Lata chude, lata tłuste

Egipcjanie mieli swoje siedem lat tłustych i siedem lat chudych. Zafundował im to ponoć Bóg. Polacy mają swoje cztery lata, a to czy są to lata tłuste, czy chude – zależy od naszych wyborów. I na siły wyższe zrzucać naszego wyboru nie możemy.

Listy kandydatów na radnych, prezydentów, burmistrzów i wójtów już zarejestrowane. Wiemy kto z naszej ulicy, wioski czy miasteczka kandyduje. Niektóre nazwiska na tych listach nas nie dziwią, niektóre natomiast zaskakują. Nad wszystkimi warto się pochylić i zastanowić. Udział w wyborach jest przywilejem. W takim znaczeniu o nim mówię i piszę.

Obowiazek? Być może, ale ponad wszystko możliwość postawienia znaku przy wybranym nazwisku to przywilej naszego sumienia, który mamy zaledwie od dwudziestu lat. Nie eliminujmy więc w tych wyborach przede wszystkim siebie, nie uczestnicząc w tworzeniu najbliższej sobie rzeczywistości samorządowej. Martwić może niechęć do głosowania. Może najlepiej odda to dowcip zasłyszany na jednym ze spotkań wyborczych w Raciborzu.

Wrona siedzi na drzewie z serem. Podchodzi lis i pyta: „Wrona czy ty idziesz na wybory?” Wrona odpowiada: „NIE!” Lis zabiera ser i ucieka. Wrona myśli: „A jeżeli bym powiedziała TAK, czy coś by się zmieniło?”

Czy naprawdę tak jest, jak z lisem i wroną? Gdy zagłębić się w Internet, poczytać gazety, pooglądać wszelkiego typu publicystykę w telewizjach publicznych lub prywatnych- wydaje się, że tak jest. Aby nie dywagować na ten temat dłużej powiem tylko, że mamy za niedługo szansę zmian.

Najbliższe trzy tygodnie są czasem poznania kandydatów. Często nam znanych z działań społecznych, koleżeńskich spotkań, może rodzinnych imprez.

Ale też i tych ludzi o których nie wiemy nic, poza rozpoznawaniem twarzy ze sklepu osiedlowego, przystanku albo kościoła. Warto zagadnąć, zapytać i poznać kandydata w zwykłych rolach ludzkich.

Nie dajmy się zwieść hasłom wyborczym dużymi literami wyłuszczonym na ulotkach i plakatach. Bo hasło wyborcze to slogan. A słowo slogan pochodzi ze starożytnego języka Celtów „sluaghghairm”, określającym… okrzyk wojenny! A czy my idziemy na wojnę? Z pewnością nie. Naszym wzorem zawsze było wiecowanie pod dębem. Więc rozmowa, czyli kompromis i mądry wybór większości, i tego się trzymajmy.

Dla poparcia, że slogany niewiele mówią, wyliczę kilka z takich okrzyków bojowych czytelnikowi, zostawiając dopasowanie do osób dziś kandydujących w okolicy. Zobaczcie jak można przypisać hasło do każdego kandydata lub kandydatki z najbliższej okolicy.

Iksiński – zawsze blisko ludzkich spraw.
Skuteczni dla polskiej wsi.
Skuteczna dla młodych.
Iksiński – Dam ludziom szanse.
Wybieram konkrety – Igrekowska.
Naszej Gminie potrzebny gospodarz nie polityk.
Zmieniając siebie zmieniamy nasze miasto.
Dobre dziś – lepsze jutro.
Zasługujesz na lepszy samorząd.
Wójt Iksiński – Twoja szansa na lepsze życie.
W lewo? W prawo? Zawsze w górę!
Iksińska to mądry wybór, to lepsze życie.”

Pasują do większości z naszych radnych, znajomego wójta, lub kandydata na wójta czy burmistrza.

Przyzwyczajeni reklamami do haseł nie zaglądamy w programy wyborcze. Hasła wybrałem ze stron kandydatów na radnych i wójtów. Gorzej było z programami. Te również zamykają się w hasłach typu: więcej, lepiej, taniej…

Zachęcam do rozmowy z kandydatami, do określenia przez nich najważniejszych kierunków działania, spraw najistotniejszych na których kandydat się zna i potrafi rozmawiać. Organizowane debaty, szczególnie przez media służą w szczególności zwiększeniu oglądalności, sprzedaży prasy.

Nie rozmawia się podczas nich o programach, ale wyciąga się bardziej lub mniej sprawdzone plotki i negatywy o kontrkandydacie.

