Spośród nazw niewielkich miejscowości, „Żarnowiec” jest jedną z bardziej znanych. Jej popularność sięga początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy to w położonej na północy kraju wsi Kartoszyno (dzisiejsze województwo pomorskie) postanowiono budować pierwszą w Polsce „Elektrownię Jądrową Żarnowiec”.
W nowej, postkomunistycznej rzeczywistości dla projektu czerpania energii z atomu nie było „dobrego klimatu”. Świeże doświadczenie awarii reaktora w Czarnobylu, rodzący się ruch hałaśliwych ekologów, negowanie pomysłów „rodem z poprzedniej epoki” kazały o kontrowersyjnej inwestycji na jakiś czas zapomnieć.
Po latach, gdy nad emocjami górę biorą argumenty ekonomiczne, a brak energetyki jądrowej stanowi przejaw technologicznego i cywilizacyjnego zapóźnienia, ten zawieszony na kołku pomysł ponownie stał się realny. Ponownie też do jego wdrożenia typowana jest pomorska gmina Żarnowiec.
Ten być może ważny niebawem punkt gospodarczej mapy ma na przeciwległym krańcu Polski swojego imiennika. Jakieś sześćset kilometrów na południe leży w województwie śląskim drugi Żarnowiec. To chyba zawarty w nazwie składnik „żar” sprawia, że w obdarzonych nią miejscowościach w naturalny sposób chce się lokować dające światło i ciepło urządzenia.
Również w tym drugim, południowym Żarnowcu ma być wytwarzana energia. Co prawda nie atomowa, lecz, jak na warunki polskie, także mało powszechna. Tu w prąd zamieniana będzie siła wiatru.
Wiatrobiznes w natarciu
Choć, zwane farmami, mini-elektrownie wiatrowe nie są już u nas zupełnie nieznane, jednak ich obecność to bardziej skala eksperymentalna niż przemysłowa. Każda kolejna turbina jest więc liczącym się wkładem w poprawę statystyki i kroczkiem na drodze do wyznaczonego przez Unię Europejską celu. Nasza oparta na węglu energetyka nie służy osiągnięciu wspólnotowych standardów, a „pakiet klimatyczno-energetyczny” spędza sen z oczu rządzącym ekipom.
Ten sformułowany pięć lat temu zbiór europejskich zobowiązań zakłada m.in., że w 2020 roku wykorzystana w państwach Unii energia, w najmniej dwudziestu procentach pochodzić będzie ze źródeł odnawialnych (słońca, wody, wiatru itd.). Dla Polski ów wskaźnik wynosić ma piętnaście procent, co i tak stanowi nie lada wyzwanie.
***
Wymuszone pakietem zapotrzebowanie na nowe rozwiązania poszerza rynek ich oferentów. Od dłuższego czasu wójt Żarnowca (tego w województwie śląskim) Eugeniusz Kapuśniak nagabywany jest przez coraz liczniejsze firmy, proponujące czerpanie korzyści z sił natury. – Ich agenci dużo i barwnie mówili, ale dopiero dwa lata temu zgłosili się do mnie ludzie zamieniający słowa w czyny – wyznaje wójt.
Czysto i ekologicznie.
W połowie 2010 roku krakowskie przedstawicielstwo założonej w Niemczech grupy przedsiębiorstw (wyspecjalizowanych w stosowaniu energii odnawialnej) zamontowało w sołectwie Wola Libertowska „sondażowy” maszt pomiarowy. Ta tymczasowa, zaopatrzona w wiatrak i aparaturę kontrolną konstrukcja nie wymagała pozwolenia budowlanego, zatem szybko i sprawnie stanęła w upatrzonym przez firmę terenie. Przez rok maszt skrupulatnie rejestrował impet dujących w sołectwie wichrów, a zbiorczy wynik okazał się całkiem obiecujący. Średnia roczna szybkość żarnowieckich wiatrów przekracza sześć metrów na sekundę, a z takim rezultatem można już myśleć o biznesie.
***
Sprzyjanie wójta Kapuśniaka wiatrowej inicjatywie było o tyle łatwe (i mało zobowiązujące), że gmina nie dysponuje „wolnymi” gruntami. Ewentualne nadanie sprawie biegu urzędowego zależało więc od dogadania się firmy z prywatnymi właścicielami działek. Zdeterminowani przedsiębiorcy, zgodnie ze swoją misją, energicznie wzięli się za przekonywanie mieszkańców. Jak to przy nowinkach bywa, także w tym przypadku nie brakowało walczących z wiatrakami Don Kichotów. – Niektórzy żywili obawy, że wyginie ptactwo, że niewiasty nie będą mogły zajść w ciążę – relacjonuje Jerzy Krzyk, inspektor do spraw budownictwa i architektury w Urzędzie Gminy.
Od lewej inspektor Krzyk i wójt Kapuśniak.
