Droga do uzależnienia

Najważniejszym czynnikiem przyczyniającym się do wykształtowania się uzależnienia od alkoholu jest czynnik psychiczny. Chodzi tu o to, że na uzależnienie najbardziej narażone są te osoby, które eksperymentując z alkoholem zaczynają doświadczać, że ta substancja poprawia nastrój człowieka, że mówiąc inaczej ma działanie euforyzujące.

W tym miejscu należy się małe wyjaśnienie. Alkohol jest depresantem, a jego działanie także na sferę emocjonalną jest wytłumiające.

Jak więc się dzieje, że osoba pijąca doświadcza poprawy nastroju, że można mówić o euforyzującym działaniu alkoholu?

Otóż, jeżeli alkohol wytłumi w człowieku takie stany emocjonalne, jak nieśmiałość, niepewność, poczucie wstydu, to człowiek będzie czuł się śmielszy, mniej skrępowany, bardziej rozluźniony, pewniejszy siebie. Tak więc w efekcie będzie doświadczał przyjemniejszych uczuć, będzie czuł się lepiej.

Jest rzeczą oczywistą i niewymagającą uzasadnień, że człowiek chciałby jak najczęściej doświadczać przyjemnych emocji, miłych uczuć. Chciałby, aby te uczucia miały jak największe nasilenie i by trwały jak najdłużej.

Z drugiej strony, każdy człowiek ma skłonność, by unikać przykrych uczuć, by łagodzić ból niezależnie od tego, jakiego jest on rodzaju i co jest jego źródłem. Mówiąc językiem psychologii, każdy z nas dąży do tego, by mieć tzw. pozytywny bilans emocjonalny.

Są dwie podstawowe drogi prowadzące do tego celu. Jedni starają się uzyskiwać pozytywny bilans emocjonalny na drodze naturalnej. Jeśli ktoś chce przeżyć przyjemne uczucia: pójdzie do kina, sięgnie po ciekawą książkę, zajmie się swoim hobby.

Natomiast, gdy jest mu ciężko; wyżali się przed ukochaną osobą, poszuka wsparcia u przyjaciela. W ten sposób zlikwiduje lub zmniejszy swoje cierpienia i wróci do względnej równowagi.

Jest jednak jeszcze drugi sposób na poprawianie sobie samopoczucia. Można poprawić sobie nastrój sięgając po środek chemiczny, np. alkohol. Jest to środek ogólnodostępny, łatwy w zastosowaniu, a na dodatek działa szybko i skutecznie. Jeśli ktoś o tym się przekonał, zapewne będzie miał skłonność, by po ten środek sięgać w sytuacjach trudnych czy stresujących.

I tak młody chłopak, który doświadcza trudności w kontaktach towarzyskich, będzie miał dużą pokusę, by sięgnąć po alkohol przed pójściem na dyskotekę. Wtedy łatwiej mu będzie poderwać dziewczynę, poprosić ją do tańca. Nawet jeśli w rozmowie z nią powie coś głupiego, a w tańcu pomyli krok, to zawsze łatwiej będzie zrzucić to na alkohol: bo byłem podpity, niż przyznać się choćby przed sobą, do tego, że w kontaktach towarzyskich mam problemy ze swoją nieśmiałością, a tańczyć, to ja po prostu za dobrze nie potrafię.

Jeśli ktoś po alkohol sięgnie raz czy drugi, by łatwiej poradzić sobie w takich sytuacjach, nic jeszcze tragicznego się nie stało. Gorzej, gdy ktoś zamiast przełamywać stres, zdobywać praktyczne umiejętności życiowe, a więc uczyć się bycia w towarzystwie, nawiązywania kontaktów z innymi osobami, czy zabawy na dyskotece, będzie coraz częściej uciekał się do podpórki psychicznej, jaką jest alkohol.

Nie będzie wówczas rozwijał swojej osobowości, nie będzie uczył się rozwiązywania swoich problemów, nie będzie dojrzewał do dorosłego i odpowiedzialnego życia. Z resztą, będzie tracił ku temu motywację. Bo i po cóż ma się trudzić. Jest przecież „czarodziejka gorzałka”, która cierpienie znieczuli, o problemach pozwoli zapomnieć, a smutek jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamieni w radość. W ten sposób zaczyna się kształtować uzależnienie od substancji zmieniającej nastrój, w tym wypadku od alkoholu.

W początkowym etapie uzależnienia człowiek pijący mniej lub bardziej świadomie delektuje się tym, że ma władzę nad swoimi emocjami. Eksperymentując z alkoholem zaczyna doświadczać, że jego nastrój zależy od ilości wypitego alkoholu. Chce się poczuć dobrze, wypija jakąś określoną ilość alkoholu, chce się poczuć lepiej – wypija więcej. Kiedy alkohol przestaje działać wszystko wraca do normy. Człowiek czuje się dobrze, wraca do pracy, normalnie funkcjonuje w rodzinie. Za jakiś czas znów będzie można zafundować sobie odlot, wprowadzić się w stan tzw. rauszu.

