Kiedy zabytek nóg dostaje

Przemysław Chrzanowski: Mamy w okolicy unikatowy zabytek, powiedzmy XVIII-wieczny modrzewiowy spichlerz. Jego kondycja jest marna, przez lata woda lała się do wewnątrz przez dziurawe poszycie dachowe. Nadgryzione zębem czasu ściany nośne oraz konstrukcja obiektu wymagają pilnej interwencji specjalistów. Dokąd się udać, by zainicjować proces ratowania takiej architektonicznej perełki?

Sylwester Czołomiej z Muzeum Rolnictwa im. ks. K. Kluka w Ciechanowcu: – Przede wszystkim należy pozostawić zabytek w miejscu, w którym aktualnie się znajduje. Trzeba zadbać o to, by obiekt ten dobrze wkomponowywał się w otoczenie. Jeśli teren wokół zabytku porośnięty jest gęstymi drzewami, koniecznie trzeba zająć się ich kosmetyką. Gałęzie nie mogą być zbyt bujne, bo będą zacieniać poszczególne części budowli. Tymczasem w przypadku zabytków drewnianych niebywale istotne jest ich naturalne przesychanie. Planując podjęcie działań konserwatorskich, pierwsze kroki należy skierować do ludzi, którzy profesjonalnie zajmują się ochroną zabytków. Jeżeli ów spichlerz znajduje się w ewidencji Wojewódzkiego Konserwatora zabytków, to wszelkie posunięcia winny odbywać się w porozumieniu z nim.

Konserwator wojewódzki nie wykona jednak fachowej ekspertyzy.

To zadanie dla specjalistów. Dobrą dokumentację, ekspertyzę mykologiczną (ekspertyza mykologiczna to ocena stanu zachowania obiektu pod kątem działających na niego czynników zewnętrznych i zagrożeń biologicznych – przyp. red.) może wykonać tylko profesjonalna firma. Nie możemy zatem zlecać tego zadania ludziom, którzy zajmują się współczesnym budownictwem.

Gdzie zatem szukać właściwych fachowców?

Sugeruję, by zgłosić się do Polskiego Stowarzyszenia Mykologów Budownictwa. Specjaliści zrzeszeni w tej organizacji pokierują zainteresowanych do właściwego oddziału, polecą konkretnego fachowca, umówią spotkanie.

Jaki efekt może przynieść ekspertyza wykonana przez kogoś takiego?

Przede wszystkim da wyraźny sygnał jakie działania konserwatorskie należy podjąć. Dowiemy się czy występują tam grzyby, czy mamy do czynienia z owadami, czy istnieje konieczność wymiany poszczególnych elementów konstrukcyjnych. Z pewnością do wymiany będzie dach, to działanie niemal automatyczne, kiedy podchodzimy do tematu renowacji zabytku drewnianego. Koniecznie trzeba sięgnąć tu po gont łupany. Jest on nieco droższy od ciętego, ale też dużo trwalszy. Powtarzam jednak, by wszelkie działania podejmować w porozumieniu z konserwatorem. Nasza niewiedza może bowiem doprowadzić do tego, że możemy zabytek skrzywdzić. Każdy obiekt, który figuruje w rejestrze ma specjalną kartę i to w niej zapisane są wszelkie dane, będące efektem drobiazgowych badań. Zawsze trzeba je respektować.

W minionej epoce bardzo często krzywdziliśmy unikatowe zabytki. W spichlerzu, o którym rozmawiamy, zamontowano współczesne urządzenia do transportu zboża. Z modrzewiowej ściany wystawały metalowe rury, zamocowane na elewacji przy pomocy blaszanych kołnierzy.

To nie grzech, że tego typu obiekt wykorzystywano współcześnie do przechowywania zboża. Całkiem prawdopodobne, że to mogło przedłużyć jego żywotność. Kardynalnym błędem była jednak ingerencja w jego pierwotną strukturę. Architektury – czy to zewnętrznej, czy to wewnętrznej nie wolno zakłócać. Wszystkie wtórne elementy będą tutaj oczywiście do usunięcia.

Skoro to nie grzech wykorzystywać takie obiekty we współczesności, to czym ów XVIII-wieczny spichlerz mógłby być dzisiaj?

Sądzę, że byłoby to idealne miejsce na przykład na lokalne muzeum, czy izbę pamięci. Z pewnością   mogłoby to być miejsce spotkań lokalnej społeczności. Jeżeli obiekt nie będzie stał pusty, to jego kondycją ktoś będzie stale się interesował. Zawsze będzie ktoś, kto usunie kurz, czy wywietrzy wnętrze zabytku. Jeżeli pozostawimy go samemu sobie, może się okazać, że niespostrzeżenie zacznie pojawiać się zagrzybienie, a w elementach konstrukcyjnych rozgoszczą się trudne do unicestwienia owady. O przeznaczeniu tego obiektu, o jego późniejszej funkcji warto pomyśleć zanim przystąpimy do renowacji. Precyzyjnie nakreślona koncepcja zagospodarowania zabytku może bardzo pomóc przy pozyskiwaniu środków na jego renowację.

Zdarza się jednak, że ostatecznym ratunkiem dla zabytku jest jego translokacja.

To jest ostateczność. Takie działania podejmuje się wówczas, kiedy nie ma szans na ratunek zabytku w miejscu jego pierwotnego występowania. W takiej sytuacji trzeba go umiejętnie rozebrać i zwyczajnie przenieść do skansenu. Musi to być lokalna instytucja, dla której ów obiekt będzie właściwy. Zabytek ma pasować do określonej koncepcji i samego regionu. Trudno byłoby stylistycznie zestawić modrzewiowy spichlerz z regionu łódzkiego z zabytkami na przykład rodem z Podlasia.

Proces translokacji nie należy do łatwych. Jakie warunki musi spełnić zabytek, by można było go przenieść w inne miejsce?

Paradoksalnie obiekt musi być w dobrej kondycji. Wiadomo, że w takim procesie łatwo co nieco zniszczyć. Przy demontażu konstrukcja może się posypać. Chociaż pracuję w skansenie, jestem przeciwnikiem przenoszenia zabytków. Szczególnie chodzi mi o obiekty techniki, czyli wiatraki, czy młyny. One bowiem bardzo silnie wkomponowują się w otaczającą rzeczywistość, są integralnie związane ze swoim położeniem. Młyn niechaj spokojnie stoi sobie nad wodą, a wiatrak, tam, gdzie wiatry wieją najczęściej. Reasumując, podkreślam, że zabytkowe obiekty winniśmy chronić w ich macierzystej lokalizacji.

***

Fot. P.Chrzanowski, W.Witkowski

 

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!