Nieudany przewrót pałacowy

To był nietypowy jubileusz, a właściwie zbieg jubileuszy. Z taką pompą czci się zazwyczaj wielokrotność liczby pięćdziesiąt. W Rudnikach od banalnej reguły odstąpiono. 14 września 2011 roku szumnie akcentowano 60-lecie budynku tutejszej podstawówki i 195-lecie lokalnej oświaty. Choć sama szkoła (jako instytucja) starsza jest od swojej dzisiejszej siedziby, zakończony zerem wiek budowli bardziej nadawał się do fetowania niż niepodzielne przez pięć nauczanie dziatwy.

A świętować należało. Do parlamentarnych wyborów został niecały miesiąc, kandydaci na gwałt szukali okazji pokazania społeczeństwu uśmiechniętych twarzy, powiedzenia paru ciepłych słów, podkreślenia związków z tą bliską sercu ziemią. A nuż któryś posłem będzie, więc kneblować ich raczej nie wypadało.

Obchody połączono z ślubowaniem pierwszoklasistów. Pogoda była ładna, przed odnowioną elewacją szkoły zasiedli na tapicerowanych krzesłach dostojni goście. Drewniane stołki i długie ławki zajęli rodzice, uczniowie, personel pomocniczy placówki. Część zgromadzonych na stojąco obserwowała akademię.

Występy dzieci i samo ślubowanie stanowiły miłe preludium porywających, w zamyśle, przemówień. W tej najważniejszej części uroczystości kandydaci odtwarzali swoje życiowe drogi, z namaszczeniem prezentowali kręte koleje losu. Wzrastając w strasznych czasach komuny tylko własnemu uporowi, niezłomności charakteru i sile woli zawdzięczać mogą miejsce, do którego dziś doszli. Z wnętrz podstawówek (identycznych jak ta w Rudnikach) wynieśli patriotyzm i głód wiedzy.


Mało urokliwe wnętrze.

Rodzicom łzy policzkami spłynęły, a małoletni klaskali, klaskali, klaskali. Pobliskie drzewa szeleściły rzedniejącymi liśćmi, ich korony zasłaniały widok mniej radosny niż na szkolnym boisku. Za zdezelowanym ogrodzeniem, w gąszczu wybujałej roślinności przewracał się zrujnowany pałacyk. Sędziwy, lecz zbyt odrażający, by jego lata publicznie przypominać.

Urokliwa całość

30 marca 1995 roku Wojewódzki Konserwator Zabytków w Częstochowie wydał decyzję o wpisaniu dobra kultury do rejestru zabytków. Pod numerem A/560/95 w rejestrze tym znalazł się „Dwór wraz z parkiem w Rudnikach koło Zawiercia. Budynek główny jednokondygnacjowy, częściowo podpiwniczony, ze skrzydłami flankującymi korpus od wschodu i zachodu. W elewacji frontowej, północnej, na osi środkowej wejście główne z gankiem wspartym na czterech toskańskich kolumnach, zwieńczonym trójkątnym tympanonem. W narożnikach południowo-wschodnim i południowo-zachodnim dwukondygnacjowe przybudówki ozdobione w zwieńczeniu gzymsem z arkaturą. W skrzydłach i w pierwszej kondygnacji przybudówki wschodniej sklepienia kolebkowe z lunetami. W przybudówce wschodniej w pierwszej kondygnacji otwór drzwiowy i okienny w ścianie północnej, a także część otworów drzwiowych wewnętrznych zamknięte ostrołukowo.”


Od frontu.

Uzasadniając decyzję, konserwator napisał: – „Zespół dworsko-parkowy w Rudnikach powstał na przełomie XIX/XX wieku. Usytuowany jest na wzniesieniu, do którego prowadzi aleja wysadzana klonami. Przed frontem dworu od strony północnej zieleń uformowana jest w trójkąt, od strony przeciwnej park i ogród posadzony na stromym stoku opadającym w kierunku południowym. Eklektyczny, niezwykle oryginalny w swej formie i wystroju dwór, jak również pięknie zakomponowany na stromej skarpie park ze śladami małej architektury i pięknym widokiem na rozległą dolinę stwarzają urokliwą całość godną zachowania”.

***

Wystarczyło kilkanaście lat, by tę ponad stuletnią ozdobę krajobrazu zamienić w rozpadającą się ruderę. Z „urokliwej całości” rozkradziono wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek, materialną lub użytkową wartość, budynek zaś uczyniono składowiskiem wszelkiego rodzaju odpadków, rupieci, przedmiotów niewiadomego pochodzenia i przeznaczenia.


Pokój z widokiem na park.

Serce się kraje, na widok gruzowiska zalegającego w pomieszczeniach obiektu, zmurszałych schodów i stropów, ziejących dziurami okiennic. Tu czuła pamięć gospodarzy terenu nie sięgnęła, a przecież zasłużyła na nią stawiająca dworek rodzina Taszyckich. Ślubującym opodal pierwszoklasistom nikt o niej nie wspomniał, choć właśnie ta familia wybudowała w Rudnikach pierwszą, „elementarną” szkołę. W 1818 roku wewnętrzną potrzebę jej ufundowania Michał Taszycki tak wyjaśniał: – „Duch czasu przekonał prawie wszystkich, że prawdziwe światło rozszerzone ogólnie w Narodzie, pomnożyło by potęgę i pomyślność narodową. Położenie Rudników jest nadto dalekie od Parafii, żeby dzieci włościanów korzystać ze szkół parafialnych mogły. Włościanie też z okazji dawnych nieszczęść są ubodzy i przyszło by im z ciężkością własne szkółki utrzymać. Chcąc temu zaradzić oraz im pokazać ze strony swej życzliwość, zeznający bierze na siebie i swoich Sukcesorów raz na zawsze ten obowiązek”.

