Co oni zrobią z naszym Stacyjkowem?!

Na prowincji ze wsi do najbliższego miasteczka coraz trudniej dojechać, za to niebawem z jednego krańca Polski na drugi mknąć będzie się jak strzała. Polska to kraj paradoksów. Tu wciąż zawartość szamb wylewa się za płot, ale Internet w chałupie dziwić przestaje.
Bo u nas myśli się o rzeczach wielkich i sprawach generalnych, te drobne i przyziemne zostawiając małostkowym malkontentom. Myśli się o autostradach, gdy gminne i powiatowe trakty dziurami zieją, myśli się o elektrowniach jądrowych, gdy wystarczy trochę śniegu, by energetyczne słupy łamały się jak zapałki.

***

Czy pędzące po Polsce pociągi dużych prędkości to tylko jeden z tych wspaniałych pomysłów, równie realnych jak owa pajęcza sieć autostrad? Czy do utkania pajęczyny kolejowych szlaków równie blisko, jak do reaktora z atomowym rdzeniem? Na prowincji, we wsiach i małych miasteczkach rośnie obawa, że jednak nie, że przy torach rzeczywiście coś niedobrego majstrować zaczną. Bo gdyby te pociągi miały być jedną z licznych w naszym kraju fantazji, to po co, u diabła, te szyszki z PKP po wsiach i miasteczkach trzewiki zdzierają, w gminnych domach kultury rozwieszają plansze i z laptopów kolorowe obrazki wyświetlają? A nagadają się przy tym, a wiatru rękami narobią, widać modernizacyjna wizja nie na żarty w głowach im zaświtała. Nakręceni są jak po pokątnie zdobytych dopalaczach.

 

Z Kraju Kwitnącej Wiśni to przypędziło

Szybka kolej to nie jakieś tam przestarzałe ekspresy czy Inter City, co na stację z godzinnym opóźnieniem wjeżdżają. Szybka kolej zaczyna się od pokonywania przestrzeni w tempie nie mniejszym niż dwieście dwadzieścia, dwieście trzydzieści kilometrów na godzinę. To minimalna definicyjna wartość, bo w porywach pociągi dużych prędkości zasuwają trzysta trzydzieści na godzinę.

A dworce będą piękne i funkcjonalne.

Japończycy pierwsi je wynaleźli. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy u nas Gomułka na motocykle naród sadzał, oni tam do szynowego bolidu się przesiedli. W luksusowym wnętrzu „Tokaido” z Tokio do Osaki jeździć zaczęli. Potem za Japonią Francja podążyła. U nas straszna, mroźna noc stanu wojennego już do drzwi pukała, a oni z Paryża do Lyonu, jak wystrzelony z kałasznikowa pocisk, powietrze pruli. W 91. Niemcy trasy z Hanoweru do Würzburga i z Mannheim do Stuttgartu otworzyli, a rok później włoska Direttissima” Rzym z Florencją połączyła. Hiszpanów prędki pociąg z Madrytu do Sewilli w dal unosi. Dzisiaj Chińczycy są na torach liderami, prawie siedem tysięcy kilometrów pod błyskawiczną kolej ułożyli.

Polacy nie gęsi i też taką budować zamierzają. Trzy lata temu rząd o tym zadecydował, a teraz koncepcja w fazę studialną weszła. Ruszyli w teren kolejowi dyrektorzy, inwestorzy i wykonawcy.  W Domach Strażaka papierzyska na stołach rozkładają i prawią ludowi, jacy nowocześni niebawem się staniemy.

Wszak pociągi dużych prędkości, po angielsku „high speed railway”, to prawdziwe cuda techniki. Jedzie się nimi z impetem Formuły I, a tak jakby w ogóle się nie jechało. Pasażer żadnych wstrząsów i telepań nie odczuwa, korzystając z toalety o ścianki na zakrętach nie uderza i do muszli klozetowej podczas hamowania nie wpada.