Kandydujący nie mówią o sobie kontrkandydat, a przeciwnik! Lokalne wybory potrafią podzielić przyjaciół, sąsiadów, skłócić całe środowiska samorządowe.

Po 1 listopada kampania nabierze z pewnością rozpędu w małych środowiskach. Wracając z grobów swoich najbliższych, miałem okazję zobaczyć pojawiające się coraz mocniej banery i plakaty. W Złotym Potoku, Janowie, Olsztynie czy Częstochowie uśmiechają się już twarze, ściskają dłonie w zgodzie. Czy szczerze? Czas pokaże.

Zasady walki politycznej zawierają się w kilku punktach przestrzeganych przez tych kandydatów, którzy za wszelką cenę chcą władzy. Mówią one między innymi: „Jeśli warto o coś walczyć, to tym bardziej warto walczyć nieuczciwie”, albo „szczera odpowiedź może Ci przysporzyć tylko problemów”. Jeden z kandydatów powiedział w kuluarach, że fakty jeśli są nawet interesujące, to są bez znaczenia.

Ale nie o takiej kampanii chcę pisać. Nie o tych, którzy walczą o władzę. W radach gmin decyduje się przede wszystkim o sprawach lokalnych. O budżecie kilku, kilkunastu wiosek. O jakości życia w środowiskach nam najbliższych.

Jakimże powinien być radny. W wielu gminach, miastach i powiatach powstały kodeksy etyczne radnych. Na ile się one zdają, musimy sami odpowiedzieć.

W jednym z nich znalazłem cytat z króla Salomona: „Gdzie będzie pycha, tam będzie i hańba, a gdzie pokora, tam mądrość “.

Mądre słowa, warte stosowania. Cytatów można mnożyć. Przykładów jaki winien być radny, wójt czy burmistrz- napisać kilka setek.

Ja chciałbym zająć się jedną umiejętnością, moim zdaniem, jedną z najpierwszych. Umiejętnością słyszenia i rozmowy.

Cóż to bowiem za radny, który słucha, a nie słyszy, co mieszkańcy powiedzieć pragną.

Co nam po radnym, który rozmawiać nie potrafi, przy swoim stać będzie zdaniu, nie uwzględniając żadnych argumentów?

Pamiętam debatę z radnymi w jednej z wiosek o likwidacji małej szkółki, gimnazjum- składającego się z 20 uczniów i 15 nauczycieli. Wszystko przemawiało za połączeniem tej szkoły z oddaloną o 6 km inną, większą. Dowóz dzieci tańszy, lepsze warunki… i tak dalej. Argument jednego z radnych? Nie! Dlaczego? No bo tak! (wzięło się później takie powiedzenie: JEST TAKI PTAK – NOBOTAK). Ten „ptak” coraz częściej witał na sesjach rady. Zagnieździł się i został na kolejne kadencje.

Argument mojego NOBOTAKA! Brak konsultacji powszechnych jest w małych środowiskach grzechem codziennym.

Wybrany radny staje się wyrocznią, bardzo często dla wszelakich decyzji.

Przypomina mi to zakup wyposażenia do izby wiejskiej- krzeseł.

Urzędnik zdecydował. Przywieźli do salki, postawili i nikt wcześniej nie zapytał, czy będą odpowiadać ludziom?

I można się oburzyć. Bo przecież wykonano robotę za mieszkańców. Nic nie musieli! Właśnie, a gdyby ich zapytano przed zakupem, to urzędnik wiedziałby, że krzesła są potrzebne, ale dla małych dzieci, takich przedszkolaków, których kilkadziesiąt co drugi dzień przychodzi na zajęcia, a dla dorosłych jest ponad liczbę potrzebną.

Zawsze będę przekonywał do rozmowy i konsultacji. A jeśli o rozmowę idzie, to warto poznać, jak widzi nasz przyszły wójt czy burmistrz kontakty z sąsiednimi samorządami, z ich samorządowcami?

Mam przykłady, choćby z moich stron, że można było do dużego miasta zbudować drogę skracającą czas dojazdu do szpitala, centrum i kilku zakładów pracy, ale sąsiad z miasta odmówił współpracy ze wsią, choć na wsi coraz więcej mieszkańców tego miasta buduje domy.

Dlaczego tak postępuje? Bo podatki uciekają na wieś, bo zmniejsza się liczba mieszkańców. Nie piszę w tych przykładach nazwisk i nazw miejscowości. Proszę , wybaczcie, ale trwa kampania i nie chcę być posądzony o stronniczość.

