Adam Wolny imał się w życiu różnych zajęć. Po szkole budowlanej został technologiem robót wykończeniowych. Kładł kafelki, równał ściany, a nawet kominki stawiał. Kiedy miał się już za fachowca, wyjechał z kraju za lepszym chlebem. Remontował domy w Niemczech, Belgii i Holandii. Tam też zupełnie przypadkowo stał się dekarzem. Nie bał się pracy na wysokościach, dobrze posługiwał się narzędziami ciesielskimi, a i z montażem dachówek radził sobie znakomicie. Będąc dobrym fachowcem, mógł liczyć na godziwe wynagrodzenie. Dorobił się porządnego wozu, kupił w kraju dom do remontu, a potem postanowił wrócić na stałe. Choć nie chce się do tego przyznać, za tą decyzją stanęła jego żona, która niebawem miała porodzić mu pierworodnego syna. Kiedy znalazł się w Polsce, natychmiast zderzył się z trudnościami na rynku pracy. Nikt nie chciał go zatrudnić na przyzwoitych warunkach. Postanowił, że w tych okolicznościach najwyższy czas pomyśleć o własnym biznesie.
Na Zachodzie nieźle sobie radził jako dekarz, postanowił zatem, że to będzie podstawowy profil jego działalności. Fach w ręku miał i na tym koniec. Tymczasem aby rozpocząć działalność gospodarczą musiał przebrnąć przez gąszcz zawiłych formalności. – Dowiedziałem się w gminie, że mogę liczyć na pozyskanie funduszy na start mojego interesu. Chodziło o pieniądze z Unii Europejskiej, którymi dysponował urząd pracy. Byłbym niemądry, gdybym przy okazji nie skorzystał z takiej możliwości. Tym bardziej, że w niedalekiej perspektywie miałem zakup kosztownego systemu rusztowań. Pojechałem zatem do „pośredniaka” zasięgnąć głębszych informacji. Już w progu zapytano mnie czy jestem zarejestrowany jako osoba bezrobotna. Jak się potem okazało, był to jeden z warunków uczestnictwa w programie „Postaw na aktywność” – wspomina Adam Wolny.
Urzędnicy preferowali przede wszystkim osoby trwale bezrobotne, liczył się też wiek – najlepiej do 25 lat i powyżej 50. roku życia. Niestety, Adam wpisywał się w ten środkowy przedział wiekowy. Mimo tego polecono mu, by złożył stosowny wniosek.
– Nie przestraszyłem się formalności, w urzędzie pracy potraktowano mnie bardzo profesjonalnie i powiedziano krok po kroku co należy zrobić. Najpierw otrzymałem „Wniosek o przyznanie jednorazowo środków na podjęcie działalności gospodarczej”. Zaraz na samym początku trzeba zaznaczyć o jaką kwotę dofinansowania chcemy się starać. I tu najlepiej wpisać maksymalną wartość, w moim przypadku było to niespełna 18,5 tys. zł. Urząd pracy zazwyczaj przydziela niższą kwotę niż tę, o którą się wnioskuje, zatem lepiej ją zawyżyć. Pamiętać należy jednak, by nie były to cyfry „z powietrza”, wnioskowana kwota musi bowiem wynikać z kalkulacji kosztów, związanych z podjęciem działalności. Trzeba to przemyśleć, bo sam fakt złożenia wniosku nie gwarantuje przyznania pieniędzy – zaznacza Adam.
W siedmiostronicowym wniosku należało ponadto zaprezentować dokładną charakterystykę planowanej działalności wraz z uzasadnieniem jej wyboru. W przypadku naszego rozmówcy mocnym atutem było kilkuletnie doświadczenie w branży budowlanej i dekarskiej. Miał także stosowne wykształcenie i rozpoznany rynek.
– Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to takie ważne. Zorientowałem się, że urząd pracy odważniej podchodzi do tych, którzy nie mają w swoich środowiskach realnej konkurencji. Miałem to szczęście, że na moim terenie nie istniała wówczas (zresztą nadal nie istnieje) inna firma dekarska, w krótkim czasie mogłem stać się monopolistą – wspomina młody budowlaniec. – Co do papierów, to musiałem jeszcze przeprowadzić krótką analizę finansową. We wniosku pytano o przewidywane efekty ekonomiczne, o miesięczne przychody i koszty z tytułu prowadzenia działalności. Najważniejszą jednak kwestią było to, na co ja te pieniądze właściwie potrzebuję. Na podstawie swego doświadczenia mogę powiedzieć, że nie warto zbyt konkretnie określać, co chcemy kupić. Dla mnie najważniejsze było rusztowanie, a w jakiej ilości, jakiej jakości, jakiej marki – tego nie podawałem, bo sam nie byłem pewien, na co się zdecyduję. To samo z pilarkami spalinowymi. Błędem byłoby, gdybym podał konkretny model, bo w chwili kiedy otrzymamy decyzję o przyznaniu pieniędzy, na rynku może pojawić się lepszy model. Znajomy zakładając biuro projektowe wyszczególnił, że potrzebuje dofinansowanie na sprzęt biurowy. Gdyby napisał, że zamierza wydać dotację na komputer, faks i ploter, to nie mógłby kupić na przykład drukarki. Należy zatem postawić na uogólnienia, bo są one bardziej „pojemne”.
Po wypełnieniu wniosku trzeba było poczekać na decyzję w sprawie przyznania środków. W przypadku Adama Wolnego trwało to około miesiąca.