Dzisiejsze zabytki zastąpią szynowe bolidy.

W planach rządu high speed railway zwiąże do 2020 roku główne aglomeracje i otworzy się wylotami na najważniejsze w Europie kierunki. Dworce będą piękne i funkcjonalne, a ten w Łodzi, z powierzchni ziemi spuszczony zostanie w jej kilkunastometrową głębię. Trzeba będzie zmienić trakcję elektryczną, odpowiednio położyć szyny, wydłużyć odległości między przystankami.

 

Niech znów tu stanie lokomotywa

I właśnie te szyny i te przystanki najżywszą w narodzie dyskusję wywołują. Dzisiejsza gęstość stacji nawet nie pozwala rozpędzić wehikułu przed wynikającym z rozkładu zatrzymaniem a ostre zakręty przy trzystu kilometrach na godzinę zamieniłyby pociąg w nisko lecący odrzutowiec. Trzeba więc wyprostować tory, czyli oddalić je od obszarów dotychczas koleją objętych.


Linie pomarańczowa i niebieska (CMK) to pierwszy etap wielkiego programu.

Najmniej technicznych kłopotów sprawia linia Warszawa – Katowice, bo wystarczy istniejącą już E65 Południe (Centralną Magistralę Kolejową) dostosować do wartko toczących się obiektów szynowych. Po zostawieniu za sobą stolicy przez większą część trasy lecą teraz sto sześćdziesiąt kilometrów na godzinę. Przed Zawierciem zwalniają, by dostawszy się na starą Warszawsko-Wiedeńską żelazną drogę, normalnym krajowym tempem wtargnąć do serca Górnego Śląska.

***

W malowniczym rejonie Zawiercia, gdzie pracowici rolnicy trzon społeczeństwa stanowią leżą niewielkie Szczekociny. Leżą przy odnodze CMK, którą wielki kolejowy program także przeznaczył do przebudowy. Niestety wraz z nią ma na zawsze zniknąć szczekocińska stacja. Od dziesięciu lat jest nieczynna, jednak samo istnienie peronu daje poczucie, co prawda zamkniętego, lecz jednak okna na świat.

Zwiedziawszy się o haniebnych zamiarach PKP, lud miejscowy w silne wzburzenie popadł.  Na jego fali narodził się społeczny ruch „Przystanek Szczekociny”. „Uruchomić stację!” – twardo postawili sprawę mieszkańcy, a do rozlicznych organów słać zaczęli petycje. Jeśli jej w Szczekocinach nie stanie, to do najbliższego peronu drałować będziemy trzydzieści pięć kilometrów. Z naszej stacji chętnie skorzystają sąsiedzi z okolicznych powiatów. Że czynna stacja opóźni ruch pociągów na tej trasie? Bzdura! Przejeżdża tędy jeden na godzinę.

Na szczęście Polskie Koleje Państwowe nie są monolitem, a występujące pod ich szyldem spółki rzadko wspólnym głosem przemawiają. Firmująca planowane inwestycje PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. nie ma moralnego wsparcia PKP Przewozów Regionalnych, co z całą mocą ujawniło spotkanie w gminie. „Nie będziemy dla dwóch osób zatrzymywać pociągów” – oświadczyli ci z PKP PLK. „Ha, ha, ha. W PKP PR szacują, że z peronu w Szczekocinach korzystałoby dziennie około czterdziestu sześciu pasażerów” – celną ripostą odgryźli się mieszkańcy. Za chwalebny przykład podali maleńką Włoszczową, co na Inter City się otwarła.


Starych torów nikt nie rozkręci.

Kontrowersje wokół pociągów dużych prędkości rozlały się na inne gminy a nawet powiaty. W siedzibie zawierciańskiego starostwa ci z PKP PLK prezentowali warianty odcinka do Katowic. Mógłby on biec dotychczasowym śladem, ale wówczas kolej nie byłaby szybka. Mógłby przed Zawierciem odbijać na Pyrzowice (gdzie z portu lotniczego zbierałby zapewne mnóstwo pasażerów) lub także przed Zawierciem kierować się na Olkusz i tam rozgałęziać na Katowice i Kraków.

