Bieszczady – zanikający krajobraz wiejski

IMG_8882

Wiejski krajobraz, który noszę pod powiekami – to drewniany dom kryty strzechą lub gontem, ogrodzony drewnianym lub wiklinowym płotem. Na płocie suszą się gliniane i żeliwne garnki, po których chodzi kot. Przy płocie parę żółtych słoneczników, czerwonych malw, różowych floksów i żółtych rudbekii oraz stary dąb lub lipa. Za płotem rośnie cierpliwie stary sad jabłoni, grusz i śliw.

Wiejski krajobraz to niewielki, ale zadbany cmentarz usytuowany w cieniu drzew, to drewniany kościółek, który wiele pamięta z historii wsi i jej mieszkańców, to polne lub szutrowe drogi, przydrożne kapliczki i krzyże, drewniane mostki i klekoczące po nich drewniane koła drabiniastych wozów, kolorowe dywaniki pól, to pasące się na łąkach konie, krowy, owce. Wiejski krajobraz to serdeczni i pracowici ludzie, krzątający się w swoich gospodarstwach od świtu do zmierzchu. To obraz sianokosów, żniw, czy kopania ziemniaków.

Wiejski krajobraz jest dla mnie piękny z natury. Nie ma w nim sztuczności, nie ma fałszu, nie ma miejsca na kicz. Wszystko, co w nim powstaje rodzi się z przyrody i ciężkiej pracy wielu pokoleń rolników, składając się na drogocenny dorobek kulturowy wsi.

Bieszczady to kraina, w której przez wieki współistniały różne narodowości i grupy etniczne. To pogranicze wielu kultur i styk wpływów cywilizacji zachodniej i wschodniej. To ziemie, które z całym swoim dziedzictwem kulturowym w XIV wieku zostały włączone do państwa polskiego, a zetknąwszy się z nowymi wpływami, stworzyły unikalną kulturę pogranicza. Żyli tu wspólnie Polacy, Rusini, Żydzi i Niemcy. Jak pisze Andrzej Potocki: „Spotykali się na miejskich jarmarkach w Lesku, Baligrodzie, Ustrzykach Dolnych, Lutowiskach i Woli Michowej. W każdym z tych miast mieli swoje kościoły, cerkwie i synagogi. Różniła ich religia, ale na pytanie o narodowość odpowiadali: Tutejsi. Bo każdy był z ojcowizny swojej, a ta była od wieków w Bieszczadach. W urzędowych papierach pisali im: Galicjanie, bo Polska jak im mówiono, była, hen tam, za Wisłą.”_1

Zgodnie ze współczesną wiedzą, w Bieszczadach do 1947 roku mieszkały cztery grupy etniczne: Bojkowie i Łemkowie – grupy ruskie, Dolinianie – grupy mieszane, o cechach polskich i ruskich i Pogórzanie – grupy polskie. Bojkowie, Łemkowie, Pogórzanie i Dolinianie zajmowali się głównie rolnictwem, hodowlą oraz eksploatacją lasu. Charakteryzowali się bogatą kulturą duchową i materialną, różnili między sobą zwyczajami religijnymi, strojami, architekturą domów i zabudowań gospodarskich oraz stylem życia, ale współistnieli przez całe wieki w harmonii, tworząc na tych ziemiach kulturowy tygiel. To współistnienie różnych kultur i obrządków miało miejsce nawet na terenie jednej wsi, gdzie jedni chodzi do cerkwi, a inni do kościoła.

Dziś trudno uwierzyć, że zostało po nich tak mało śladów, że o ich istnieniu świadczą przede wszystkim sady i stare studnie, czasem jakiś fragment domu czy cerkiew. Gdzieniegdzie zabłyśnie biała, obdrapana kapliczka, która przyjmuje modlitwy jedynie od dzikich pól i leśnego ptactwa. A tam jeszcze 60 lat temu była wieś, w której tętniło życie 1000 mieszkańców.