Ale przykłady pozytywne wymienię z nazwy. Choćby współpraca LGD „Porozumienie dla rozwoju”. Dwie sąsiadujące ze sobą gminy. Tylko dwie, a współpracujące zgodnie, choć gdyby spojrzeć politycznie, to mozaika polskiej sceny pojawi nam się natychmiast. Ale w LGD najważniejszy jest człowiek i szczera rozmowa. Tak jest w zarządzie i radzie programowej. Są więc efekty tej współpracy.

Warto zwrócić uwagę, jak kandydaci widzą świat, jak podchodzą do spraw małych i własnej rodziny, gospodarstwa własnego i jak współżyją z sąsiadami?

Aby równo ocenić kandydatów, pamiętać musimy, że aktualnym radnym, wójtom czy burmistrzom jest łatwiej. Mieli cztery lata, dysponują ciągle budżetem, mediami lokalnymi, choćby informatorami gminnymi.

W większości wykorzystywanymi jako tuby wyborcze. Może to mało szlachetne, ale tak jest i trudno będzie ten stan rzeczy zmienić od razu. Dajmy więc szansę wszystkim jednakową.

Zagłębmy się w debatę o programach. A jeśli do debat publicznych dojdzie, nie pozwólmy aby zeszła ona na tematy poboczne, choćby przysłowiowego już „dziadka w Wermachcie”.

Pomysły na rozwój, na powstrzymanie młodych w środowisku wiejskim, na upadające coraz bardziej środowiska popegeerowskie. Wyrasta w nich trzecie pokolenie oczekujące wsparcia z Gminnych Ośrodków Pomocy Społecznej. Na otwarcie się na drugiego człowieka, zwracajmy uwagę na rzeczy najpierwsze. Pomimo słabości polskiego prawa, słabości ordynacji wyborczej, jej niedoskonałości. Zaufajmy pomimo to demokratycznemu systemowi i zmieniajmy go na lepszy, bo mamy do tego prawo!

Że jest, co najmniej, ten system mało doskonały dam przykład, nie po to, by szkodzić, ale aby dać znać o potrzebie naprawy, choćby procedury zgłaszania kandydatur do komisji.

W tych wyborach pracuję w komisji powiatowej. Wydaje się, że nic zaskoczyć mnie nie mogło. A jednak. Gdy na listach poparcia kandydatów pojawiło jedno nazwisko, ale dwa różne imiona, co nie wystarczyło na zakwalifikowanie człowieka do wyborów.

A wytyczne jasno mówią, jak komisja ma postąpić w takim przypadku, więc sprawa oparła się o sąd. I co ciekawe, uchylono naszą uchwałę. Imienia bowiem nie bierze się pod uwagę na listach wyborczych (choć w wytycznych co innego napisane). Cieszy, że kandydat ma szansę brania udziału w wyborach, tylko dlaczego prawo jest niespójne. Bo gdyby policzyć koszty sądowe, pracy komisji i czas zaangażowanych w to wszystko ludzi, to trochę żal, że po dwudziestu latach mamy jeszcze w procedurach wyborczych niespójności.

Dobrze więc, że są takie akcje jak „Masz Głos, Masz Wybór”. Coraz powszechniejsze i angażujące z każdą kampanią wyborczą więcej wolontariuszy.

Bo warto na koniec wspomnieć ciągle aktualne słowa generała Bolesława Wieniawy Długoszowskiego z lipca 1940 roku: „… im cięższy jest los polski, tym bardziej konieczna jest zgoda pomiędzy Polakami. Dążyć do tej zgody i szukać jej należy wszędzie i wszelkimi siłami, rezygnując z wszelkich partyjnych, koteryjnych czy osobistych spraw i animozji.”

I choć czas jest nieporównywalnie spokojniejszy niż siedemdziesiąt lat temu, słowa generała warto wziąć sobie do serca.

Uczestnicząc w jednej z debat na śląskiej ziemi, trafiło mi się usłyszeć ciekawe porównanie, związane z nadchodzącymi wyborami samorządowymi. Jeden z moich rozmówców rzekł: „Z wyborami to jak z napisem na woreczku Fritos: – Możesz być zwycięzcą! Udział w konkursie nie wymaga zakupu. Szczegóły wewnątrz.”

Jeśli nie weźmiemy udziału, nie „wejdziemy” do środka i nie zagłosujemy, nie zostaniemy zwycięzcami.

 

Zygmunt Kandora

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!