Rodzina jest systemem, w którym poszczególne elementy na siebie wpływają. Tak jak postępujące picie alkoholika związane z rozwojem uzależnienia rzutuje na funkcjonowanie jego rodziny, tak samo na rodzinę wpływa jego wychodzenie z choroby.
Zdarza się przecież, że alkoholik przejdzie leczenie odwykowe, zaczyna chodzić na mityngi AA, rozpoczyna wprowadzanie konstruktywnych zmian w swoim życiu. Wtedy też następują stopniowe zmiany w jego rodzinie. Zmiany te są trudne i powolne i dlatego wymagają wiele wysiłku oraz cierpliwości ze strony osób daną rodzinę współtworzących. Chociaż zmiany zachodzące w trzeźwiejącej rodzinie dotyczą całej rodziny, to jednak my mówiąc o fazach rodziny alkoholowej, skoncentrujemy się przed wszystkim na małżonkach.
W ramach wstępu trzeba zaznaczyć, że niektóre trudności dotyczące małżeństw alkoholowych występują także w rodzinach niealkoholowych. Z drugiej jednak strony w małżeństwach alkoholowych są problemy, które dotyczą tylko takich małżeństw.
Chociaż każda rodzina w miarę upływu czasu stopniowo się rozwija, jednak rozwój rodziny alkoholowej w znacznym stopniu różni się od rozwoju przeciętnej rodziny. Podczas, gdy w niealkoholowych małżeństwach. kolejne etapy wspólnego życia są ewolucyjną kontynuacją etapów poprzednich, w trzeźwiejących rodzinach alkoholowych chodzi praktycznie o zbudowanie po latach całkiem nowego związku, z tą samą osobą. Drogę do tego celu można podzielić na kilka etapów, faz, które teraz postaram się omówić.
Pierwsza faza zdrowienia rodziny alkoholowej, to faza wahań. Na tym etapie zarówno żona, jak i dzieci mają wątpliwości, czy abstynencja, która się pojawiła w życiu ich męża i ojca jest początkiem trwałej abstynencji, czy może jest to jedynie kolejna przerwa w piciu. Przecież bywało już tak, że alkoholik miał czasami dłuższe, kilkumiesięczne okresy abstynencji, a potem znów wracał do alkoholu. Często bywa tak, że sam alkoholik ma wątpliwości, czy po jakimś czasie nie zacznie pić. Na tym etapie wszyscy koncentrują się więc na alkoholu, by na nowo nie wrócił do ich życia. Sprawy małżeńskie i rodzinne pozostawiają na drugim planie.
Kiedy upłynie dłuższy okres czasu i nic nie wskazuje na to, że alkoholik wróci do picia, rodzina przechodzi do drugiej fazy. Jest to faza ulgi. Rodzina może nabrać takiego przekonania nie tylko dlatego, że alkoholik dłuższy okres czasu już nie pije, ale także dlatego, że alkoholik dba o swoją trzeźwość, chodzi na mityngi, utrzymuje kontakt z placówką odwykową. W fazie ulgi oboje małżonkowie i w ogóle cała rodzina czerpie satysfakcję z samego faktu, że on nie pije. Wcześniej może przez wiele lat żona powtarzała mężowi alkoholikowi, sobie i innym: „Żeby on tylko nie pił. Gdy jest trzeźwy, to taki wspaniały człowiek, złota rączka do wszystkiego…” Teraz on nie pije, a więc jest ten wymarzony stan rzeczy, powód do szczęścia i radości. Niekiedy ta faza w życiu małżonków przypomina okres miodowego miesiąca i bywa, że tak jest nazywana. Na tym etapie ani małżonkowie, ani inni członkowie rodziny nie widzą żadnych poważniejszych problemów w życiu rodzinnym i nie dostrzegają potrzeby zmieniania czegokolwiek więcej. Oczywiście nie znaczy to, że takich problemów nie ma.
Domyślamy się jednak, że taki stan nie może trwać wiecznie. Rodzina przechodzi do następnej fazy, która jest fazą ujawniania się trudności. Na tym etapie oboje zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, że nieobecność alkoholu w domu, to za mało. Alkoholik uświadamia sobie braki w zakresie podstawowych umiejętności życiowych. Ma trudności w zakresie radzenia sobie ze swoimi emocjami, w kontaktach z innymi ludźmi, z załatwianiem różnych spraw. Przecież kiedyś sięgał po alkohol, bo sobie w życiu nie radził. Potem pijąc przez lata nie miał możliwości, by te umiejętności zdobyć i rozwinąć. Ujawniają się także różne deficyty żony. Wcześniej te jej niedoskonałości i nieumiejętności przykrywało i usprawiedliwiało picie męża. Jeśli sobie z czymś nie radziła, jeśli w domu był bałagan, wszyscy mówili: „Bo jej mąż pije”. Teraz nie można już tego powiedzieć. Tak więc na tym etapie zdrowienia oboje uświadamiają sobie, że ich związek nie funkcjonuje dobrze. Z drugiej jednak strony jeszcze nie potrafią radzić sobie z problemami, które się ujawniają, nie potrafią ich rozwiązywać. W tej fazie często dochodzi do rozwodu. Dla kogoś w ogóle nie obeznanego z tą problematyką, może wydawać się to dziwne. Kiedy pił i bił przez wiele lat, żona to wszystko tolerowała, znosiła. Teraz, kiedy nie pije, kiedy powinna być szczęśliwa – podaje sprawę o rozwód. Jednak duża częstotliwość rozwodów na tym etapie trzeźwienia nie tylko ma uzasadnienie psychologiczne, ale jest potwierdzona przez różnego rodzaju badania socjologiczne.
