Życia uczą się w lesie

Dla sportu poświęcają niemal całe swoje życie. Inwestują w rozwój własnej osobowości i tężyzny fizycznej, a przy okazji odnoszą spektakularne sukcesy. Ich nazwiska znane są w wielu krajach starego kontynentu.

Wszyscy pochodzą z rejonu Sokolnik, miejscowości leżącej przy trasie z Warszawy do Wrocławia. Za arenę swych sportowych wyczynów obrali okoliczne lasy, to tu oddają się wielkiej pasji – biegom na orientację i radioorientację.

– Zabieramy z sobą mapy i kompasy, stajemy na starcie a potem ruszamy w teren w poszukiwaniu zaznaczonych punktów. Musimy je odnaleźć i „odbić” chipową kartę. Ten jest zwycięzcą, kto zdoła tego dokonać w najkrótszym czasie – wyjaśnia Damian Cegiełka, utytułowany zawodnik „Juniora” Ochędzyn. – W radioorientacji jest podobnie tyle, że punktów szukamy za pomocą radia z antenką. Biegamy po lesie i namierzamy sygnały. Tu także liczy się czas.

Jak zapewnia 18-letni mistrz, jest to sport, który rozwija wewnętrznie, uczy pokory, pozwala zajrzeć w głąb siebie.

– To dyscyplina właściwie bezkontaktowa, zawodnik musi polegać tylko na sobie. Nikt nie widzi jego błędów, sam musi walczyć z własnymi słabościami – tłumaczy Damian. – Mogę polecić ten sport dosłownie każdemu. Na terenach wiejskich nie ma powszechnego dostępu do profesjonalnie urządzonych hal, stadionów, czy krytych pływalni, a lasy są prawie wszędzie. „Sportowe obiekty” mamy, zatem wszyscy na wyciągnięcie ręki.

W wielu krajach jest to sport wybitnie masowy. W czołówce pod tym względem są kraje skandynawskie. Tam można sobie w każdym kiosku kupić mapę z zaznaczonymi punktami i po prostu iść pobiegać w bardzo ciekawym terenie. Podczas zawodów w Szwecji, czy Norwegii na starcie staje zwykle kilkanaście tysięcy ludzi, przychodzi mnóstwo kibiców. W Polsce największą popularnością biegi na orientację cieszą się na Pomorzu.


Zawodników „wypuszcza się” w określonych interwałach czasowych, każdy otrzymuje
na starcie dokładną mapę terenu z zaznaczonymi punktami. W trakcie imprezy to żelazna lektura.

W gminie Sokolniki tę niszową (bo kompletnie niemedialną) dyscyplinę rozpropagował były wojskowy Adam Śliwakowski. Przed dziesięciu laty, będąc już na emeryturze, przyjechał do Ochędzyna w gminie Sokolniki i osiadł na stałe. Biegi na orientację były jego życiową pasja, więc założył klub – „Junior” Ochędzyn. W realizacji szczytnej idei pomógł miejscowy wójt. Potem owa sportowa machina ruszyła z impetem i do dziś ma się całkiem nieźle.

Wspomniany Damian Cegiełka na pierwsze spotkanie z panem Adamem pobiegł z całą chmarą kolegów z klasy. Wszyscy mieli po jakieś 8 lat. Teraz są dorosłymi ludźmi ze skrystalizowanymi planami na życie, wielu z nich nadal wiernie trzyma się klubu i ukochanej dyscypliny.

– Na początku traktowaliśmy te treningi jak dobrą zabawę, Nigdy jednak nie oszczędzaliśmy się, sumiennie pracowaliśmy nad sobą. Jak się potem okazało, znaczące osiągnięcia w tej dziedzinie były tylko kwestią czasu. Pierwsze sukcesy przyszły po trzech, czterech latach. To podziałało chyba na wszystkich jak narkotyk. Wszyscy byliśmy głodni pucharów, medali, a przede wszystkim satysfakcji. To zasługa trenera. Rozwijaliśmy się pod jego okiem, ukształtował nas nie tylko jako zawodników, ale i ludzi. Pomógł mądrze wejść w dorosłe życie. Ja sam bardzo wiele mu zawdzięczam – mówi Damian Cegiełka. – Prócz niego sport ten mocno propagują pani Beata Garczarek z „Gromu” Sokolniki i pan Jarosław Krzyrzostanek z „Jutrzenki” Pichlice.


Jolanta Bystra, reprezentantka rodziny utytułowanych leśnych biegaczy, legitymuje
się wieloma mistrzowskimi tytułami. Jej zdaniem ów sport ma właściwości lecznicze,
czego sama jest dowodem.

Aby odnosić spektakularne sukcesy, trzeba treningom poświęcić cały wolny czas. Młodzi zawodnicy, przygotowując się do sezonu, przebiegają łącznie po około 1500 kilometrów. Do tego dochodzą treningi w hali i na siłowni. To naprawdę morderczy wysiłek, okupiony brakiem czasu dla znajomych i rodziny. Z kolegami spotykają się rzadko, a dyskoteki praktycznie dla nich nie istnieją. Kiedy inni się bawią, oni są na zawodach, lub treningu. Żaden z nich nie uważa jednak, że coś traci z życia.