Fot. Kapliczka we wsi Trójca, dziś prawie niezamieszkałej.

W trakcie Akcji Wisła wysiedlano całe wsie, palono zabudowania. Wiele cerkwi greko-katolickich zniszczono dużo później, w okresie PRL-u, który walczył z religią, tożsamością lokalną, etniczną i odrębnością kulturową. Wiele cerkwi zamieniano na magazyny i stajnie dla zwierząt, wiele zniszczono w sposób zaplanowany i zorganizowany. Najwięcej cerkwi rozebrano w latach 1948-56. Żydowskimi nagrobkami ubijano grząskie drogi do zakładów produkcyjnych, a stare cmentarze polsko-rusińskie traktowano jako place do nowych inwestycji i inicjatyw. „Niewiele jest takich miejsc na ziemi, z których tak doszczętnie przepędzono dawnych mieszkańców i gdzie tak skutecznie zatarto ich kilkusetletnie ślady. Dzisiaj Bojkowie nadsańscy i Żydzi bieszczadzcy to już odległa historia” – pisze Andrzej Potocki._2


Fot. Cerkiew w Wojtkowej, wykorzystywana dziś jako kościół rzymsko-katolicki.
To mieszkańcy Wojtkowej ocalili ją przed zniszczeniem. Nawiązuje architekturą
do cerkwi huculskich. Styl huculski uznano za narodowy styl ukraiński.

Cerkwie, które możemy dziś oglądać, w wielu przypadkach zostały „wywalczone” i obronione przez samych mieszkańców, tych, którzy tu zostali. Wykorzystywane są obecnie jako kościoły rzymsko-katolickie, choć zatraciły dawny charakter. Ale te perełki architektury ludowych cieśli także „wołają o pomoc”. Wiele z nich wymaga natychmiastowych zabiegów konserwatorskich i renowacji, bo zakres remontu niejednokrotnie przekracza możliwości samych mieszkańców.


Fot. Cerkiew w Liskowatem. Od wielu lat nieczynna, wymaga remontu.
Jego zakres przerósł możliwości parafii, więc wybudowano niedaleko mały kościółek murowany.
A cerkiew stoi, jak stała…


Fot. Cerkiew w Hoszowczyku. Odnowiona siłami mieszkańców.
Obecnie wykorzystywana jako kościół rzymsko-katolicki.

Dziś trudno wśród chwastów i drzew znaleźć choćby ślad cmentarza greckokatolickiego, a przecież taki cmentarz był prawie w każdej wiosce. Praktycznie nie ostał się żaden drewniany dworek, których było tu bardzo wiele, ani żydowskich bożnic, domów czy łaźni, choć społeczność żydowska była w tej części Galicji silnie reprezentowana, zarówno w miasteczkach, jak i na wsiach.


Fot. Stary, zaniedbany cmentarz greko-katolicki w Wańkowej. 2008 rok. 

Przewodnik po Bieszczadach to vademecum po prawie nieistniejących reliktach przeszłości i katalog zniszczeń: „…po murowanej cerkwi z 1820 r. została sterta kamieni..”, „po II wojnie światowej wieś uległa całkowitemu zniszczeniu. Pozostał jedynie zdewastowany cmentarz przycerkiewny z dwoma nagrobkami i krzyżem z cerkwi”, „ … opustoszałe domy były sukcesywnie rozbierane. Cerkiew rozebrano w 1956 r. Obecnie nie ma tu żadnej zabudowy”; „drewniana cerkwie z 1865 r., od czasu wysiedleń popadająca w ruinę, została ostatecznie rozebrana w 1980 r.”; „Również cerkiew grekokatolicka z 1888 r. została rozebrana w latach pięćdziesiątych a materiału użyto do budowy sklepu w Ropience”; „W 1972 r. cerkiew została rozebrana na osobiste polecenie ówczesnego premiera, Piotra Jaroszewicza, a otacząjący ją cmentarz zniszczono za pomocą spychacza”; ” W latach siedemdziesiątych na cmentarzu cerkiewnym urządzono plac zabaw dla dzieci, ustawiając wśród nagrobków huśtawki i karuzele”._3

Przekleństwem tych ziem jest od wieków trwający proces wykorzeniania i przenoszenia wszystkiego, co próbowało się w nich zakorzenić i pomimo kulturowych różnić – współistnieć w harmonii. Aż trudno uwierzyć, że „ludzie ludziom zgotowali ten los”. Więc jeśli nie oni, to może bieszczadzki bies?


