Grupy producenckie. Nie taki diabeł straszny?

Group holding together as different  people putting their hands connected linked together and community trust and faith metaphor showing unity.Teamwork concept.

Jak gospodarować, to tylko na swoim, we własnym zakresie, bez oglądania się na innych – takie przekonanie panuje wśród znakomitej większości rodzimych rolników. Tymczasem w państwach, gdzie rolnictwo jest dobrze rozwinięte, plantatorzy i hodowcy działają w grupach producenckich. Uczestniczą w tak zwanej spółdzielczości branżowej, co przekłada się na wymierne zyski.

Dlaczego u nas tak niechętnie podchodzi się do kwestii tworzenia owych grup? W dalszym ciągu rolnicy boją się spółdzielni, to efekt tego, co było kiedyś. Wiejskie geesy, kółka rolnicze – w większości źle zarządzane – pod koniec peerelowskiej epoki w konsekwencji upadły, pozostawiając złe wspomnienia. Z takim bagażem ludziom ciężko myśleć o ponownym wejściu w kolektywny układ. To zapewne także kwestia naszej mentalności. Nie lubimy się z nikim dzielić i pracować na wspólne dobro. Stąd częste zjawisko przeinwestowania w małych i średnich gospodarstwach. Rolnicy zaciągają potężne kredyty na zakup maszyn, z których korzystają zaledwie kilka dni w roku. Na Zachodzie gospodarze w sprzęt inwestują wspólnie (do takich porozumień dochodzi zazwyczaj między sąsiadami), w efekcie każdy z niego może korzystać do woli, a w kieszeni zostaje kawał grosza.

Czym jest grupa producentów?

Termin „grupa producentów” nie oznacza konkretnej formy prawnej, ale odnosi się do organizacji , której głównym celem jest wprowadzenie na rynek produktów wytworzonych w gospodarstwach członkowskich. Grupa musi składać się z co najmniej pięciu właścicieli gospodarstw rolnych nastawionych na ten sam profil produkcji. Jej utworzenie musi być dobrze przemyślane. Trzeba jasno wytyczyć cel oraz określić spodziewane korzyści. Podstawową kwestią będzie tutaj wzajemne zaufanie członków spółdzielni, wszystkim powinno zależeć na zwiększeniu dochodów oraz obniżeniu kosztów działalności gospodarczej.

Najpierw dobry plan

Zanim grupa formalnie zostanie powołana do życia należy przygotować strategię jej działania. Przede wszystkim trzeba przeprowadzić konsultacje ze wszystkimi potencjalnymi członkami grupy, na podstawie których powstanie spójna wizja jej funkcjonowania. Warto w tym momencie odpowiedzieć sobie na kilka ważnych pytań: Kto będzie nabywcą towarów wyprodukowanych przez grupę? Czy należy się obawiać konkurencji? Kto mógłby ją stanowić? Jak wiele asortymentu jesteśmy w stanie wyprodukować i w jakim czasie? Jakie technologie wytwarzania określonego produktu zostaną przyjęte w gospodarstwach członkowskich? Czy będziemy w stanie utrzymać jego jednolitą jakość? Jeśli zainteresowani utworzeniem spółdzielni dogadają się w tych kwestiach i zgodzą się na określone warunki współpracy, mają szansę na powodzenie we wspólnym biznesie. We wspomnianej strategii należy też odnieść się do spraw organizacyjnych. Grupa musi posiadać zaplecze biurowe. Ktoś musi zająć się administracją, ubezpieczeniami, księgowością, czy choćby przechowywaniem danych.


W zachodniej Europie plantatorzy bardzo chętnie zrzeszają się w grupach producenckich. Na południu Francji ten model gospodarowania przyjął się m.in. wśród właścicieli winnic.

Planując założenie grupy producenckiej, bardzo wnikliwie trzeba przeanalizować sposób jej finansowania. Każdy z jej przyszłych członków będzie chciał zarobić, ale czy od razu należy nastawiać się na zysk? Niestety, w większości przypadków najpierw działalność grupy pociąga za sobą wydatki związane z jej organizacją. Specjaliści przekonują, że warto skonstruować plan biznesowy na najbliższe trzy lata, sugerują nawet, by w pierwszym roku działalności oszacować prawdopodobne przychody i koszty na każdy miesiąc. Ma to pokazać, kiedy może wystąpić deficyt, a kiedy nadwyżka gotówki. Tak dogłębny monitoring wspólnych finansów ma uniemożliwić utratę płynności finansowej. Opracowując plan biznesowy trzeba pamiętać, że przyjęte kwoty nie mogą być gwarantowanymi zyskami. Zawsze przecież mogą pojawić się nieprzewidziane wydatki. Rynek też nie jest stabilny, a ceny produktów rolnych zmieniają się jak w kalejdoskopie. Słowem: trzeba być realistą.

