. Mechanizm jest jednak nieco inny, otóż w końcowej fazie obiekty te zamieszkiwane są przez osoby bezdomne. I to ich obarcza się odpowiedzialnością za zaprószenie ognia. Krótko potem, co jest łatwe do przewidzenia, w tym miejscu powstaje kolejny współczesny budynek, w którym prowadzi się komercyjną działalność.

A co w sytuacji, kiedy mamy świadomość tego, że dysponujemy wartościowym, zabytkowym obiektem i decydujemy się na jego remont? Czy możemy to zrobić bez porozumienia z konserwatorem?

– Zacznijmy od tego, że już samo funkcjonowanie w takim obiekcie wymaga odpowiedniej wiedzy. Trzeba nie tylko umiejętnie go konserwować, ale i na co dzień właściwie użytkować. Jeżeli wchodzimy w materię remontu budynku, czy choćby wymiany detali, konieczna będzie współpraca z konserwatorem zabytków. Podkreślam, że mamy do czynienia z budynkami drewnianymi, a więc stosunkowo nietrwałymi. W tej sytuacji może zachodzić konieczność wymiany elementów konstrukcyjnych, albo ich zrekonstruowania. Jeżeli zrobimy to po swojemu,. obiekt z pewnością straci walor zabytkowy. Stanie się koszmarnym przykładem połączenia starego z nowym. Na własne oczy widziałem, jak misterne drewniane szalowanie szczytu zabytkowej chałupy zastąpiono plastikowym saidingiem. Nasi przodkowie wykazywali niezwykłe poczucie estetyki, proporcji i harmonii. My natomiast staramy się remontować te budynki pod kątem użytkowym, chcemy, by wykorzystane materiały były jak najbardziej trwałe.

Trudno się dziwić, przecież masowe rozwiązania są przy okazji tanie. Nie każdego stać na dębową stolarkę okienną.

– Wymiana okien to rzeczywiście proces, który ma miejsce na masową skalę. Stara stolarka różniła się kształtem, podziałem wewnętrznym. A cóż mamy współcześnie? Zwykle wstawiamy białą, plastikową ramę z jedną taflą szklaną. Patrząc na taki budynek mamy potem wrażenie, jakby zamiast okien były tam przepastne dziury… To jest koszmarne. Mam w swoich zasobach mnóstwo zdjęć, które robiłem przed remontem wielu obiektów drewnianych, pokazuję je teraz właścicielom tych domów i oni sami są zszokowani jak bardzo je zeszpecili. Często w grę wchodzi tu moda. Sąsiad wymienił, kolejny wymienił, więc ja też wymienię. A czy to jest potrzebne, czy dobrze to będzie wyglądało, o tym myślimy zwykle, kiedy jest już za późno.

Większym błędem jest już tylko chyba termomodernizacja takiego obiektu…

– Obłożenie drewnianego budynku styropianem, albo wełną mineralną jest pomysłem kuriozalnym. Po pierwsze sztuczna elewacja kompletnie zabija zabytkowy charakter obiektu, a po drugie blokuje dostęp powietrza do drewnianych ścian nośnych, co w krótkim czasie prowadzi do ich zawilgocenia, a w konsekwencji gnicia. Najprostszą wskazówką, jakiej mógłbym udzielić jest to, by za wszelką cenę starać się odtworzyć pierwotny wizerunek budynku. Mądrość dawnych cieśli i stolarzy, którzy niegdyś go stawiali była ogromna. Nie kombinujmy zatem, nie udziwniajmy, nie twórzmy estetycznej groteski.

Rekonstrukcja zabytku poprowadzona zgodnie z wytycznymi konserwatora pochłania bajońskie sumy pieniędzy. Czy musimy to robić tylko „za swoje”? Czy nasze państwo nie powinno wypracować konkretnego modelu pomocy dla posiadaczy takich obiektów?

– Jak najbardziej. Musi być tutaj opracowany dobrze funkcjonujący system wsparcia . Państwo winno także zmienić politykę podatkową wobec posiadaczy zabytkowych obiektów gospodarskich. Jeżeli budynek inwentarski przestaje pełnić swoją funkcję, natychmiast nakłada się na niego wyższy podatek. Zapytam retorycznie: Któż zechciałby go utrzymywać i remontować? Na wschodnim Podlasiu jest mnóstwo gospodarstw, w których żyją tylko ludzie starzy. Piękne zabytkowe zabudowania istnieją tam tylko dlatego, że ci ludzie chcą bez jakiejkolwiek ingerencji dożyć tam spokojnie swoich dni. Tymczasem ich spadkobiercy, pozbawieni pomocy ze strony państwa, masowo likwidują zabytkową, nadgryzioną zębem czasu zabudowę i stawiają współczesne dacze. Na chwilę obecną jest to, niestety, proces nieuchronny.

***

fot. autor, W. Chmiel

 

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!