– Dokumenty zostawiłem w urzędzie w połowie kwietnia, a telefon z informacją o przyznaniu dotacji dostałem w maju. Muszę przyznać, że powoli traciłem już nadzieję, na szczęście procedura zakończyła się pomyślnie, dowiedziałem się, że mam otrzymać kwotę tylko o 700 złotych niższą od wnioskowanej.
Zanim pieniądze znalazły się na moim koncie, musiałem sprostać wielu wyzwaniom. Po pierwsze urząd pracy skierował mnie natychmiast na dwa szkolenia w zakresie przedsiębiorczości. Pierwsze dotyczyło księgowości w małej firmie, a drugie sposobu zatrudniania pracowników. Niedługo potem miałem w domu wizytę kontrolerów z urzędu pracy, którzy sprawdzali jak wygląda miejsce, w którym będzie funkcjonowała firma, czy mam miejsce, w którym będę przyjmował potencjalnych zleceniodawców, czy dysponuję jakimkolwiek sprzętem, służącym do wykonywania zawodu dekarza itd. Mogę w tym miejscu nadmienić, że kontrolerzy uprzedzają o swojej wizycie telefonicznie. Problemem może być fakt, że robią to na godzinę przed planowanym „nalotem”. Weryfikacja przebiegła u mnie bardzo pozytywnie.
Na wsi pełno jest obecnie dachów do wymiany, a i nowych domów sporo się buduje.
Nazajutrz otrzymałem bardzo krzepiącą wiadomość – w końcu po czterech miesiącach od złożenia wniosku otrzymałem zaświadczenie o przyznaniu pieniędzy z Kapitału Ludzkiego. Od tego momentu mogłem działać. Zacząć jednak musiałem nie od planowania wydatków, a od podpisania umowy z urzędem pracy i przedstawienia warunków zabezpieczenia pozyskanej kwoty. Postawiłem na poręczyciela, który w razie gdybym sprzeniewierzył unijne pieniądze, spłaciłby moje zadłużenie.
Po pół roku od wszczęcia wszelkich procedur kasa trafiła na konto Adama. Od tej pory miał dwa miesiące na wydanie dotacji. Kupił wymarzone rusztowanie, dwie pilarki spalinowe, kilka kompletów ubrań roboczych oraz podręczny sprzęt ciesielski. Na wszystko brał oczywiście faktury, bo na ich podstawie musiał rozliczyć się z urzędem pracy.
– Wszystkie rzeczy kupiłem wprost spod igły poza giętarką do blachy. Poprzedni właściciel nie był w stanie wystawić mi faktury, dlatego musieliśmy sporządzić stosowną umowę. Dodatkowo napisaliśmy oświadczenie, że ten sprzęt nie został wcześniej zakupiony za fundusze unijne.
Chodzi o to, że UE nie ma w zwyczaju dwukrotnie finansować zakupu tego samego urządzenia. W branży budowlanej nie ma właściwie takiego ryzyka, ale chcąc nabyć używany sprzęt biurowy, na takową niespodziankę można trafić. Sporo komputerów, kserokopiarek, czy drukarek pojawiło się w różnych instytucjach za sprawą unijnych programów. Teraz niektóre podmioty się ich wyzbywają. Zanim skusimy się na sprzęt oferowany po okazyjnej cenie, sprawdźmy, czy nie ma on wspólnotowego rodowodu.
Kolejny krok pana Adam to założenia działalności gospodarczej. Obecnie robi się to dość sprawnie w macierzystym urzędzie gminy. Tutaj procedury trwają około trzech tygodni. Otrzymujemy wówczas decyzję ze strony lokalnego samorządu oraz urzędu statystycznego, który przyznaje nam regon. Ważną kwestię stanowią w tym kontekście także sprawy podatkowe, w przypadku naszego bohatera jego dotychczasowy Numer Identyfikacji Podatkowej stał się NIP-em firmy.
– Sposobów rozliczania się z fiskusem jest wiele, najlepiej porozmawiać o tym z fachowcami. Oni doradzą, jaka forma będzie dla nas najbardziej korzystna. Przyznam się, że dla mnie to czarna magia, postanowiłem więc skorzystać w tej materii z pomocy biura rachunkowego. Są to oczywiście dodatkowe koszty, ale cyferki nie spędzają mi snu z oczu. Mogę skupić się na robocie i zarabianiu pieniędzy – konstatuje Adam Wolny.
Młody dekarz w ciągu kilku tygodni wydał przyznane pieniądze, po czym dostarczył całą dokumentację do urzędu pracy. Teraz mógł już spokojnie poświęcić się pracy, ale wiedział, że czeka go jeszcze jedna wizyta kontrolerów.
– Umówiłem się z nimi na budowie. Pani wzięła moje faktury i drobiazgowo sprawdziła, czy wszystko mam na stanie. Odhaczyła każdą pozycję, stwierdziła, że wszystko jest w porządku, a na koniec przypomniała, że przez rok nie mogę swojej firmy zamknąć. Ta ostatnia sugestia nie była mi wcale potrzebna. Okazało się, iż trafiłem na niezłą żyłę złota, na wsi pełno jest obecnie dachów do wymiany, a i nowych domów sporo się buduje. Dziś zatrudniam trzech pracowników, uczciwie płacę podatki, posiadam dobre ubezpieczenie. Jedyną wadą mojej profesji jest to, że tak bardzo uzależniony jestem od pogody. Zimą na przykład kompletnie stoimy z robotą. Pocieszam się, że jest to czas na zebranie zamówień i naładowanie akumulatorów.
Fot. Autor