Małe długi – wielki koszmar

Jak wyjaśniają prawnicy, nominalne oprocentowanie popularnych chwilówek jest niskie. To inne koszty są wysokie – na przykład prowizja od udzielenia pożyczki, ubezpieczenie itp. , a ich wysokości prawo już nie reguluje.

Szczęśliwa rodzina na wakacjach: dzieciaki pławią się w błękitnej wodzie, rodzice dzierżą w dłoniach drinki z parasolkami, słońce pali niemiłosiernie, a w tle słychać szum egzotycznego morza. Telewizyjna reklama nie pozostawia złudzeń: „ Możesz tam pojechać nawet, jeśli cię na to nie stać, mamy dla ciebie mały kredyt, który pozwoli spełnić marzenia całej twojej rodziny.”

Spot oglądają wszyscy: żona, dzieciaki, a nawet teściowa. Naciskają Marka. Przekonują go, że im też od życia coś się należy. Jest decyzja. Trzeba tylko zadzwonić pod wskazany numer infolinii. Rozmowa jest krótka, padają pytania: ile, gdzie i kiedy? Kwadrans później kolorowe seicento stoi przy furtce. Facet nie wchodzi nawet do domu, zaprasza Marka do samochodu. To tutaj odbywa się cała pożyczkowa procedura. Formalności to kilka podpisów na standartowo przygotowanych dokumentach. Kto by to czytał!? W wyznaczonych miejscach pojawiają się dane osobowe, namiary kontaktowe. Tu parafka, tu czytelnie… Jeszcze tylko kasa do ręki i można zacząć planować wakacyjny wypad.

 

Urlop za sześć pożyczonych tysięcy

Tygodniowy pobyt w Chorwacji wszystkim dobrze zrobił. Było pięknie. Słońce i woda jak z reklamy. Drinki z parasolką też. Ale czas na powrót do rzeczywistości, a ta stała się niemal natychmiast koszmarem, którego nie życzy się nawet największym wrogom. Dwa dni po powrocie do drzwi zapukał znajomy z seicento i grzecznie poinformował, że w systemie nie odnotowano wpływu należności, jak wynikała z umowy. Chodziło o kilkaset złotych, ale skąd je wziąć, skoro na wyjazd poszło całe sześć pożyczonych tysięcy. Do pierwszego daleko, a przecież żyć jakoś trzeba. Facet odpuścił, powiedział, że wpadnie za dwa dni. Po krótkiej naradzie rodzinnej jest jasne, że znów trzeba gdzieś pożyczyć. Wybór pada na kasę zapomogowo-pożyczkową w firmie Marka. Niby dużo wziąć nie można, ale to pieniądze praktycznie nieoprocentowane. Dwa tysiące łagodzą sprawę, ale od tej pory przez kilka miesięcy głowie rodziny będą potrącać z wynagrodzenia jakieś 400 złotych. W tej sytuacji to nokaut dla domowego budżetu.

Kiedy w następnym miesiącu Marek spóźnia się z uregulowaniem należności, pan z kolorowego seicento przyjeżdża już nie sam. W towarzystwie barczystego łysielca ochoczo wali pięściami w drzwi. Ton jego wypowiedzi jest już zgoła odmienny od tego, jakim posługiwał się przed dwoma miesiącami. Padają niecenzuralne słowa. Między wierszami Marek dowiaduje się, że oprocentowanie jego „kredytu” wynosi 85 procent. Nie doczytał tego, kiedy w euforii podpisywał papiery. Zbagatelizował również fakt, że z zadłużeniem ma się uporać w ciągu roku. Na domiar złego tuż po wizycie panów windykatorów, odebrał telefon od żony, która szlochając do słuchawki, zakomunikowała mu, że spowodowała stłuczkę w pobliskim mieście.

 

Rodzinna destrukcja

Bez samochodu, bez pieniędzy, bez perspektyw na lepsze jutro szczęśliwej do niedawna rodzinie przyszło klepać biedę. Z poborów Marka niewiele zostaje, po tym jak tęgie chłopy z seicento dopominają się o swoje. Nieuregulowane rachunki za prąd i gaz, co jakiś czas skutkują wyłączeniem któregoś z mediów, a spółdzielnia straszy, że jak dalej będą braki w opłatach czynszowych, to na bruk wyrzucą.


Takie plakaty wiszą na każdym słupie, nic dziwnego, że naiwni się zdarzają.

W takich warunkach nie ma mowy o cieple rodzinnym, o domowym ognisku, o partnerskich relacjach. Wszystko się wali, padają wzajemne oskarżenia. Dzieci nie rozmawiają z ojcem, jest dla nich nieudacznikiem, nie potrafi im kupić komórki, chociaż w połowie takiej fajnej jak te, z którymi do szkoły przychodzą koledzy. Najstarsza córka jest w trzeciej klasie gimnazjum, zaczyna szukać „lepszego” towarzystwa, bo w domu brak jej autorytetów. Jakby przyjrzeć się jej bliżej, to można by tu doszukać się podobieństwa do galerianek z filmu Małgorzaty Szumowskiej.

Markowi została do spłaty jedna rata. Z lichwiarskim zadłużeniem mocował się prawie trzy lata. Czy jest szczęśliwy? Pewnie tak, bo niebawem jego koszmar się skończy. Ale całą sytuację przypłacił załamaniem nerwowym i rozpadem rodziny. Mimo wszystko wierzy, ze uda mu się to wszystko z powrotem jakoś poskładać.