Formalności, formalności…

Jeśli potencjalni członkowie realnie stąpają po ziemi i dalecy są od stwierdzenia, że „jakoś to będzie”, mogą zacząć myśleć o opracowaniu statutu oraz podpisaniu umów. Dokonuje się tego podczas tak zwanego zebrania założycielskiego. W jego trakcie trzeba wybrać kierownictwo spółdzielni, a więc zarząd i radę nadzorczą. Z zasady odbywa się to poprzez tajne głosowanie, w którym uczestniczą wszyscy członkowie grupy. Kolejny krok to rejestracja. Zarząd spółdzielni zobowiązany jest nadać jej tak zwaną osobowość prawną, co odbywa się poprzez zgłoszenie do Rejestru Przedsiębiorców Krajowego Rejestru Sądowego. Automatycznie trzeba wystąpić z wnioskiem do Krajowego Rejestru Urzędowego Podmiotów Gospodarczych o przyznanie numeru REGON. Następnie należy skierować swe kroki do Urzędu Skarbowego, gdzie wnioskujemy o numer NIP-u. Jeśli grupa planuje zatrudnienie pracowników, koniecznie należy udać się do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w celu otwarcia stosownego rachunku.

Lider bardzo pożądany 

W każdym zespole ludzkim, dążącym do określonego celu, potrzebna jest „lokomotywa”, która pociągnie za sobą pozostałych członków grupy. Rolę inicjatora konstruktywnych działań musi wziąć na swoje barki ktoś, komu pozostali są w stanie zaufać. Musi to być osoba, która w sytuacji kryzysowej nie przestanie się identyfikować z grupą. Zresztą to samo tyczy się pozostałych członków spółdzielni. Nie może być tak, że będą oni tylko czerpać doraźne korzyści w momencie kiedy biznes dobrze prosperuje. Muszą także murem stać za wspólną firmą, gdy wspomniane korzyści maleją.

Po założeniu grupy i wzajemnym poznaniu się jej członków następuje zazwyczaj czas konfliktu i buntu. W każdym zespole ludzkim znajdą się jednostki skłonne do jawnej krytyki i narzekań na wszystko i wszystkich. Przyzwyczajenie do tego, że samemu do niedawna było się panem na okręcie, zaczyna przeszkadzać w demokratycznym sposobie rozwiązywania problemów. Doprowadza to zazwyczaj do walki o władzę. Silne osobowości, reprezentujące odmienne koncepcje funkcjonowania wspólnego przedsiębiorstwa, żyją w permanentnym konflikcie. Czasem doprowadza to do rozpadu grupy. Dlaczego dochodzi do takich napięć? Bo początkowe oczekiwania są bardzo wygórowane, a wydajność spółdzielni zbyt niska, by mówić o sukcesie. Niepostrzeżenie wkrada się wówczas frustracja. Zaczyna się wytykanie błędów, wzajemne obwinianie… To właśnie wtedy z grupy wypadają pojedynczy członkowie, zazwyczaj następuje wówczas zmiana lidera, który wreszcie jest w stanie zadbać o autonomię grupy. Specjaliści nazywają ten czas fazą współdziałania i spójności. Zespół czuje się coraz bezpieczniej i pewniej na rynku, zyskuje pozycję dojrzałego gracza. Konflikty międzyludzkie są marginalną sprawą, nie mają one praktycznie żadnego wpływu na kondycję spółdzielni.

Białych plam na spółdzielczej mapie jeszcze wiele 

Najprężniejsze grupy producenckie funkcjonują w Wielkopolsce. Z danych Krajowej Sieci Obszarów Wiejskich wynika, że w około stu organizacjach skupionych jest ponad trzy tysiące producentów. Czym się zajmują? Profil ich działalności skierowany jest przede wszystkim na produkcję żywca. Mało tego, powstała tam również Spółdzielnia Grup Wielkopolskich, która prowadzi wspólne zakupy dla swoich członków, negocjuje warunki sprzedaży produktów i realizuje wspólne inwestycje. Na Dolnym Śląsku z kolei prym wiodą grupy, zajmujące się uprawą zbóż i roślin oleistych, podobnie w województwach kujawsko-pomorskim i zachodniopomorskim. Białe plamy na spółdzielczej mapie kraju to województwa łódzkie i świętokrzyskie. Funkcjonuje tu zaledwie kilkanaście grup producenckich.

– Nigdy nie będziemy w stanie konkurować z właścicielami wielkopowierzchniowych gospodarstw z Wielkopolski. Tam w jednym kawałku rolnicy mają i po sto hektarów. Łatwo w tej sytuacji wyprodukować towar o jednorodnych parametrach. Mają dobrą ziemię, stale utrzymują ją w wysokiej kulturze, dysponują sprzętem, o jakim my możemy sobie pomarzyć. Co z tego, że mam około 120 hektarów gruntów ornych, wszystko to jest tak rozdrobnione, że czasem zapominam, który zagon do mnie należy. Gospodaruję na ziemiach IV i V klasy i wiem, że nigdy nie uda mi się wyhodować takiej samej pszenicy na wszystkich areałach. Trudno byłoby zaplanować jednakowe nawożenie, czy stosowanie środków ochrony roślin. W podobnej sytuacji znajdują się tysiące rolników, gospodarujących na rozdrobnionych, a do tego słabych glebowo areałach. My niestety zawsze skazani będziemy na rolnictwo indywidualne – mówi Adam Zadworny, rolnik z powiatu wieluńskiego w województwie łódzkim.

– Jedynym rozwiązaniem byłaby w tej sytuacji zmiana profilu produkcji. W naszym regionie udało się tylko sadownikom i ogrodnikom. Jedni produkują jabłka, drudzy zajmują się uprawą porzeczek. Sądzę, że spółdzielnie te funkcjonują w naszych warunkach tylko dlatego, że są to interesy rodzinne.


pchrzanowski@ww.org.pl
Fot. Autor

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!