Palą się do straży

Kończy się kadencja, zebrania sprawozdawczo-wyborcze w toku. Jednostki Ochotniczych Straży Pożarnych wyłaniają nowe zarządy, typują swoich delegatów na październikowy zjazd powiatowy.

Dla marzących o Sejmie czy Senacie to doskonała okazja pobratania się ludem, którego solą bez wątpienia są druhowie. Przyszli posłowie zdają sobie sprawę, że w okręgach z silną pozycją wiosek poparcie druhów stanowi przepustkę do gmachu przy warszawskiej ulicy Wiejskiej. Gromadzą się więc w remizach niczym trutnie w wiosennym ulu, poklepują chłopaków po ramionach, wychwalają ich społeczny trud i bezinteresowne poświęcenie.

I tak do pożaru popędzą.

Chłopaki te tanie chwyty znają na pamięć, ich ubogi repertuar niezmiennie wykorzystywany jest co cztery lata. Robią dobre miny, udają naiwniaków, grochówki i napojów interesownym gościom nie szczędzą. Jednak czasami coś w nich pęka, jakieś zdarzenie lub sytuacja wywołują odruch buntu przeciw instrumentalnemu traktowaniu ochotniczej braci, przeciw postrzeganiu jej jako łatwej do manipulowania masy.

Kult jednostek

Straż pożarna jest na prowincji jednym z głównych filarów lokalnej struktury społeczno-politycznej, środowiskiem, od którego w dużej mierze zależy jej stabilność. W znacznie większym niż w miastach stopniu gwarantuje bezpieczeństwo ludności, wpływa na samorządowe decyzje, a nawet inspiruje kulturalne życie mieszkańców.  To ona ratuje od skutków rozmaitych żywiołów chałupy i stodoły, uświetnia państwowe i religijne uroczystości, a przede wszystkim uzależnia do siebie niemałą populację członków OSP.  Podczas gdy w rozległej aglomeracji  komendant PSP pozostaje dla większości anonimowy, jego powiatowy odpowiednik jest postacią powszechnie znaną, plasującą się na szczycie urzędowej hierarchii. Niezaproszenie go na obrady, rocznicę czy festyn byłoby grubym nietaktem, a wręcz polityczną demonstracją. Nawiasem mówiąc, podobnym kultem darzeni są tutaj parlamentarzyści, w intensywnie zurbanizowanym terenie znacznie mniej adorowani.


Stanowią filar lokalnej struktury.

Cackanie się z komendantem wynika z prostej kalkulacji. Gdy na wiosnę znowu wyleją rzeki, kiedy latem rozprzestrzeni się tradycyjny pożar, a zima ponownie sparaliżuje gminy, od niego zależy tempo opanowania kryzysu i rozmiary szkód nim spowodowanych. To z kolei rzutuje na wizerunek władzy, której cel i sens stanowi przecież reelekcja.

Jest jednak małe „ale”. Otóż zdaniem druhów, nie komendant, lecz oni właśnie z powodziami, pożarami i śnieżnymi nawałnicami sobie radzą.

Za mundurem młodzież sznurem

Pozornie powodów do sarkania nie mają. Czy to jubileusz jednostki, czy Święty Florian, zawsze od najważniejszych person dowody pamięci wpływają. Zawsze prezes przepiękne dyplomy otrzymuje i gratulacje wydrukowane na przyklejonej do bejcowanej deski blasze. W ochotników inwestuje się także na bardziej praktycznym polu. Systematycznie zasilani są specjalistycznym sprzętem i indywidualnym wyposażeniem, odbywają kosztowne szkolenia w różnych rodzajach ratownictwa. Coraz więcej jednostek OSP włącza się do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego, a to już naprawdę wyższa szkoła jazdy. Ich zadania daleko wykraczają poza gaszenie wypalanych traw. Grupy KSRG są istotnym wsparciem podczas katastrof drogowych i technicznych, akcji wymagających wysoce skomplikowanych działań.


Ochotniczo przeciw żywiołom.

Liczebnością górują nad szeregami Państwowej Straży Pożarnej. Fachową wiedzą, przygotowaniem i doświadczeniem często nie ustępują zawodowcom. Trudno się zatem dziwić ich niezadowoleniu, kiedy polityczna gra ochotnikami przekracza granice przyzwoitości. Widać to zwłaszcza, gdy zawody sportowo-pożarnicze wypadają w roku samorządowych wyborów. O ich miejscu i terminie decydują wpływy w powiatowym zarządzie OSP, nie bez znaczenia jest również opinia komendanta PSP. Takie zawody to okazja, by przed aktem powszechnego głosowania pokazać się elektoratowi z sympatycznej strony, wręczyć kilka pucharów, wygłosić przepojone troską przemówienie. Jeśli gospodarz gminy typowanej pod zawody niechętny jest aspirującemu do lokalnej władzy członkowi zarządu OSP, może np. rozpocząć remont miejscowego boiska (obiektu najlepszego do rozegrania turnieju), albo, tłumacząc się problemami finansowymi, nie dać forsy na tekturowe tacki, kiełbasę, musztardę i bułki dla uczestników sportowo-pożarniczych konkurencji. Druhowie, dla których teoretycznie organizowane są te spektakle, stają się bezwolnym narzędziem i tłem walki o stołki.