Agitatorzy z pełną powagą i budzącą zaufanie fachowością starali się rozwiać niepokoje. Wyjaśniali, że turbiny usytuowane będą w bezpiecznej odległości od zabudowań (co najmniej sześćset pięćdziesiąt metrów), że ich odgłos nie będzie dla uszu nieznośny, że od czasu do czasu jakiś ptak lub nietoperz zostanie przetrącony, ale o masowej eksterminacji skrzydlatych stworzeń nie może być mowy. – Jednak najbardziej trafiający do wyobraźni był chyba argument finansowy – przypuszcza Eugeniusz Kapuśniak. Argument finansowy, czyli proponowana opłata za dzierżawienie (przez trzydzieści lat) gruntów, na których staną turbiny.
***
Konsultacje zakończono 18 grudnia 2011 roku. Sołtys Woli Libertowskiej osobiście roznosił po zagrodach zaproszenia do remizy. Na około pięciuset mieszkańców wsi przyszło sześćdziesięciu czterech. Ponieważ zjawili się w imieniu rodzin, ich reprezentatywność należy pomnożyć co najmniej przez trzy. Bez posądzenia o przesadę można przyjąć, że zgromadzeni wyrażali wolę połowy Woli Libertowskiej.
W głosowaniu nad projektem budowy farmy wiatrowej wzięło udział pięćdziesięciu pięciu, „za” było trzydziestu siedmiu, „przeciw” siedemnastu.
Wiatrobiznesmeni.
Ustalono, że w sołectwie będzie pięć turbin o wysokości dwustu dwudziestu metrów i mocy do trzech MW (megawatów) każda. Średnica wirników nie przekroczy stu dwudziestu metrów, do wszystkich turbin wybudowane będą dogi dojazdowe o szerokości pięciu i promieniu skrętu pięćdziesięciu metrów. Wymiary placu montażowego (betonowego prostokąta, z którego sterczeć będzie turbina) to pięćdziesiąt na trzydzieści metrów. Od każdej konstrukcji poprowadzona zostanie plątanina kabli.
Samo stawianie turbin nie jest przedsięwzięciem długotrwałym (polega na montażu dostarczonych elementów), ale poprzedzone być musi spełnieniem formalnych wymagań. Trzeba wyłonić wykonawcę studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy, potem to uchwalić, załatwić parę papierkowych spraw związanych z budową. – Jak dobrze pójdzie, potrwa to co najmniej do końca tego roku – ocenia inspektor Jerzy Krzyk.
Monopoliści dyktują warunki
Niestety farma wiatrowa nie sprawi, że prąd w Żarnowu będzie tańszy. Według obowiązującego w Polsce prawa drobni producenci muszą sprzedać to co wytworzyli któremuś z monopolizujących rynek dystrybutorów energii i dopiero ten potentat przesyła ją do chałup. Rzecz jasna, robi to po cenach ustalonych przez siebie a nie właściciela wiatraków. W ten sposób mieszkańcy odnoszą wrażenie, że opłaty wzięte są nie tyle z wiatru, co z powietrza. Gmina też wielkich kokosów na turbinach nie zbije. – Realne roczne wpływy z ich funkcjonowania szacuję na jakieś trzydzieści tysięcy złotych od jednej – mówi Eugeniusz Kapuśniak. Należny gminie podatek to dwa procent wartości budowli, przy czym opodatkowaniu nie podlega najdroższy podzespół urządzenia, jego serce – wirnik.
Wieją tu silne wiatry.
Zapewne pod względem finansowym, turbiny najbardziej opłacalne będą dla ich dysponenta, ale istnienie wiatraków ma wartość wyrażoną nie tylko pieniędzmi. Wójt zapytany, po co wchodzi w ten interes, odpowiada: – Pomijając narzuconą Polsce konieczność zwiększenia udziału energii odnawialnej, lubię być prekursorem nowoczesności. Ta inwestycja dowiedzie, że na obszarach wiejskich europejskość nie musi kończyć się na pobieraniu dopłat do produkcji rolnej. Nawiasem mówiąc, nasza gmina ogromnie skorzystała na modernizacyjnym unijnym wsparciu. Z perspektywy czasu widać, że obawy przed akcesją nie były uzasadnione. Zainstalowanie turbin wiatrowych będzie mieć jeszcze jeden pozytywny aspekt. Niezaprzeczalnym atutem Żarnowca jest wspaniałe położenie, piękne krajobrazy, bogactwo przyrody. Spore możliwości rozwojowe tkwią w agroturystyce, w przyciąganiu nie tylko krajowych gości. Te pięć turbin będzie dla nich świadectwem, że jest u nas naprawdę czysto, że troszczymy się o środowisko.
Wolnych gruntów nie mamy.
Niewykluczone, że po Woli Libertowskiej wiatrobiznes zadomowi się także w sołectwie Otola. Na razie do poszerzenia swojego zasięgu przymierza się w sąsiedniej gminie Pilica.
***
Tak więc nazwa „Żarnowiec” ma szansę stać się szyldem nowego energetycznego myślenia. Na północy Polski, myślenia ujarzmiającego siłę atomu, na południu siłę wiatru. A tak na marginesie, pierwszy prądotwórczy wiatrak postawiono właśnie w tym „atomowym”, pomorskim Żarnowcu. Ma rację przysłowie, że przykład idzie z góry. Tym razem z góry mapy.