”Rażny”, czyli „raźnie”
Rażny to maleńka obecnie wioska położona w gminie Sadowne, na terenie Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego, otoczona łąkami. Dziś liczy 78 mieszkańców, ale przed drugą wojną światową liczyła około 300 osób. Z Rażen pochodzą moi pradziadkowie, tam także urodziła się moja mama. Rażny leżą tuż nad rzeką Bug. Historia mojej rodziny nierozerwalnie związana jest z tą rzeką – są to epizody dobre i ciepłe, ale także niekiedy bolesne.
Wioska Rażny. Czerwony znak to miejsce pochodzenia mojej rodziny od strony mamy.
Rażny – mimo, że dziś wymierające, założone zostały około XIV wieku. Jest to najstarsza wieś w gminie Sadowne. Pierwsza wzmianka w dokumentach o wsi pojawia się w 1425 r. aczkolwiek wiadomo, że w Rażnach (dawniej określanych, jako Rażny Stare) stał dębowy krzyż z datą 1300 r. Na początku XV w. Rażny były centrum tzw. dóbr rażneńskich, należących do kolegiaty św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Już wtedy Bug stanowił ważny szlak wodny, a w Rażnach funkcjonować miał port.
Wtedy rzeka zmieniała swoje koryta – do dziś pozostało po niej wiele starorzeczy, doskonale widocznych na zdjęciach satelitarnych. Jedno ze starorzeczy położone jest w obrębie siedliska moich dziadków. Z historii głoszonych z pokolenia na pokolenie w mojej rodzinie miałoby wynikać, iż port położony był na terenie dzisiejszego siedliska. To tylko przypuszczenia i domysły, warte zbadania. Prawdziwa i potwierdzona za to jest historia o karczmie, również funkcjonującej na terenie dzisiejszego siedliska. Adam Stankiewicz, pamięta, że w czasie II wojny światowej mój pradziadek Franciszek Zasłona wykopywał z ziemi ogromne pale, na których była postawiona. Dom moich dziadków położony jest na skraju wioski, to ostatnie gospodarstwo położone najbliżej rzeki. Za nim rozciągają się łąki. Karczma świadczy o tym, iż był to istotny punkt dla podróżujących. W końcu pochodzenie nazwy „Rażny” oznaczać może „raźny”, czyli bezpieczny, dogodny. Być może przeprawa przez Bug w tym miejscu była właśnie taka – spokojna i wygodna.
Czółnem na ryby i przez rzekę
Mieszkańcy Rażen, obok uprawy roli, trudnili się łowieniem ryb. Ryby były źródłem pożywienia, ale także dochodów poprzez handel. Dla rodziny Adama Stankiewicza – syna bezrolnego chłopa, rybactwo oraz pszczelarstwo było jedynym utrzymaniem. Każda rodzina posiadała łódź, tzw. czółno. Te czarne, okryte smołą czółna pamiętam jeszcze z czasów dzieciństwa – leżały za domem, rozpadające się i nieużywane. Wtedy, w latach 80. mój dziadek sprawił sobie nowoczesną, jak na tamte czasy, łódź z silnikiem.
Mieszkańcy Rażen w czółnach. Trzeci od lewej Karol Zasłona. Pierwszy z prawej – mój pradziadek Franciszek Zasłona. Lata 40. XX wieku. Z archiwum Adama Stankiewicza.
Powszechne połowy ryb przez mieszkańców wioski zakończyły się na dobre około 20 lat temu. Do dziś w domu dziadków znaleźć można sieci, nici, kosze i inne przyrządy. A w mojej pamięci dalej tkwią obrazy olbrzymich (tak mi się wtedy wydawało) sumów i szczupaków, przynoszonych późnym wieczorem do domu przez dziadka.