Fot. Kirkut w Lutowiskach. 2001 rok.

Znając tę bolesną historię Bieszczad ostatniego stulecia, tym bardziej smuci fakt, że proces niszczenia dorobku i dziedzictwa kulturowego przeszłych pokoleń trwa nadal, w okresie pokoju i prób pojednania. Dzieje się co prawda też i dużo dobrego jeśli chodzi o zapis przeszłości, historii wojennych, przesiedleń, samej Akcji Wisła, dialogu polsko – ukraińskiego, spisywania wspomnień, archiwizowania starych fotografii, zachowania zwyczajów.

Źle się jednak dzieje z tradycyjnym krajobrazem tych ziem, z krajobrazem typowo i unikalnie wiejskim. Dotyczy to zwłaszcza stanu i wyglądu tradycyjnych domów i gospodarstw prywatnych, jak również budynków użyteczności publicznej – przedwojennych budynków szkół, świetlic, remiz strażackich oraz elementów tzw. małej architektury: starych studni, piwnic, uli, płotów, budynków gospodarczych i przydrożnych świątków. Czyli tego, co się ostało po Tutejszych.


Budynek dawnej szkoły w Wojtkowej. Wybudowany około 1935 roku.

Z roku na rok obserwuję zanikanie tradycyjnego krajobrazu wiejskiego z terenu Pogórza Przemyskiego, obszaru wysuniętego na północ od znanych turystom bieszczadzkich połonin. Pojawia się za to coraz więcej elementów typowo miejskich, obcych kulturowo, i – choć naprawdę przykro mi to stwierdzić – nijakich. Wydaje mi się, że Bieszczadom grozi dziś nijakość, bo z materialnego dziedzictwa kulturowego tych ziem ocalało niewiele, a to co zostało – niszczeje lub jest niszczone, natomiast to, co się w tej chwili buduje czy remontuje, z reguły nie nawiązuje do stylu regionalnego, a i z wiejskim charakterem niewiele ma wspólnego.

Tradycyjny krajobraz wiejski Bojków, Łemków, Dolinian i Pogórzan

W Bieszczadach, dominowały długie wsie tzw. łańcuchówki, oparte na łanach leśnych, ciągnące się wzdłuż drogi, czy rzeki, po jednej lub po obu jej stronach. Domy stawiono równolegle do drogi. Do dziś urzeka malownicze usadowienie wsi w dolinach, tak jakby wyrastały one bezpośrednio z łąk i pól.

Dla Bojków, Łemków, Dolinian charakterystyczne były zagrody jednobudynkowe, gdzie pod dachem mieścił się i dom, i pomieszczenie dla zwierząt i tzw. boisko – czyli pomieszczenie gospodarcze, gdzie np. młócono zboże. Były to konstrukcje jednotraktowe, w których każde z pomieszczeń zajmowało całą szerokość budynku. Część mieszkalna składała się zwykle z jednej izby oraz sieni i komory – domowej spiżarni. Stajnia i boisko znajdowały się w drugim końcu budynku. Budynki były długie, czasem nawet 25 metrowej długości. Wyjątkowo Pogórzanie budowali zagrody dwubudynkowe, gdzie w jednym budynku mieściła się izba oraz stajnia z komorą, a w drugim – stodoła z boiskiem, a także wielobudynkowe (Pogórzanie Zachodni). Dolinianie mieszkali w chałupach z tzw. wnęką, która powstawała przez cofnięcie ściany frontowej na szerokość stajni. Pozwalało to na przejście z części mieszkalnej do stajni, w obrębie budynku.

