Studiując pracował w zawodzie w jednym z okolicznych zakładów meblarskich. Przez kilka lat odpowiadał tam za procesy technologiczne. Przyszedł jednak taki moment, że ktoś zaproponował mu wykonanie szafy.
– Pierwszy mebel się pamięta doskonale. Była to szafa z perforowanymi, drewnianymi frontami. Robiłem ją dla znajomej brata. Kiedy mebel okazał się być udaną konstrukcją, niemal natychmiast pocztą pantoflową rozeszły się wieści, że jest ktoś, komu można powierzyć tego typu zlecenie. Krok po kroku wchodziłem coraz bardziej w świat mebli. Pojawiały się nowe, coraz bardziej skomplikowane zamówienia – mówi Piotr Piekarek ze Skomlina (woj. łódzkie).
Wszystko zbiegło się z pogarszającą się kondycją firmy, w której pracował. Załoga pracowała przez trzy miesiące za najniższą pensję z możliwych, Co więcej, naszego bohatera obarczono nowymi obowiązkami.
– Pracowałem po kilkanaście godzin na dobę, niestety nie doczekałem się nigdy wyższego wynagrodzenia. Po krótkiej rozmowie z szefem, postanowiłem rozstać się z zakładem. Od tego momentu byłem na swoim. Dosłownie w trzy dni założyłem swoją działalność gospodarczą, sam stałem się jednoosobową firmą. Doświadczenia, które miałem z dotychczasowymi klientami niemal natychmiast zaczęły procentować. Z pełnym przekonaniem mogę przyznać, że nie miałem od tej pory takiego dnia, kiedy musiałbym zadawać sobie pytanie: Co ja dzisiaj będę robił?
Piotr Piekarek.
Meblowy biznes Piotra funkcjonuje tylko w oparciu o marketing szeptany. Kiedyś skorzystał z propozycji zamieszczenia reklamy w książce telefonicznej. Okazało się, że za jej sprawą nie otrzymał żadnego zamówienia.
– Ludzie nie chcą mebli kupować w ciemno. Trzeba dotknąć, sprawdzić jak są spasowane, czy wykonano je z odpowiedniego surowca. Najczęściej odbywa się to tak, że potencjalni klienci widzą najpierw u sąsiadów, czy znajomych jak wygląda zrobiony przeze mnie mebel, potem biorą numer telefonu i kontaktują się ze mną. Biorę wówczas kalendarz do ręki i po wcześniejszych oględzinach ustalam przybliżoną datę realizacji usługi Niestety, obecnie trzeba trochę poczekać, terminy są wyjątkowo napięte.
Na dwa, trzy miesiące przed planowanym montażem Piotr przybywa do klienta na szczegółowe pomiary. Jest to czas na burzę mózgów, inwestorzy informują go o swoich oczekiwaniach, on podsuwa interesujące rozwiązania. To wówczas zapada decyzja związana z wyborem rodzaju frontów, klamek, uchwytów, koloru okleiny, blatów. Klienci precyzują, gdzie mają znaleźć się konkretne sprzęty, jak zestawione mają być poszczególne elementy zabudowy. Swoje wymagania ma również Piotr.
– Chodzi o dostosowanie wszelkich mediów do zakładanej koncepcji. Czasem trzeba przebudować instalację elektryczną, doprowadzić wodę, wykonać przyłącze kanalizacyjne, zapewnić wentylację. Kiedy przygotowuję projekt na przykład kuchni, wpadam do inwestora i dokładnie odrysowuję na ścianie jak muszą być położone kafle – to w przypadku, kiedy klienci wykańczają nowe mieszkania, albo kompleksowo remontują stare.
Na spełnienie wszystkich wymogów mają kilka tygodni, w tym czasie nasz fachowiec przygotowuje kilka wersji projektu. Bierze pod uwagę propozycje klientów, dokłada własne rozwiązania. Mimo, że niektóre zamówienia są do siebie łudząco podobne, Piotr nie kopiuje wcześniej opracowanych koncepcji, stawia na niepowtarzalne realizacje. Kiedy wszystko jest już gotowe, wysyła projekty mailem do zainteresowanych wraz z drobiazgową wyceną. Czasem musi u klienta stawić się osobiście, bo ten może być na przykład na bakier z Internetem. Jeśli inwestor nie ma żadnych uwag do wybranego projektu, Piotr może śmiało zabierać się za realizację zamówienia.
Wszystko zaczyna się od przygotowania zlecenia dla firmy zewnętrznej, która zajmuje się cięciem i oklejaniem meblowych formatek. Kiedy zamówienie jest już gotowe, wystarczy je wysłać mailem. Po kilku dniach gotowe komponenty są do odbioru.
– To dla mnie świetne rozwiązanie, ponieważ samego nie stać mnie na tak specjalistyczne maszyny. Ich zakup opłacalny jest tylko wtedy, kiedy nastawiamy się na produkcję masową. A póki co taki rodzaj działalności mnie nie interesuje – tłumaczy Piotr Piekarek.