 

Kuchnia z ogłoszeniowego słupa

Pani Elżbieta nie musiała oglądać reklam w telewizji, żeby dowiedzieć się o popularnych chwilówkach. Przynajmniej raz w tygodniu przed jej domem na słupie energetycznym ktoś przykleja wielki plakat, a pod nim karteczki z telefonem do zerwania. Nigdy o tym nie myślała poważnie, ale któregoś dnia mimochodem złapała za łopocząca na wietrze wizytówkę. Od tej chwili zaczęła zastanawiać się, w czym taka nieduża pożyczka mogłaby jej pomóc. Za namową koleżanki zdecydowała się wziąć parę tysięcy na nową kuchnię. Wiadomo, z emerytury nigdy by nie odłożyła. Zawsze są przecież inne potrzeby.

– Pomyślałam, że skoro inni dają radę, to ja też gorsza nie będę. A o kuchni marzyłam od dawna, chciałam mieć piekarnik w zabudowie i płytę indukcyjną. Obraz nowych mebli narodził się w mojej głowie na długo przed podjęciem jakichkolwiek kroków, zaprosiłam nawet firmę, żeby zrobili pomiary i podali mi orientacyjnie cenę. Za projekt musiałam im oczywiście zapłacić i właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że skoro już jakieś koszty poniosłam, to muszę ciągnąć to dalej – wspomina pani Elżbieta. – Fachowcy wycenili mi całość na 13 tysięcy złotych. Wiedziałam, że więcej niż połowę będę musiała pożyczyć od jegomościa z wizytówki.

 

Raty, których końca nie widać

Jegomość okazał się panią w wieku studenckim. Pani Elżbieta zaprosiła ją do domu, pokazała nawet miejsce, w którym staną nowe kuchenne regały. Pokazała odcinek z emerytury, potem podpisała kilka formularzy, wzorem poprzedniego bohatera nie czytając tego, co zapisano małym drukiem. – Umówiłyśmy się, że będę, co miesiąc spłacać po 450 złotych. Policzyłam, że jak wezmę 8 tysięcy, to uporam się z tym w półtora roku. Na śmierć zapomniałam wówczas o tym, że taka pożyczka to nie jest za darmo. Dopiero, kiedy paniusia wyszła, wyczytałam, że ja te swoje 450 złotych będę im musiała, co miesiąc wpłacać przez ponad 3 lata. Wzięłam 8 tysięcy, a do oddania miałam ze wszystkim 16200 złotych. Po tych rachunkach załamałam ręce i się zwyczajnie popłakałam. Miałam ochotę ją udusić. Dlaczego mi nie powiedziała? Doskonale zdawała sobie sprawę, że ma do czynienia ze starsza osobą, potraktowała mnie jak łatwą zdobycz. Pewnie dostała za to jakąś premię… – zachodzi w głowę pani Elżbieta. – Po tym wszystkim kompletnie odechciało mi się tej całej kuchni. Ale na wszelkie posunięcia było już za późno, nazajutrz przyjechali fachowcy, pokazali kolory frontów, zademonstrowali jak będą funkcjonować szuflady i kazali wybrać uchwyty do szafek. No i nerwy jakoś puściły.

Dzisiaj pani Elżbieta ma nową kuchnię. Cieszy się, bo to najfajniejsza rzecz, jaką sobie mogła sprawić na jesieni swego życia. Pogodziła się z tym, że ma nowego przyjaciela – tak dowcipnie mówi o swoim kredycie. – Płacę i płaczę – śmiejąc się przez łzy kwituje pani Elżbieta.

 

Gaszenie pożaru benzyną

Jak wyjaśniają prawnicy, nominalne oprocentowanie popularnych chwilówek jest niskie. To inne koszty są wysokie – na przykład prowizja od udzielenia pożyczki, ubezpieczenie itp. , a ich wysokości prawo już nie reguluje. Firmy udzielające pożyczek mają jednak wobec klienta szereg obowiązków informacyjnych. Muszą między innymi podawać całkowity koszt pożyczki przed jej udzieleniem.

W praktyce często jedyną informacją, którą można uzyskać bez podania swoich danych łącznie z numerem dowodu i PESELEM jest dostępna wysokość pożyczki i całkowita kwota do spłaty. Część firm umieszcza także wzór umowy, ale na ogół bez załączników zawierających wysokość opłat. W części przypadków nie wiadomo także gdzie firma udzielająca pożyczkę ma siedzibę, o numerze telefonu nie wspominając.

– Niestety z takich firm często korzystają osoby, które już mają poważne kłopoty finansowe – mówi na łamach Głosu Wielkopolskiego Roman Pomianowski, psychoterapeuta prowadzący program wsparcia dla zadłużonych. – Bank nie pożyczy pieniędzy osobie utrzymującej się z zasiłku z pomocy społecznej czy niskiej renty lub zadłużonemu, który ma kłopoty ze spłatą zobowiązań. Taka firma owszem. Ale to gaszenie pożaru benzyną. Przy tak wysokich kosztach i niskich dochodach nawet niewielka pożyczka jest poważnym obciążeniem, a zdesperowane osoby potrafią ich zaciągnąć kilka. I pogrążają się całkiem.

Przemysław Chrzanowski
Fot. autor

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!