Materiałem budowlanym było drewno jodłowe. Domy miały konstrukcję zrębową, to znaczy ściany domów układano z belek. Bojkowie malowali je na kolor czerwono-brunatny. Szpary między belkami wypełniali mchem i gliną, a następnie malowali na biało wapnem. Dolinianie malowali wapnem całe domy, a na wrotach i drzwiach umieszczali malowidła. Pogórzanie bielili zwykle ścianę frontową, a pozostałe malowali w pasy lub kropki. Natomiast dla chyży łemkowskich charakterystyczne były niebieskie lub zielone drzwi i okna.

Czterospadowe dachy u Bojków, Dolinian i Pogórzan, dwuspadowe u Łemków – kryte były tzw. kiczką, czyli wąskimi skręconymi snopkami słomy. U Łemków szczyty dachów pokrywane były dodatkowo gontem._4

Na omawianym przeze mnie terenie Pogórza Przemyskiego dominowała ludność ruska (ukraińska) tzw. górale ruscy, o kulturze zbliżonej do sąsiadujących z nimi od południa Bojków. Ale jak przystało na prawdziwe pogranicze, istniały wsie zamieszkiwane przez Polaków oraz miejscowości mieszane polsko – ruskie, czasem z większością ruską, czasem z przewagą polską._5

Budowano tu domy zarówno o konstrukcji zrębowej, przypominające domy bojkowskie, czy łemkowskie chyże, ale także domy przysłupowe, w których dach częściowo opierał się na widocznych słupach. Typowy dla zagrody Pogórza był bróg do przechowywania siana i słomy oraz kamienna piwnica, stawiana obok domu np. w ścianie naturalnego wzniesienia terenu.

Początkowo domy zrębowe malowane były glinką, później bielone wapnem, niekiedy z dodatkiem niebieskiej farbki. Gdzieniegdzie istniał zwyczaj zdobienia wapnem drzwi i wrót boiska motywami roślinnymi czy figurami geometrycznymi. Dachy domów były czterospadowe, kryte słomą. W okresie międzywojennym dachy te zamieniano na dwuspadowe.


Tradycyjny dom we wsi Nowosielce Kozickie; po lewej stronie budynku część mieszkalna,
środkowe wejście – stajnia, po prawej stronie – wrota do boiska.
Nie ma już tradycyjnego pokrycia dachowego. Stan na 2008 rok.


Tradycyjny dom w Nowosielcach Kozickich, nawiązujący do budownictwa bojkowskiego.
Czterospadowy dach, niegdyś kryty kiczką. Stan na 2002 rok.


Tradycyjny dom w Wojtkowej. Stan na 2008 rok.

Współczesny krajobraz wiejski na Pogórzu – domy drewniane i murowane

Właściwie w każdej wsi można dziś znaleźć zabytkowy, przedwojenny dom, w którym część mieszkalna połączona jest ze stajnią i z tzw. boiskiem. Najczęściej jednak stare domy, to domy niezamieszkałe, czekające na spadkobierców, decyzje rodziny bądź służące za magazyn, a także przerobione na stajnie, stodoły i drewutnie. Obok nich stają nowe domy, najczęściej murowane, nie nawiązujące do regionalnej architektury.


Tradycyjna zagroda jednobudynkowa. Budynek wykorzystywany współcześnie do celów
gospodarczych, Zawadka. Stan na 2008 rok.


Tradycyjny dom w Wojtkowej. Stan na 2007 rok.

Po II wojnie światowej powstało także wiele ciekawych domów drewnianych z werandami, ganeczkami, o różnorodnym typie dachów (dwuspadowych, naczółkowych, krytych dachówką, blachą lub papą) oraz domów murowanych.

 
Ciekawy architektonicznie dom w Nowosielcach Kozickich. Stan na 2001 rok.