Czółna służyły także do transportu ludzi i zwierząt z jednego brzegu na drugi. Do końca nie rozumiem czemu, ale młodzi kawalerowie i panny wyjątkowo chętnie wybierali żony i mężów „zza Buga”, tj. ze wsi Udrzyn, Udrzynek, Poręba, Tuchlin. Moja babcia urodziła się w Porębie i jak do dziś wspomina, nie narzekała na brak kawalerów „z tamtej strony”. Mimo to wyszła za dziadka, mieszkańca Rażen. Babci siostra i koleżanka również wybrały mężów z Rażen. Adam Stankiewicz zaś ożenił się z panną z Udrzyna. Takich pomieszanych rodzin po obu brzegach było (i do tej pory jest) bardzo dużo, toteż zapotrzebowanie na transport było duże. Ostatnim chyba przewoźnikiem w Rażnach był mój dziadek, być może dlatego, że miał dobrą łódź i mieszkał najbliżej rzeki. Co kilka dni słychać było okrzyk z drugiej strony rzeki: „przewozu!”. Wtedy dziadek brał długie wiosło, szedł nad brzeg, wypychał łódź na wodę. Często zabierał nas, kilkuletnie dzieci ze sobą (ku rozpaczy babci). Podróż w obie strony zajmowała około dwudziestu minut. Potem czasem udawało nam się jeszcze dziadka uprosić, żeby nad brzegiem rzeki nas popilnował, kiedy chcieliśmy popływać w Bugu (a chcieliśmy zawsze, ku jeszcze większej rozpaczy babci).
Mieszkańcy Rażen w czółnach. Z archiwum Adama Stankiewicza.
Dziadek również zwierzęta przeprawiał przez rzekę. Kiedyś hodował owce. Sprytnie wymyślił, aby wywozić je łodzią na sporą wyspę, leżącą po drugiej stronie rzeki (wyspa widoczna jest na pierwszej fotografii). Wyspa porośnięta była bujną trawą, oddzielona od stałego lądu wodą. Tam owce przebywały od wiosny do jesieni. Dziadek nie zbudował dla nich zagrody, zaledwie zadaszenie chroniące przed deszczem. To był na pewno interesujący widok, ale nie zachowały się żadne zdjęcia. Zresztą w tamtym czasie nie był to pewnie widok niezwykły.
Na zimę czółna przechowywane były pod dachem, rzeka zamarzała. Wtedy mężczyźni wychodzili na lód i u brzegów rzeki ścinali wiklinę, z której wieczorami wyplatali kosze wszelkich rozmiarów i zastosowań. Sami z dziadkiem po tę wiklinę chodziliśmy. Do dziś niektórzy mieszkańcy tę umiejętność zachowali.
Pranie nad brzegiem Buga. Z archiwum Adama Stankiewicza.
Babcia wychodzi za mąż
Tę historię znamy na pamięć, ale wciąż prosimy babcię, aby co jakiś czas nam ją przypomniała. Wydaje się zupełnie nieprawdopodobna. I w tym wątku rzeka Bug odegrała ważną rolę. Ożenek moich dziadków był dość błyskawiczny. Zaręczyny od ślubu dzieliło zaledwie kilka dni. Czemu tak szybko? Dziadek tłumaczył babci, że skoro decydują się na ślub, to muszą to zrobić teraz, bo potem „w Rażnach nie ma dróg”. Był 24 luty 1963 roku, na zewnątrz około dwudziestu stopni mrozu. Bug pokryty był grubą warstwą lodu, dzięki czemu goście mogli saniami ciągniętymi przez konie łatwo dostać się z jednego brzegu na drugi. Dziadkowie również do ślubu pojechali saniami.
Moi dziadkowie w lutym 1963 roku.
Moja babcia przed ślubem ani razu nie była w Rażnach, toteż nie rozumiała, że „w Rażnach nie ma dróg”. Poręba była wtedy piękną, dużą wsią, z brukowanymi drogami, piekarnią i corocznym, słynnym porębskim odpustem. Zrozumiała to wiosną tego samego roku, kiedy tuż po przeprowadzce do mężowskiego domu, Bug (jak co roku zresztą podczas wiosennych roztopów) wystąpił z brzegów odcinając ich od świata. I rzeczywiście dróg nie było. Przeprawa z jednego do drugiego domu odbywała się czółnami. Babcia była przerażona, zupełnie nie tak wyobrażała sobie nowe miejsce. Dziadek ponoć się tylko śmiał i pocieszał. Wiedział, że domu nie zaleje – siedlisko zbudowane zostało na lekkim wzniesieniu. Z czasem babcia przywykła, a kiedy w 1978 roku zbudowano wały przeciwpowodziowe problem zniknął.
