Piszę dla swoich

repository_BLOSOL_4

Przemysław Chrzanowski: Sołtys blogerem? Przecież to takie niespotykane… Proszę niedowiarkom krótko wyjaśnić, że taka twórczość ma sens.

Piotr Kłobuch, sołtys Węgorzewa: – Pomysł na Blog Sołtysa pojawił się w roku 2009, gdy powstała strona www.aktywnewegorzewo.pl . Po początkowej euforii, gdy powstanie wiejska strona, trudno jest utrzymać zainteresowanie nią, ponieważ na wsi nie robi się imprezy co tydzień, a skoro zaczyna brakować nowych treści, to ilość wejść na stronę dramatycznie spada. Pisanie bloga przez sołtysa, daje szansę, aby nowe treści pojawiały się nawet codziennie. W ciągu 3 lat powstało około 600 postów, co powoduje, że miesięcznie strona notuje ponad trzy tysiące wejść. Dobrze prowadzony blog, może więc pełnić funkcję lokalnej popołudniówki, do której zaglądanie staje się nawykiem.

Do kogo chce pan dotrzeć pisząc bloga?

– Pierwotnie blog był adresowany do mieszkańców Węgorzewa, ale z biegiem czasu okazało się, że czytają go też inne osoby. Niektóre z nich nigdy tu nie były i znają nas tylko z sieci. Piszę, aby pokazać, że na współczesnej wsi wiele się dzieje i istnieje ciekawa alternatywa dla tych, którzy szukają czegoś innego niż oferuje miasto. Zależy mi na relacji z młodzieżą. Chcę, aby młodzi ludzie wiedzieli, że w mieście nie tylko warto iść do galerii handlowej i żeby potrafili dostrzec zalety miejsca, w którym żyją.

Piotr Kłobuch, sołtys Węgorzewa.

Głównie jednak piszę dla swoich mieszkańców, aby dowiedzieli się, co dzieje się tuż obok nich lub w sąsiednich miejscowościach. Pisuję recenzje filmów, które warto zobaczyć lub koncertów, na których byłem. Piszę o ludziach, którzy mają pasje i mieszkają wśród nas lub piszę o miejscach, które są warte odwiedzenia. Kiedy trzeba zabieram głos i piętnuję ludzką głupotę.

Cenię sobie demokrację lokalną i wiem, że jej właściwe działanie zależy w dużym stopniu od możliwości wyrażania niezależnych opinii. Dobry blog daje prawdziwą szansę złamania monopolu informacyjnego i możliwość dotarcia ze swoimi poglądami do innych.

Po krótkiej lekturze wiem, z kim się pan spotyka, wiem, że niedawno ugrzązł pan samochodem w błocie, wiem nawet jakie ma pan pianino i że kiedyś wyglądało gorzej. Otwiera się pan i pokazuje pewnego rodzaju swojskość. Czy czuje pan, że dzięki temu jest bliżej ludzi?

– Pisanie bloga jest ryzykowne, bo zakłada dopuszczenie czytelników do własnego życia osobistego, ale właśnie w tym tkwi jego siła, bo własne emocje są lepsze niż protokół z zebrania wiejskiego. Blog Sołtysa ma prezentować lifestyle, czyli to, jak można żyć alternatywnie na współczesnej wsi, żyjąc w bliskiej relacji z mieszkańcami i nie rezygnując ze swych pasji. Zależy mi na tym, abym nie był postrzegany, jako obcy, ale jako ktoś, kto jest stąd, dlatego często piszę o banalnych rzeczach, które dotyczą każdego z Węgorzewa.


Piotr Kłobuch, sołtys Węgorzewa.

Czytając pańskie wpisy nietrudno zauważyć, że swoją funkcję traktuje pan bardzo poważnie. Bycie sołtysem to sposób na życie? A może misja?

– Urodziłem się we Wrocławiu i nie miałem nawet rodziny na wsi. Dlatego też to, że zostałem sołtysem, uważam za świetny dowód na to, że Pan Bóg ma poczucie humoru, bo sam nigdy nie myślałem o takiej funkcji. A jednak, gdy zamieszkałem na tej wsi pod Koszalinem, zrozumiałem, że moje gospodarstwo jest częścią większej całości i warto mieć wpływ na to, aby utrzymać ten krajobraz. To duża wartość, gdy uda się wsi zachować swój charakter i nie zmienia się ona w osiedle podmiejskie. Ma dla mnie znaczenie nie tylko mój dom czy sad, ale też to, czy zostanie wycięta stuletnia aleja lipowa przy drodze do sklepu, lub czy zostanie uporządkowany stary ewangelicki cmentarz. Podstawową zaletę bycia sołtysem odkryłem jednak z czasem.


Piotr Kłobuch, sołtys Węgorzewa.

Dzięki tej funkcji mam wyjątkową szansę dotarcia do każdego, a że i sołtysa każdy zna, można więc pracować na rzecz tworzenia więzi między mieszkańcami, jeśli się tego chce. Szalenie ważne jest to, aby zrozumieć, że w odnowie wsi chodzi nie tyle o budowanie chodników z polbruku, ale przede wszystkim o odnowę prawdziwej wspólnoty.