Stary dom o konstrukcji przysłupowej w Wojtkowej. Stan na 2008 rok.


Kalwaria Pacławska – wielkie Sanktuarium Bieszczadzkie. Drewniane domy przysłupowe
z podcieniami dla pielgrzymów, datowane na XIX wiek.


Stary dom w Ropience.


Stary dom w Brelikowie. Stan na 2008 rok.

Architektoniczne zmiany na wsi

W ostatnich latach wiele budynków zostało docieplonych. Podczas remontów starych domów drastycznej zmianie uległy ich elewacje. Do niedawna jeszcze obijano drewniane domy sidingiem, obecnie obmurowuje się je, zakrywając stare belki. Długie – przypominające bojkowskie czy łemkowskie domy ucina się, i dokonuje się na nich różnorodnych operacji budowlanych, które mają być funkcjonalne przede wszystkim, ale nie uwzględniają one stylu regionalnego. Nagminnie, do drewnianych domów wkłada się plastikowe okna, nie przypominające wyglądem poprzednich. Fasady domów tracą przez to wygląd i styl. Następuje jakiś estetyczny i kulturowy zgrzyt. Domy stają się nijakie, wręcz brzydkie. Okna typowo miejskie zdobią teraz większość starych, zabytkowych, regionalnych domów wiejskich. To także zasługa rynku, który nie uwzględnia potrzeb klientów ze specyficznymi potrzebami, bo przecież współczesne technologie pozwalają na wyprodukowanie dobrego okna w dobrym starym i wiejskim stylu?

Choć drzewa w Bieszczadach nie brakuje, a płoty wiklinowe czy leszczynowe wyplata się na eksport, to tutejsi mieszkańcy unikają tradycyjnego grodzenia. Domki na wsi zaczynają przypominać osiedla miejskie. Budowlany wątek krajobrazu wiejskiego można ciągnąć dalej. Znikają z podwórek prawdziwe studnie – żurawie i kamienne piwnice. Zastępowane są za to ochoczo miniaturowymi atrapami.


Piwnica tzw. sklep, stara studnia i łubiny.

Już praktycznie nie ma na wolnym powietrzu starej kuźni czy młynu, a przecież było ich tu tak wiele przed wojną, te które przetrwały wojnę – nie remontowane – po prostu uległy zniszczeniu. Coraz rzadziej można też spotkać tzw. dylowanki – mostki z bali, przewieszane ponad strumykami i rzeczkami. Takimi mostkami dojeżdżało się prawie do każdego pola czy gospodarstwa. Zmienia się sposób uprawy roli, zanika tradycyjne rolnictwo, a wraz z nim wiele zabudowań gospodarskich, narzędzi i sprzętów. Już prawie nie ma brogów do przechowywania siana, czy drabiniastych wozów z drewnianymi kołami, sieczkarni, czy gołębników. Szkoda, że te pamiątki przeszłości nie zdobią współczesnych podwórek. Byłyby wspaniałą zachętą dla turystów i wizytówką wsi.

 
Brogi, typowe dla krajobrazu Pogórza. Nowosielce Kozickie 2002.

Wielką zaletą tutejszego krajobrazu są przydrożne krzyże i kapliczki. Dbają o nie sami mieszkańcy, własnymi siłami i środkami remontują zabytkowe świątki. I wielka chwała im za to. Przydałby się jednak jakiś przewodnik po renowacji tego, co ma ponad 100 lat, jakieś wskazówki, jeśli w ogóle nie opieka konserwatora, którego działań w tym zakresie po prostu nie widać.


Kapliczka pańszczyźniana z 19 wieku w Bóbrce. Stan na 2001 rok.
Po gruntownym remoncie straciła swój dawny charakter.