Jedna z powodzi w Rażnach. Zdjęcie pochodzi z książki „Dzieje wsi Rażny”.
Autor: Wiesław Rogala.
Babcia bardzo tęskniła za rodzinnym domem i nawet kilka razy w tygodniu prosiła dziadka, by łodzią przeprawił ją na drugą stronę rzeki. Na ogół brała ze sobą rower, aby szybciej dojechać. Jako dzieci całe wakacje spędzaliśmy u dziadków, toteż babcia z dziadkiem często ładowali nas do łodzi i płynęliśmy na drugi brzeg, a potem jechaliśmy do Poręby. To stanowczo jedne z najpiękniejszych wspomnień mojego dzieciństwa. A zimą dziadek odpoczywał – rzeka zamarzała i przejście przez nią zajmowało kilka minut.
Z czasem również babcia nauczyła się przeprawiać przez Bug łodzią. Tę umiejętność do dziś posiadają moja mama oraz wujek. Praktyka ta jednak zanikła – dziadek zmarł w 2001 roku, babcia jest w słabszej kondycji, a łódź służy tylko celom rekreacyjnym. Równie często odwiedzamy rodzinę „zza Buga”, jednak jeździmy tam samochodem. To 26 kilometrów, z przeprawą przez most w Broku. Dla porównania – w linii prostej, przez Bug to zaledwie 5 kilometrów.
O Karolu Zasłonie
W tym miejscu chciałabym wspomnieć o bracie mojego pradziadka Franciszka, Karolu Zasłonie. W pierwszej połowie XX wieku Karol, jak wszyscy mężczyźni we wsi, doskonale pływał czółnem. Ponieważ mieszkał najbliżej rzeki, często przeprawiał ludzi z jednego brzegu na drugi. 26 stycznia 1943 roku Karol zabrany został z domu przez niemieckich żołnierzy, którzy przebywali wtedy w miejscowości Sadowne. Na posterunku w Sadownem został brutalnie zamordowany. Tragiczne piętno tej historii moja rodzina nosi do dziś. Moi dziadkowie twierdzili i przekazali mi, że Karol zamordowany został za pomoc Żydom, uciekającym z jednego brzegu na drugi. Kilka dni temu jednak Adam Stankiewicz (działający wtedy w ruchu oporu) potwierdził, że rzeczywiście Karol pomagał w ucieczce prześladowanym, jednak nie było to bezpośrednią przyczyną jego śmierci. Do dziś zatem nie wiadomo, za jakie przewinienie został w okrutny sposób zabity.
Karol Zasłona pochowany został wraz ze swoimi rodzicami – Zuzanną i Janem, bratem Franciszkiem oraz moim dziadkiem – Kazimierzem na cmentarzu w Sadownem. Miał wtedy 43 lata.
Bug współcześnie
Obecnie rzeka nie posiada tak ważnej funkcji jak kiedyś. Wały przeciwpowodziowe skutecznie hamują napór wody wiosną. Nikt już nie łowi ryb, łodzie (jeśli są) używane są tylko rekreacyjnie. Wraz z najstarszymi mieszkańcami odchodzi umiejętność wyplatania koszy. Wraca za to przyroda: nasze siedlisko położone jest na terenie obszaru Natura 2000 „Ostoja Nadbużańska” oraz „Dolina Dolnego Bugu” oraz Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego. Dolina Bugu jest ostoją ornitologiczną o międzynarodowej randze, to teren żerowania wielu cennych gatunków ptaków takich jak: kulik wielki, kszyk, rybitwa rzeczna, białoczelna, błotniak stawowy, bocian czarny… Nad brzeg rzeki, a także do naszego stawu (starorzecza), sprowadziły się bobry, które z powodzeniem obserwujemy także w ciągu dnia.
W pamięci starszych mieszkańców Bug odegrał ogromną rolę. Warto, aby o tym specyficznym, „wodnym dziedzictwie” wioski pamiętali ich potomkowie.
Widok na rzekę podczas wiosennych, tegorocznych roztopów.
Korzystałam z książki „Dzieje wsi Rażny” autorstwa Adama Stankiewicza. Serdeczne podziękowania składam Adamowi Stankiewiczowi oraz rodzinie Zasłonów za pomoc w przygotowaniu artykułu.
***