– Wielu z nas należy do kadry narodowej, a więc sporo podróżujemy nie tylko po Polsce, ale i Europie. Mamy okazję poznać nowych ludzi, zwiedzamy ciekawe zakątki. Nudno zatem nie jest – mówi 15-letni Bartosz Bystry, któremu skromność nie pozwala przyznać się do tego, że jest poważnym kandydatem do kadry narodowej na mistrzostwa świata w Korei. Niedawno wygrał zawody w Czechach, osiągając lepsze wyniki od zawodników starszych o 4-5 lat.

Wcześniej jednak taki nie był… – Był kompletnie zagubiony, nieśmiały, zamknięty w sobie, nie radził sobie z rzeczywistością. Po psychologach z nim jeździliśmy, pomocy szukaliśmy dosłownie wszędzie. A lekarstwem na całe to zło okazało się bieganie po lesie – wspomina Jolanta Bystra, mama Bartosza, utytułowana reprezentantka kraju w biegach na orientację.

Do rozmowy włącza się ojciec Bartosza, również uprawiający tę dyscyplinę:

– Teraz nie obawiamy się naszego syna puścić samego na drugi koniec Polski. Pakuje plecak, wsiada w pociąg i rusza przed siebie. Niczego się nie boi. Z tego zakompleksienia wyciągnął go sport, las, trudne warunki terenowe… – wtrąca Marek Bystry.

Prekursorem tej dyscypliny w rodzinie Bystrych, przypadkowo okazała się dziś 18-letnia Angelika. Była dzieckiem bardzo energicznym, nadpobudliwym, rodzice postanowili, więc znaleźć jej jakieś pożyteczne zajęcie.

– Jeździliśmy po okolicznych klubach sportowych. Byliśmy w Kępnie, Ostrzeszowie, do kolarstwa chcieliśmy ją przekonać. Ale nam odradzili, mówili, że za daleko mieszkamy… Mimowolnie dowiedzieliśmy się jednak, że w Ochędzynie jakiś klub biegowy powstał. Poszłam, więc z dziećmi do pana Adama i przemierzyliśmy wspólnie pierwszą trasę. I tak przez przypadek wraz ze swymi dziećmi zaraziłam się biegami na orientację. Potem doszło do tego radio, a nieco później bieg z wykorzystaniem technologii GPS – opowiada Jolanta Bystra.


Ukryty wśród zarośli stojak z kolorowym proporcem – to właśnie tego
szukają w lesie amatorzy biegów na orientację.

Wystarczyło zaledwie kilka lat treningu, by pani Jolanta trafiła do kadry narodowej. Zaczęły się wyjazdy zagraniczne, pojawiły się pierwsze cenne medale, puchary. I wydawać by się mogło, że ktoś „z góry” to zauważy i jakoś wreszcie doceni, pomoże… Nic bardziej mylnego. Do potencjalnych mecenasów nie przemawiają mistrzowskie tytuły. Dlaczego? Bo biegania po lesie nie transmitują w Polsce żadne stacje telewizyjne. Nie ma wyraźnej rywalizacji, ponieważ zawodników puszcza się na trasę określonymi interwałami. A skoro nie ma widowiska, to nie ma relacji, nie ma też reklamy… i koło się zamyka.

– Nad tym możemy tylko ubolewać. Niemal cały ciężar organizacji treningów, wyjazdów spoczywa na naszych barkach. Na zawody wyjeżdżamy zwykle dużymi grupami, bo poza nami dorosłymi uprawia ten sport w okolicy około 70 dzieciaków. Kto za to wszystko płaci? Głównie ich rodzice. Dobrze, że wójta mamy po swojej stronie (Krzysztof Rembecki, przyp. red.). Jako jeden z nielicznych zdaje sobie sprawę z tego, że godnie reprezentujemy gminę i zwykle nie odmawia wsparcia – mówi Jolanta Bystra.

***

Dosłownie wszyscy zawodnicy, z którymi udało się nam porozmawiać, zapewniają, że biegi na orientację mogą być doskonałą kuracją na rozmaite dolegliwości. Pani Jolanta, zanim rozpoczęła przygodę ze sportem, cierpiała na silne bóle woreczka żółciowego. Dziś śmieje się, że uporczywe ataki zgubiła w lesie. Bez jakiejkolwiek ingerencji lekarskiej pozbyła się cierpienia. Jej mąż ciężko zachorował, przeszedł skomplikowaną operację. Co pozwoliło mu powrócić do normalnego życia? Oczywiście biegi na orientację. Tak samo stało się z jednym z młodych zawodników „Juniora”, który doświadczył groźnego wypadku samochodowego. Przeszedł trepanację czaszki, nie widzi na jedno oko. Do lasu pomogli mu wrócić koledzy. Dziś jest jednym z bardziej utytułowanych zawodników, uchodzi za faworyta większości imprez.

Przemysław Chrzanowski

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!