Po bieszczadzkich drewnianych dworach i dworkach, których było tu bardzo wiele ślad prawie zaginął. Spłonęły, podpalono je, zostały rozebrane i podobnie jak bieszczadzkie cerkwie – te które przetrwały zawieruchę wojenną i narodowościową – zostały rozebrane w okresie PRL-u. Świadczą o ich istnieniu jedynie stare drzewa, zwłaszcza potężne lipy, którymi obsadzano aleje dojazdowe do dworu lub same dworki. W każdej wsi można jeszcze wypatrzyć takie miejsce ze starodrzewiem i snuć li tylko domysły, jak mógł wyglądać dwór i zabudowania wokół dworu.


Tablica informująca o istnieniu dworu w Brelikowie. Takie tablice informacyjne
w kilku wsiach powstały w ramach Programu tworzenia ekomuzeów w Bieszczadach.  

Stare szkoły, remizy, świetlice, które stanowią unikalny przykład dawnej architektury są „na dożyciu”. Nie ma pomysłu na ich rewitalizację, bo przecież źródeł finansowych, które mogłyby podtrzymać zarówno dawną architekturę, jak i życie społeczne w tych budynkach jest obecnie bardzo wiele.

Nurtuje mnie zatem pytanie – na czym będzie oparta turystyka wiejska za parę lat, jeśli nie będzie już tradycyjnej zabudowy, jeśli żaden dom nie będzie przykuwał uwagi turysty, a o przeszłości i dorobku kulturowym wsi będą świadczyły jedynie tablice informacyjne? Wszak turysta widzi murowane kamienice zwykle na co dzień. A na wsi chce zobaczyć coś wiejskiego. Zresztą agroturystyka po bieszczadzku już dziś często rozczarowuje, bo ma zwykle miejsce w kilkupiętrowych kamienicach, do tego w gospodarstwach, które nie prowadzą już żadnej hodowli ani upraw.

Dlatego do wyjątkowych na Pogórzu, ale i w całych Bieszczadach należą takie miejsca jak np. w Ropience, gdzie właściciele odnowili stary łemkowski dom w tradycyjnym stylu oraz leśniczówkę, by wynajmować je turystom z całej Polski. Jak piszą: „Udało nam się zachować od zapomnienia chociaż niewielki fragment minionej epoki. Przez cały okres renowacji niemalże 100 letnich budynków staraliśmy się połączyć piękno regionalnej architektury z wygodą wnętrz. Dzięki temu stworzyliśmy miejsce doskonale wkomponowane w krajobraz Bieszczadów”. www.woladamianowa.pl


Damianowa Wola. Odrestaurowany dom łemkowski, który właściciele wynajmują turystom.

Trzeba przyznać, że wiejski krajobraz Bieszczad najlepiej prezentuje się dziś w parku etnograficznym w Sanoku. To właśnie tu, w Muzeum Budownictwa Ludowego ocalono wiele zabytkowych budowli świeckich i religijnych, które przetrwały zawieruchy wojenne, a zwłaszcza te podczas Akcji Wisła w 1947 roku i później. Przeniesiono je z różnych miejscowości i ustawiono na wolnym powietrzu, rekonstruując dawne wioski. W ten sposób ocalono je przez dalszym zniszczeniem, którego w tej chwili jesteśmy świadkami. Ten zbiór chałup, zabudowań gospodarczych, cerkwi i kapliczek – jest imponujący. W sanockim skansenie można się przez chwilę poczuć, jak na wsi. http://skansen.mblsanok.pl/a/strona.php?id=strona