Aby jednak nie doszło do rozpadu małżeństwa i całej wspólnoty rodzinnej, konieczne jest przejście do kolejnej fazy – fazy konstruktywnych zmian. W tej fazie, w wyniku pracy nad sobą, pojawia się coraz więcej nawyków i umiejętności potrzebnych do wspólnego życia w rodzinie. Pozytywne zmiany zachodzą stopniowo i nie należy spodziewać się, że w którymś momencie wszelkie nieporozumienia i konflikty całkowicie znikną. Nieporozumienia i kłótnie zdarzają się w każdej rodzinie. Można liczyć na to, że okresy spokoju i zadowolenia będą coraz dłuższe, sprzeczki mniej raniące, otwartość i wzajemne zaufanie coraz większe. Jeżeli mówimy, że trzeźwienie domaga się od małżonków wysiłku i cierpliwości, to dotyczy to przede wszystkim tej fazy.
W tym miejscu wspomnę tylko o kilku obszarach, na których małżonkowie będą musieli podjąć wysiłek w kierunku zmiany.
Jednym z nich będzie poczucie krzywdy i potrzeba zadośćuczynienia. Chodzi o to, że jeżeli się tego nie przepracuje, to trudno będzie oderwać się małżonkom od przeszłości. Żona ciągle będzie wypominała mężowi dawne pijackie zachowania, a on będzie miał skłonność do zamykania się w sobie i pogrążaniu w poczuciu winy. Ale, jak długo tak można. W końcu walnie pięścią w stół i powie dosyć. A co wtedy…?
Drugi obszar do pracy, to dziedzina odpowiedzialności. Żona będzie miała skłonność do nadodpowiedzialności w stosunku do męża, do kontrolowania go, nie tylko w zakresie, by nie zaczął pić, ale i w innych dziedzinach życia. Mąż z kolei będzie miał trudności z podejmowaniem odpowiedzialności za różne dziedziny życia. Przecież do tej pory odpowiedzialność za wiele spraw ciążyła na żonie, a i teraz, gdy nie pije, żona dalej niemal we wszystkich sprawach chce decydować. Jeśli dojdzie do tego, że decyzje męża, które zaryzykował okazały się nienajlepsze, spotkają go za nie słowa krytyki ze strony żony. Może się wycofa, ale jak długo mężczyzna jest zdolny znieść, by kobieta wszystkim rządziła? Tego typu obszarów wymagających przepracowania, uporządkowania jest więcej.
Zdrowienie rodziny domaga się, by zdrowiał nie tylko alkoholik. Zdrowienia potrzebują także pozostałe osoby tworzące rodzinę. Tak, jak alkoholikowi potrzebna była pomoc z zewnątrz, by zmienił swoje życie, tak też pomocy potrzebują zazwyczaj pozostali członkowie rodziny. Nie znaczy to, by wszyscy członkowie każdej rodziny alkoholowej potrzebowali jakiejś terapii. W wielu jednak przypadkach jest ona niezbędna. Niemal zawsze potrzebna jest podstawowa edukacja, która pozwoli zrozumieć to, co się dzieje we wspólnocie rodzinnej i ukierunkuje wprowadzanie w niej konstruktywnych zmian.
Z rodziną podobnie jest jak z zegarkiem. Rodzina zdrowa, to zegarek, który chodzi, cyka, wskazuje godziny. Rodzina alkoholowa, to zegarek, który nie działa, do którego dostał się brud, w którym zardzewiały trybiki, zapiekły się łożyska. Nie wystarczy wyczyścić i naoliwić jeden trybik, by zegarek chodził, jeżeli inne jego elementy pozostaną nietknięte. Podobnie rzecz się ma w rodzinie alkoholowej. Jeżeli alkoholik przeszedł terapię, nie pije, korzysta z programu dalszego zdrowienia, chodzi na mityngi, to podobny jest do takiego wyczyszczonego i naoliwionego trybiku. Jeżeli jednak pozostali członkowie jego rodziny nie byli na żadnej terapii, nie korzystali z żadnych grup samopomocowych, to często przypominają taki zardzewiały mechanizm, do którego alkoholik nie będzie pasował. Trudno też oczekiwać, by taka rodzina dobrze funkcjonowała.
Ks. Andrzej Kieliszek