Kolejny etap prac to przygotowanie formatek do montażu. Nasz rozmówca z pietyzmem nawierca otwory, wycina nietypowe kształty blatów (za te firmy zewnętrzne każą sobie bardzo słono płacić), przygotowuje okucia. Na koniec wszystko składa w swoim przydomowym warsztacie, sprawdza, czy wszystko się zgadza, po czym gotowy mebel…. rozkręca. Kiedy buduje kilkumetrową szafę, która należy wnieść na siódme piętro, to wiadomo, że musi ją tam dostarczyć w kawałkach. Mniejsze elementy stara się wcześniej złożyć, tak, by montaż nie trwał przesadnie długo. Ale bardzo rzadko jest tak, jak sobie człowiek zaplanuje: a to ściany okazują się nierówne, wylewki zbyt krzywe, sufity wygięte w beczkę. Kończy się wówczas na czasochłonnej przeróbce gotowego mebla. Kilkudniowy wysiłek zawsze jednak przynosi pożądany efekt.
– Postawiłem na dobrą jakość, dlatego konstruuję meble z wysokiej klasy materiałów. Używam płyt wiórowych o przyzwoitych parametrach, oklejonych laminatem, lub naturalnym fornirem. Jeśli ktoś zażyczyłby sobie, bym zrobił meble z komponentów bazujących na okleinie papierowej, zwyczajnie odmówiłbym. Wystarczy odrobina wilgoci, by w krótkim czasie cała konstrukcja praktycznie legła w ruinie. Wielu ludzi przekonało się o tym, nabywając systemy meblowe w tanich sieciówkach. Tam półka ma grubość najwyżej 12 mm, wystarczy postawić kilka książek, by w ciągu miesiąca wygięła się w pałąk. To, że unikam podobnych rozwiązań sprawia, że praktycznie nie mam reklamacji. Przy charakterze mojej działalności trudno byłoby mi zresztą znaleźć czas na naprawianie wcześniej złożonych mebli.
Na dobrą jakość mebli, wykonywanych przez naszego rozmówcę, mają wpływ najwyższej jakości okucia, systemy jezdne, wymyślne wypełnienia regałów. Piotr chętnie sięga po nowinki techniczne, o ich istnieniu dowiaduje się goszcząc na branżowych targach. Tam wszystkiego można dotknąć, przekonać się jak działają konkretne rozwiązania, by potem móc zaproponować je potencjalnemu inwestorowi. Kopalnią wiedzy są także specjalistyczne hurtownie.
– Kiedy tylko pojawia się na rynku coś nowego, sprzedawca od razu mnie o tym informuje. Pokazuje mi na przykład nowe zawiasy, które wyhamują każde uderzenie drzwiczkami, albo systemy jezdne do szuflad, które są w stanie wytrzymać obciążenie do 80 kilogramów. Oczywiście takie rozwiązania mają swoją cenę. Kosz wyjeżdżający z regału, mogący pomieścić kilkanaście garnków, to wydatek rzędu 1300 złotych, kuchenna, metrowa szuflada na sztućce to jakieś 500 złotych – wyliczać można by bez końca.
Jak łatwo się domyślić, klientami młodego przedsiębiorcy są przede wszystkim ludzie, szukający nietuzinkowych rozwiązań, ceniący sobie dobrą jakość przedmiotów, jakimi się otaczają. Mimo, że w ślad za jakością idą wydatki, klientów ustawiających się w kolejkę jest coraz więcej. Pewnie dlatego Piotr coraz częściej myśli o rozwinięciu swojej działalności.
– Jeśli uda mi się przezwyciężyć wszystkie formalności, postaram się nieco usprawnić funkcjonowanie mojej firmy. Niedawno wybudowałem na swojej posesji niewielki warsztat, kilka dni temu okazało się, że nie będę mógł w nim legalnie pracować, bo znajduje się on poza strefą przemysłową miejscowości, w której mieszkam. To co najmniej dziwne, bo tuż obok funkcjonuje kilka bardzo dobrze rozwiniętych gospodarstw, gdzie cały Boży dzień pracują ciężkie maszyny, hałasują suszarnie zbożowe, śrutowniki, krowy się wydzierają… Jak w takiej konfrontacji wygląda mój zakładzik, w którym jedynym źródłem hałasu jest akumulatorowa wkrętarka? Gdzie nie produkuje się żadnych szkodliwych odpadów? Przecież ja uczciwie chcę zarabiać na życie i płacić podatki. Mam nadzieję, że ta sprawa szybko doczeka się pozytywnego rozstrzygnięcia.
Jeśli mówimy o problemach to warto na koniec napomknąć o… niezdecydowanych inwestorach. – Zdarza się, że sami nie wiedzą czego chcą. Niektórzy przez rok potrafią zastanawiać się nad kolorem frontów. W takiej sytuacji trzeba trzymać nerwy na wodzy, bo tylko uprzejmy fachowiec, to pożądany fachowiec – kwituje Piotr Piekarek.
Fot. Autor