Tymczasem dziś zarówno wieś moich dziadków, jak i wiele innych wiosek w tej pięknej krainie – zaczyna być podobna do tysiąca innych wsi w Polsce. Oczywiście nie chodzi mi o krytykowanie sposobu, w jaki ludzie remontują czy budują domy. Każdy robi to tak jak potrafi i na ile go stać i wedle swoich upodobań estetycznych. Każdy chce mieć ciepło i wygodnie. To zrozumiałe. Tylko tak bardzo żal, że to co ocalało i zostało nie jest doceniane, że nie patrzy się na stare zabudowania jako na wartość, dorobek pokoleń i kapitał na przyszłość. I że wiejskość nie ma tutaj dobrej ceny! Przecież stare nie znaczy zacofane, złe i nie musi oznaczać niskiego standardu życia? Może to kwestia uświadomienia sobie, co wartościowego posiadamy w swoim otoczeniu, a może brakuje też jakiś zachęt prawnych i finansowych ze strony samorządów i instytucji rządowych. Bo w tej dziedzinie warto byłoby pomóc zwykłym mieszkańcom udźwignąć ciężar ochrony dziedzictwa kulturowego. Zwłaszcza, że nie chodzi tu tylko o zachowanie przeszłości, ale o ocalenie kapitału, który może przyczynić się do rozwoju chociażby wsi tematycznych.

Ale też trudno się dziwić mieszkańcom wsi, że budują i remontują nie-regionalnie. Przez lata wyszydzano i ośmieszano kulturę wiejską, walczono z tym co unikalne, indywidualne, związane z tożsamością lokalną, etniczną, dokonano też wielu zniszczeń fizycznych, zresztą nie tylko tu w Bieszczadach, choć może najbardziej właśnie w nich.

Wieś bardziej niż miasto zaczyna w pewien sposób od nowa budować swoje dziedzictwo kulturowe i trochę robi to po omacku. Bo z jakich wzorów ma czerpać? Skoro to co wiejskie, etniczne, odrębne, inne zostało ośmieszone, zapomniane, zlekceważone? Skoro w samym słowie wieś, czy folklor wyczuwamy nutkę ironii! Czerpie się zatem z nowoczesnego miasta, z tego co tam jest „trendy”. Czerpie się ze wzorców zachodnich. Mieszkańcy wsi jeżdżą po całym świecie za pracą i przyjeżdżają nie tylko z pieniędzmi, ale także z obcymi rozwiązaniami architektonicznymi, które próbują przeszczepić na swój grunt. No i są jeszcze przyjezdni, którzy wtrącają do tego architektonicznego galimatiasu swoje trzy grosze, stawiając na dawnych polach uprawnych, czy na terenie starych gospodarstw domki działkowe lub kosmopolitańskie pałace z wyszukaną ornamentyką.


Krajobraz rozciągający się wzdłuż drogi do lasu. 

 

Przyroda i wiejskie ogródki – mocną stroną polskiego krajobrazu wiejskiego

Mocną stroną krajobrazu bieszczadzkich wiosek jest ich zanurzenie w przyrodzie i to przyrodzie naturalnej i różnorodnej, jeszcze nie okiełzanej do końca przez człowieka, jeszcze nie wymierzonej, ogrodzonej i zaprojektowanej na duży zysk. Można pójść na długi spacer kamienistą drogą biegnącą wśród pól, do naprawdę głębokiego lasu, można rozkoszować się widokiem łąk, jeszcze nie zmienionych żadną urzędową decyzją o odrolnieniu i nie zmąconych żadnym zabudowaniem, na których najwyżej pasą się konie, krowy, owce, a najczęściej dzikie zwierzęta.


Wracania. Krajobraz rozciągający się wzdłuż drogi ze wsi do wsi. 

Wiosną i jesienią to różnorodność lasów daje piękne tło wsiom. Jodły, buki, graby, jawory i brzozy, dzikie czereśnie, a także liczne krzewy takie jak tarnina czy kalina mienią się kolorami. Wielością i różnorodnością kwiatów i ziół zachwycają bieszczadzkie łąki rozciągnięte na łagodnych kiczerach. Pola poprzecinane są krętymi strumykami i rzeczkami, a w przydrożnych rowach można odnaleźć wiele ciekawych gatunków dzikich kwiatów i ziół. W tajemniczych i nostalgicznych miejscach po wysiedlonych wsiach ciągle zakwitają jeszcze stare drzewa owocowe. To tam podchodzą jesienią niedźwiedzie, by skosztować starych odmian jabłek.