Ma pan świadomość tego, że swoją postawą, zamiłowaniem do nowoczesnych technologii, budowaniem tożsamości w sieci łamie pan powszechnie funkcjonujący stereotyp sołtysa? Wszak udowadnia pan, że funkcji tej nie muszą sprawować li tylko nobliwi panowie, zajmujący się, co najwyżej poborem podatku.

– Taki stereotyp sołtysa funkcjonuje obecnie już chyba tylko w mieście, bo ci, którzy mieszkają na wsi wiedzą doskonale, że jest inaczej. Dowodzi tego choćby fakt, jak wiele kobiet pełni funkcję sołtysa i świetnie sobie radzi. Wiem też, że niektóre z nich prowadzą od wielu lat kroniki swoich miejscowości w formie papierowej, szkoda tylko, że dostęp do tej treści jest utrudniony. Lepiej gromadzić i publikować w sieci, bo dostęp do niej mają wszyscy mieszkańcy.


Piotr Kłobuch, sołtys Węgorzewa.

Do sieci można wejść o dowolnej porze i można odnaleźć tam opisy imprez, które odbyły się nawet przed laty. Technologia dała nam świetne narzędzie, które idealnie nadaje się do budowania tożsamości z elementów, które do tej pory ulegały rozproszeniu. I co ważne, obserwując bloga dostajemy możliwość śledzenia wszystkiego na bieżąco, nie zrywamy więzi nawet, jeśli wyjechaliśmy do pracy w Holandii lub Szwecji. Żyjemy w globalnej wiosce i nasze wioski też są jej częścią. Dla młodzieży z mojej wsi Facebook jest tym samym, co dla młodzieży z miasta. Na naszych oczach dokonuje się prawdziwa rewolucja informacyjna, z biernych widzów, dostaliśmy szansę aktywnego tworzenia treści, adresowanej do współmieszkańców. Widzę jak rośnie ilość blogerów w sieci i jak to kapitalnie łączy ludzi, którzy posiadają podobne pasje.

Być wolnym, to być sobą u siebie – dlaczego te słowa są dla pana takie ważne? Co pan robi, by to ciekawe motto, na co dzień się materializowało?

– Był taki czas, że pracowałem, jako makler. Chodziłem do pracy w garniturze i każdy mój kolejny dzień był podobny do poprzedniego, zmieniały się tylko koszule i garnitury. Mimo dobrych zarobków, nie czułem się dobrze. Byłem tylko trybikiem w korporacyjnej maszynie. Wyjazd na wieś dał mi szansę, aby złamać ten schemat i odzyskać kontrolę nad własnym życiem. Jednakże samo zamieszkanie na wsi, nie przesądza jeszcze o tym, czy uda nam się tam całkowicie zakorzenić. Dopiero bycie sobą jest podstawą w nawiązaniu prawdziwych relacji z innymi ludźmi. W moim przypadku wieś jest elementem mojej wolności, bo to dzięki niej odkryłem, kim jestem naprawdę i co mogę dać innym.

Z zaangażowaniem oddaje się pan pisaniu bloga, domyślam się, że to nie jedyna pańska pasja? Zapewne nie bez powodu swój profil w sieci ozdobił pan fotografią z kajakowego spływu?

– Obok pisania bloga, który pozwala mi odreagować nagromadzone emocje, ważne jest dla mnie robienie zdjęć. To one czasem więcej mówią od słów. Moje zdjęcie profilowe, nawiązuje do wypraw kajakowych na rzeki górskie w różne rejony Europy, które organizowałem na studiach. Właśnie ten sport nauczył mnie pracy w zespole, bo w górach nie można pływać w pojedynkę, trzeba się wzajemnie asekurować i mieć do siebie zaufanie. Obecnie dużo jeżdżę na rowerze i lubię otaczać się ludźmi, którzy z tej perspektywy oglądają świat. Dla nich to od trzech lat w swojej „sołtysówce” organizuję „Rowerowe Spotkania Podróżników”, na których prezentowane są najciekawsze ekspedycje rowerowe, które gromadzą liczną widownię. Tradycje rodzinne sprawiły, że zawsze ciągnęło mnie do muzyki. W Węgorzewie udało mi się znaleźć jeszcze kilka podobnych osób. Razem z nimi utworzyliśmy zespół „Złoty Dukat”, a że mamy temperamenty południowe to najlepiej odnaleźliśmy się w ludowej muzyce… czeskiej i słowackiej.

Obecność sołtysa w internecie to pomysł wart powielenia. Proszę namówić kolegów po fachu do tego, by poszli w pańskie ślady.

– Sołtysi, których znam, to w większości urodzeni społecznicy, ludzie którzy angażują się w wiele inicjatyw. O ich pracy i poświęceniu całą prawdę zna przeważnie tylko rodzina. Piszący bloga sołtys dostaje szansę, aby zostawić po sobie zapis życia i przemian współczesnej wsi. Bo wiele rzeczy, które wydają się nam teraz normalne na wsi, za trzydzieści, czterdzieści lat będą czymś niezwykłym. To tak jak powszechny kiedyś widok furmanki. Ktoś kiedyś mógł zrobić jej zdjęcie na wiejskiej drodze obok remizy. Ale nikt tego nie zrobił i teraz nie ma już tam furmanki, i nie ma tej remizy. A to czarno białe zdjęcie dla historii tej wsi byłoby teraz bezcenne.

Warto zajrzeć: www.aktywnewegorzewo.blogspot.com

***

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!