Od tzw. czynników oficjalnych większą świadomość historyczną wykazuje garstka mieszkańców, zwłaszcza tych, których życiorysy w jakiś sposób związane były z bardziej świetlanymi dziejami dworku.

POMstują

Do połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku spuścizna Taszyckich była siedzibą Państwowego Ośrodka Maszynowego – firmy na tym terenie najokazalszej, podsiadającej filie w Siewierzu i Ogrodzieńcu. O owych czasach sporo wiedzą ostatni dyrektor POM Władysław Dziwiński i pracujący tam, dzisiejszy sołtys Rudnik, Józef Pleban. Zdewastowane produkcyjne, biurowe i magazynowe pawilony to także zdewastowana część ich biografii, zaangażowania w lokalne sprawy, wkładu w rozwój wsi. Jak tu nie boleć na obecnym stanem, gdy pamięta się zadbane przybytki, gwar robotników realizujących planowe zadania lub odpoczywających w stworzonej dla nich i ich rodzin klubokawiarni, spacery po pielęgnowanym parku.


Sołtys Józef Pleban.

Porośnięte chaszczami cmentarzysko dawnych, dobrych czasów przeczy propagandowej tezie, iż odgórnie organizowane życie społeczne i gospodarcze jest zawsze gorsze od indywidualnych inicjatyw, oddawania spraw ludzi w ich własne ręce. Początkiem końca rudnickiego kompleksu architektoniczno-przyrodniczego było przekazanie go pewnej przedsiębiorczej, jak się wydawało, kobiecie. Rzutka dama stała się właścicielką zabudowań i wieczystym użytkownikiem gruntu, lecz posiadając „złoty róg”, zostawiła po nim jeno sznur. Produkcyjna działalność okazała się fiaskiem, jeśli nie liczyć produkcji długów i komorniczych nakazów. Dziś w podnajmowanych pomieszczeniach jedynym śladem ludzkiej aktywności jest skład tajemniczych rurek i pustych butelek po piwie. Zewnętrzne ściany stanowią podporę dla elementów drewnianych placów zabaw. To wszystko, w co POM przeobrażono.

O zainteresowanie się losem dworku apelował do wójta Włodowic (Rudniki są częścią tej gminy) miejscowy badacz historii sołectwa, radny Marcin Pietrasik. Wójt zastosował klasyczną spychoterapię i 8 lipca 2011 roku natrętnemu Pietrasikowi odpowiedział: – „Kwestie ochrony zabytków uregulowane są w ustawie z dnia 22 lipca 2003r. o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami (Dz.U. Nr 162 poz. 1568 z późn. zm.). Zgodnie z art. 4 ustawy ochrona zabytków stanowi obowiązek organów administracji publicznej, a przede wszystkim organów konserwatorskich wyposażonych dla realizacji tego celu w określone instrumenty o charakterze władczym.. Natomiast zgodnie z art. 5 cytowanej ustawy opiekę nad zabytkami sprawują właściciele i użytkownicy zabytków. Przyjmując zawarte w piśmie z dnia 29 czerwca br. zawiadomienie o stanie dworu i parku w Rudnikach, informuję że przekazuje powyższe pismo do Kierownika Delegatury w Częstochowie Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków celem podjęcia działań.”.

W półtorastronicowym wywodzie wójt zapomniał, że to on jest wymienionym przez siebie organem administracji publicznej. Swoją drogą, ciekawe, że gospodarz nie największego terenu dowiaduje się o stanie dworu i parku w Rudnikach z relacji radnego.

Konflikt terytorialny

Część rudniczan ma poczucie wykluczenia, marginalizacji ich wsi i lekceważenia lokalnych potrzeb. Nie zabory i światowe wojny są dla nich najmniej szczęśliwymi etapami dziejów, lecz współczesne administracyjne eksperymenty. Jakiś czas temu przymusową „metropolią” był dla nich Myszków, gdzie do opieki medycznej, załatwiania koniecznych dla dorosłego obywatela urzędowych formalności było znacznie dalej niż do sąsiedniego Zawiercia. Ku temu powiatowemu ośrodkowi ciążą Rudniki, chcąc stać się dzielnicą miasta.


Tyle zostało po POMie.

30 lipca 1999 roku Rada Sołecka wystosowała pismo do Janusza Tomaszewskiego – wicepremiera, ministra spraw wewnętrznych i administracji: – „Mieszkańcy wsi Rudniki wnoszą do budżetu Gminy Włodowice znaczące w tym budżecie kwoty podatków: gruntowego, z działalności 15 prywatnych warsztatów, 8 placówek handlowych. Jest to bowiem druga poza siedzibą Gminy miejscowość pod względem obszaru i liczby mieszkańców. Wolą mieszkańców jest płacić podatki, ale także korzystać z tych środków skierowanych na rozwój miejscowości. W okresie 22 lat rozwoju takiego nie odczuwa się, a wprost przeciwnie, w wielu dziedzinach następuje regres. Liczne postulaty mieszkańców skłoniły samorząd mieszkańców do zorganizowania zebrania z udziałem władz Miasta Zawiercie, przedstawicieli prasy i Telewizji Regionalnej Katowic. Mieszkańcy wypowiedzieli się jednoznacznie za przyłączeniem do Zawiercia a władze Miasta zgłosiły wolę udzielenia wszelkiej pomocy w staraniach o dokonanie zmian granic.”.

***

Rudnickim separatystom nie powiodła się próba płacowego przewrotu, przewrócił się tylko rudnicki pałacyk.

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!