Droga do Hoszowczyka.

Właściwie gdzie nie spojrzeć – jest piękno przyrody i jej intensywność. Na co dzień spotykamy dzikie zwierzęta. Podchodzą do gospodarstw sarny, jelenie, lisy, wilki, a nawet niedźwiedzie. Nad głową szybują myszołowy, orliki, kruki. O ten krajobraz przyrodniczy Bieszczad mają dbać liczne nadleśnictwa i leśnicy. Jednak jak na moje oko – wycina się u nas bardzo dużo starych i pięknych drzew i wywozi w świat. Leśnicy bieszczadzcy bronią się jednak tym, że lesistość w tym regionie Polski sięga 70%.


Tzw. kopy siana.

Latem w Bieszczadach cieszą oko przydomowe ogródki. Każda gospodyni stawia sobie za punkt honoru, żeby koło domu było różnobarwnie i ciekawie. I jest. Gospodynie wymieniają między sobą nasiona, sadzonki, bulwy kwiatów. W tych ogródkach są purpurowe malwy i złote słoneczniki, żółte rudbekie i różowe floksy, czerwone szałwie, różnokolorowe cynie, wariaty, mieczyki, lilie, łubiny, kosaćće, piwonie i róże. Rosną lokalne odmiany krzewów hortensji, kaliny i róży galicyjskiej. Cień kwiatom dają stare lipy, akacje i świerki. Zachwyca to przyjezdnych, tych z Polski i z zagranicy.

W nagrodę za ten trud upiększania objeść, bieszczadzkie gminy co roku organizują konkurs na najpiękniejszy ogródek. I z roku na rok przybywa laureatów. Mam nadzieję, że stawią oni opór tym, którzy ostatnio zaczęli zakładać wokół domów angielskie trawniki, obsadzając je tujami i obcymi gatunkami roślin.


Droga przez wieś.

Ale czy krajobraz bieszczadzkiej wsi obroni się tylko przyrodą i wiejskimi ogródkami? Tego właśnie nie jestem pewna.


Wracania.


Łąka we wsi.

Zdjęcia: Monika Mazurczak-Kaczmaryk

Bibliografia:
1_Zapomniane Bieszczady, Paweł Kusal, Lesko 2006, Wstęp pt, Bieszczady jakie były, Andrzej Potocki.
2_Andrzej Potocki, Bieszczadzkie Losy, Rzeszów-Krosno 2000, str. 7
3_Przemyśl i Pogórze Przemyskie, Przewodnik, Stanisław Kryciński, Pruszków – Olszanica 1997
4_http://skansen.mblsanok.pl/a/strona.php?id=strona , Regiony etnograficzne, Muzeum Budownictwa Ludowego Sanok
5_ Przemyśl i Pogórze Przemyskie, Przewodnik, Stanisław Kryciński, Pruszków – Olszanica 1997

Ważne strony internetowe dla zachowania tradycyjnego krajobrazu Bieszczad:

http://skansen.mblsanok.pl

Sanockie Muzuem opracowało projekt rekonstrukcji galicyjskiego rynku, typowego dla wielu przedwojennych miasteczek bieszczadzkich. Szuka obecnie funduszy, by taki rynek powstał na terenie parku. W założeniach ma powstać mały rynek, wokół niego drewniane domy, część z nich z podcieniami. W jednym z nich będzie apteka, poczta, zakład szewski, krawiecki i modniarki. Takie rynki można było 100 lat temu spotkać w Jaćmierzu, Jaśliskach, Jedliczu, Sokołowie, Rybotyczach. Nie ma już takich miasteczek.

Towarzystwo Karpackie
http://www.karpaccy.pl

Fundacja Bieszczady Partnerstwo dla Środowiska
www.fundacja.bieszczady.pl

http://www.bieszczadzki.pl

http://www.bieszczady.net.pl

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Najnowsze wydarzenia

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!