Z czasem gdy związek z alkoholem będzie się zacieśniał, pojawi się coraz więcej stanów emocjonalnych skłaniających człowieka do picia. Będzie pił nawet wtedy, gdy doświadczy radości związanej z jakimś życiowym sukcesem, by poczuć się jeszcze lepiej. Dojdzie do tego, że nawet przysłowiowa monotonia życiowa, to, że się nic nie dzieje w jego życiu, będzie przez niego przeżywane, jako stan emocjonalny przykry. Będzie wówczas sięgał po alkohol po to, żeby poczuć się inaczej.

Z czasem, powiedzmy po kilkunastu miesiącach lub kilku latach intensywnego picia, taka sama dawka alkoholu przestaje dawać taki sam efekt. Wypicie setki wódki nie daje już takiego samego odlotu, jak kiedyś. Jeśli się chce osiągnąć pożądany efekt, trzeba wypić więcej. Wiąże się to z  wzrostem tolerancji na alkohol.

Kolejnym zjawiskiem, które zaczyna się pojawiać w miarę rozwoju uzależnienia, jest to, że po piciu emocje nie wracają już do poprzedniego, powiedzmy, średniego stanu, ale spadają poniżej normy. To znaczy, że ktoś, kto pił, po piciu, gdy alkohol przestanie działać, np. następnego dnia rano, czuje się gorzej, niż przed piciem. Jest to związane z występowaniem kaca, zarówno kaca fizycznego, jak i moralnego. Ten obniżony nastrój u pijącego jest nie tylko wynikiem chemicznego działania alkoholu na organizm, ale także efektem negatywnych konsekwencji picia, które pojawiają się w jego życiu. Ktoś, kto pił, zaczyna sobie uświadamiać, że z powodu picia stracił pieniądze, nie poszedł do pracy, kogoś obraził czy poniósł inne straty.

Oczywiście, jeżeli ktoś wcześniej zdecydował się na picie dla poprawienia sobie nastroju, teraz będzie miał jeszcze większą skłonność, by sięgnąć po alkohol, bo przecież czuje się jeszcze gorzej. Zaczyna się utrwalać psychologiczny mechanizm uzależnienia nazywany fachowo systemem nałogowego regulowania uczuć. Teraz wszystko będzie się toczyło jak po równi pochyłej nabierając coraz większego pędu i ściągając człowieka już uzależnionego ku przepaści.

Jak już wcześniej mówiliśmy, alkoholik przeżywający przykre emocje dobrze wie, co powinien zrobić, by poczuć się lepiej – wystarczy sięgnąć po alkohol. Do zachowania się według takiego schematu będzie miał tym większą skłonność, im większego doświadcza cierpienia. Na dodatek, jeżeli tak funkcjonuje od wielu miesięcy czy lat, jego psychika staje się z czasem coraz mniej odporna na cierpienie. Dochodzi do tego, że jego paniczny strach przed cierpieniem i intensywne pragnienie doznania natychmiastowej ulgi, przeradza się wprost w głód alkoholowy.

W miarę upływu czasu działanie alkoholu na psychikę staje się coraz słabsze a, pierwotne stany, które alkoholik osiągał w początkach picia, które określał, jako rausz czy odlot, stają się z czasem dla niego nieosiągalne, nawet gdyby wypił bardzo dużą ilość alkoholu. Powoli dochodzi do tego, że dominującym stanem uczuciowym na tym zaawansowanym etapie uzależnienia staje się większe lub mniejsze cierpienie. Natomiast niemal jedynym przyjemnym uczuciem dostępnym człowiekowi pijącemu jest uczucie ulgi w cierpieniu, którą przynosi picie.

Jest rzeczą oczywistą, że z piciem wiążą się coraz większe straty i cierpienia. Człowieka o zdrowo funkcjonującej psychice skłoniłyby one do zaprzestania działania, które jest ich przyczyną. Zdawać by się mogło, że to takie normalne, że człowiek przestaje coś robić, gdy się zorientuje, że przynosi mu to straty i staje się dla niego źródłem bezsensownych cierpień. Tymczasem u człowieka uzależnionego tak się nie dzieje. Alkoholik pije, ponosi straty, doświadcza cierpienia i pije dalej.

Dla alkoholika cierpienie, które przeżywa jest jedynie bodźcem skłaniającym go do tego by pić dalej. Dzieje się tak, gdyż u niego zostały uszkodzone mechanizmy obronne. Instynkt samozachowawczy przestał normalnie działać.

 

Ks. Andrzej Kieliszek

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Najnowsze wydarzenia

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!