Wczesną wiosną para królewskich ptaków pieczołowicie zajęła się budową gniazda, krótko potem z brzegu można było dostrzec cztery sporych rozmiarów jaja. Kiedy łabędzie po raz pierwszy starały się założyć rodzinę, nad staw zaczęli przychodzić zaciekawieni mieszkańcy Chotowa, nie brakowało między nimi sceptyków, którzy nie dawali wiary w to, że dzikie ptaki doczekają się potomstwa. Mówili o niesprzyjających warunkach i kłopotliwej dla nich bliskości ludzi. Nie mieli racji.
– Wykluły się w Boże Ciało. Od tego czasu codziennie doglądam, czy wszystko jest w porządku – mówi mieszkający w pobliżu stawu Rafał Krawczyk. – Łabędzica rzadko podnosi się z gniazda, ale jak się trochę poczeka, to można dojrzeć małe łebki, wystające spod skrzydeł.
Kiedy się do nich podchodzi, dorosłe łabędzie próbują odstraszyć intruzów. Samiec podpływa pod sam brzeg unosi skrzydła do góry i syczy niczym gęś. Łabędzica natomiast szczelnie okrywa młode skrzydłami. Majestatyczne ptaki nie tolerują również innych przedstawicieli swego gatunku. Gdy na ich terytorium pojawiły się dwa inne łabędzie, natychmiast je przegoniły.
– Trochę się obawiamy o ich zdrowie, bo dzieci zaczynają tu już z chlebem przychodzić. A słyszałam, że to dla łabędzi szkodliwy pokarm. Jak tylko znajdę jakieś ślimaki na łące, to im zanoszę. Od tego chyba im nic nie będzie – mówi Jadwiga Krawczyk. – Boimy się też trochę, że na takim małym stawie trudno będzie im nauczyć się latać. Łabędzie potrzebują sporo miejsca, żeby wzbić się w powietrze, a potem bezpiecznie wylądować.
– Wiele razy widziałem jak im stawu brakło pod nogami i rozpędzone zatrzymywały się dopiero na asfalcie, albo u sąsiadów za płotem. Wtedy trudno się było takiego pozbyć, dumny paradował sobie po podwórzu, nie zwracał uwagi na człowieka. Gdy furtkę mu się otworzyło, to sam sobie wyszedł, bez popędzania, dostojnie, jak hrabia jakiś – dodaje Rafał Krawczyk. – Bardzo się cieszymy z tego, że żyją obok nas. To tak jakby mieć bocianie gniazdo na własnym dachu, może to wróży dla nas coś dobrego.
A tak prezentuje się poprzednie pokolenie królewskich ptaków z Chotowa. Na swoim akwenie przeczekały całą zimę. Tutaj paradnie kroczą po cienkiej tafli lodu, nie zważając na pędzące w bliskim sąsiedztwie samochody.
Raz po raz pod własnym ciężarem wpadają do wody, wygrzebują się i ufnie podchodzą do brzegu, kiedy tylko pojawiają się ludzie. Przyzwyczaiły się do okruchów chleba, same z pewnością nie dałyby sobie wówczas rady. Czy nowe pokolenie łabędzi także spędzi tutaj zimę?
Foto. autor