Pomysł „pyrzowicki” (w tej wersji dworzec znajdowałby się pod pasami startowymi) podnieca Mierzęcice (powiat będziński), bo blisko lotniska leżą i liczą na gospodarcze ożywienie. Nie do przyjęcia jest natomiast dla powiatu zawierciańskiego, podobnie zresztą, jak poprowadzenie trasy na Olkusz (województwo małopolskie). Wyeliminowanie stacji pośrednich (Łazy, Będzin, Dąbrowa Górnicza, Sosnowiec) oznaczałoby odcięcie od szkół, uczelni i miejsc pracy, a w Zawierciańskiem bezrobocie sięga siedemnastu procent (informuje Powiatowy Urząd Pracy, publikując dane z końca lutego).

Niesie się po ojczyźnie słowo strzeliste

Publiczne debaty o high speed railway nie zakończyły się na prowincji jednoznacznymi konkluzjami. Sprawy przystanku w Szczekocinach i połączenia z Katowicami „są nadal otwarte”. PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. zapewniają, że niezależnie od ostatecznie obranej koncepcji, istniejące szlaki nie zostaną zlikwidowane, lecz ludzie w to nie wierzą. „Mogą nie rozkręcać torów, ale pociągów jeździć tu będzie jak na lekarstwo. Dwa, trzy na dobę” – wieszczą klienci PKP. To uzasadnione przypuszczenie, skoro już teraz Urząd Marszałkowski chce w województwie śląskim zredukować rozkład jazdy (zmiany zapowiadano od 22 marca, ale pod społeczną presją ten termin zawieszono).

***

Prace studialne trwają, agitatorzy po kraju wędrują, miraże wspaniałej przyszłości rodzimego kolejnictwa roztaczając. Już żadna sarna, dzik czy zając na torach nie zginą, bo zrobi się dla zwierzyny tunele i wiadukty. Już żadne auto na niestrzeżonym przejeździe zmiażdżone nie będzie, bo drogi puści się nad lub pod torami.


Wedrują po kraju agitatorzy.

„Nie ma obecnie także w Polsce żadnego odcinka linii dużej prędkości a od ponad dwudziestu pięciu lat nie wybudowano żadnej linii kolejowej. Prowadzone modernizacje linii kolejowych w niewystarczającym stopniu, jak na wymagania współczesnego pasażera, poprawiają czasy przejazdu. Według europejskich standardów miasto stołeczne Warszawa powinno być osiągalne z największych aglomeracji w Polsce znajdujących się w promieniu około trzystu kilometrów w ciągu dziewięćdziesięciu minut. Aby sprostać wymaganiom dwudziestego pierwszego wieku niezbędna jest budowa sieci kolei dużych prędkości, która umożliwi podróże pomiędzy centrami największych aglomeracji w Polsce ze średnią prędkością ponad dwustu kilometrów na godzinę. Kolej dużych prędkości w istotny sposób przyczyni się do poprawy spójności kraju i współpracy gospodarczej pomiędzy regionami i wykorzystania efektów synergii regionów a także wzrostu mobilności społeczeństwa, jako warunku poprawy rynku usług i pracy i radykalnej poprawy warunków prowadzenia działalności gospodarczej.” – płyną z reklamowego folderu potoczyste słowa. Gminom, wsiom i osadom głoszą, że przed nami epokowe zadanie. Że Polskie Koleje Państwowe szykują się do wielkiego skoku a tym susem przesadzą kilka ewolucyjnych etapów. W gruncie rzeczy dobrze, że dopiero teraz. Gdyby uczyniono to wcześniej, konduktorzy nosili by spodnie z otworem na długi, puszysty ogon.

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!