***

Mniema się, iż ochotnicza służba pełniona jest dla czysto duchowej satysfakcji, wynika z chęci pomagania bliźnim, poczucia wspólnoty i międzyludzkiej solidarności. Zapewne te szlachetne pobudki odgrywają niemałą rolę przy wstępowaniu do OSP, ale dla wielu młodych ludzi motywem jest również nadzieja na łatwiejsze załapanie się do zawodowej formacji. W rejonach pozbawionych przemysłu, gdzie bezrobocie przewyższa średnią krajową i wojewódzką, a uprawa roli nie daje zadawalających korzyści, instytucje takie jak Policja czy Państwowa Straż Pożarna są naturalnym celem życiowych dążeń. Żerują na tym chociażby publiczne szkoły ponadgimnazjalne. By w obliczu niżu demograficznego utrzymać stan zatrudnienia, wabią młodzież tzw. klasami mundurowymi, rzekomo stanowiącymi wstęp do profesjonalnej kariery w resorcie spraw wewnętrznych. Poddani niemal koszarowemu rygorowi nastolatkowie dość szybko tracą złudzenia. W dorosłość wchodzą z nieodpartym wrażeniem nabicia w butelkę.


Klasy mundurowe – kraina złudzeń.

Terminowanie u ochotników wydaje się pewniejszą drogą osiągnięcia marzeń, niestety tylko wydaje się. Wie coś o tym niespełna trzydziestoletni Jurek, od dobrych kilkunastu lat członek gminnej OSP. Odbył większość strażackich kursów, jest certyfikowanym pilarzem, ratownikiem wysokościowym i kierowcą ciężkich wozów bojowych. Ukończył także wyższe studia, sądząc, iż w staraniach o upragnioną posadę będzie to jakiś atut.

Nabór

Po długim okresie niezatrudniania Komenda Powiatowa ogłosiła nabór dwóch ratowników-kierowców i czterech ratowników. Na sześć wakatów rzuciło się ponad trzystu chętnych, a wśród nich Jurek. O takim zainteresowaniu najlepsze polskie uczelnie mogą tylko pomarzyć, stąd trudniej tu było się dostać niż na „Jagiellonkę” czy uniwerek warszawski.  Jeden z elementów „egzaminu wstępnego” stanowił zresztą test harvardzki („Harvard step-up test”), polegający na uporczywym wchodzeniu i schodzeniu z podwyższenia.

W pierwszym etapie liczyły się dokumenty kandydata. Moc papierów tkwiła w potwierdzeniach nienagannego stanu zdrowia, przynajmniej trzyletniego stażu w Ochotniczej Straży Pożarnej, specjalistycznych szkoleń ratowniczych, możliwie wielu zdobytych kategorii praw jazdy. Potem przyszedł czas dwuetapowego weryfikowania sprawności fizycznej. Spacer po dwudziestometrowej, nachylonej pod kątem siedemdziesięciu pięciu stopni drabinie oraz wspomniany już test harvardzki miały oddzielić strażackie ziarno od nieprzydatnych plew. Kolejną łyżkę cedzakową stanowiły biegi na tysiąc i pięćdziesiąt metrów oraz podciąganie się na drążku.

Sęk w tym, że większość, nomen omen, ubiegających się o zatrudnienie należała do OSP, przeszła multum szkoleń, cechowała się szlifowaną w codziennej służbie, doskonałą kondycją i nieprzeciętną tężyzną.  Zarówno formalny, jak i sprawnościowy etap gigantycznego spustoszenia wśród kandydatów nie uczyniły, decydujące okazały się przeto dwa ostatnie odsiewy. Rozmowa z komisją kwalifikacyjną i na koniec rozmowa z komendantem.

Jurek nie zaznał tych przyjemności, lecz w skrajną rozpacz nie popadł. Jego mniej opanowani koledzy zawodu nie kryją. Mówią, że z góry było wiadomo, kto się dostanie, że dziwnym trafem na etaty w komendzie załapali się ludzie tylko z dwóch gmin, że nie merytoryczne kryteria miały zasadnicze znaczenie. Według ojca (także druha OSP) jednego z odrzuconych chłopaków, synowi wpisano gorsze wyniki testów niż rzeczywiście uzyskał.

Mięso armatnie

Nawet jeśli te opinie wynikają jedynie z poczucia krzywdy i urojonej niesprawiedliwości, sytuacja sprzyja ich powstawaniu. Tam gdzie rozdziela się dobra deficytowe, tam nietrudno o podejrzenie kumoterstwa, nepotyzmu, korupcji. Rzecz jasna, nie Komenda Powiatowa PSP wyznacza limity zatrudnienia, ale to ona (a ściślej jej kierownictwo) staje się ofiarą kadrowej polityki ministerstwa, czy szerzej, państwa.

Wzorem nowoczesnych krajów, straż pożarną uczyniono w Polsce główną siłą reagowania kryzysowego, ale dlaczego dostęp do niej jest tak trudny dla najbardziej predysponowanych kandydatów? Odpowiedź nasuwa się oczywista. Przejście ochotnika na zawodowstwo to budżetowy wydatek na pensję, sorty mundurowe, wcześniejszą w tym fachu emeryturę. Lepiej i taniej zakładać, że i tak do pożaru popędzi, że darmowym „mięsem armatnim” dla czystej przyjemności pozostanie.


Zawody sportowo-pożarnicze bywają narzędziem politycznej gry.

Ten, w gruncie rzeczy, lekceważący stosunek do ludzi realnie gwarantujących bezpieczeństwo obywateli nie tylko powoduje frustrację i zniechęcenie. Utrwala także powszechne przekonanie o panoszących się na prowincji „koteriach”, „układach”, rodzinno-towarzyskich ścieżkach kariery.

***

Jurek się nie załamał. Będzie aplikował (modne słówko, dla naszych babek oznaczające wyszywanie ozdobnych wzorów) do innej komendy.

  

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!