O starym młynie, zapadłym mieście i poezji

repository_mlyn_Mlyn-w-Brzeznicy

Każde miejsce ma swoje historie. Każdą historię tworzą ludzie. Każdy z nas może być jednym z tych, którzy historię tworzą. Potrzeba tylko pasji.

Opowieść o panu Leonardzie jest przykładem pasji, miłości do miejsca i dbania o to, co najcenniejsze.

Pan Leonard Wochnik to już legenda gminy Rudnik. Jest animatorem tak wielu zdarzeń i realizacji takiego ogromu projektów związanych z postacią Josepha von Eichendorffa jak również innych postaci historycznych, że trudno wymienić wszystkie. Poza tym charakter i usposobienie Pana Leonarda powoduje, że ludzie chcą z nim pracować i rozwijać pomysły. Tak było z Izbą Eichendorffa.

W latach dziewięćdziesiątych Towarzystwo Miłośników J. Eichendorffa przejęło zrujnowane budynki dawnego PGR-u. Leonard skupił wokół siebie mieszkańców wioski (270 dusz) i po dwóch latach w pobliżu ruin pałacu w Łubowicach stanęło Centrum Kultury i Spotkań.

Mniejszość niemiecka miała swoją siedzibę i doskonałe miejsce promocji tej części Śląska. Obiekt ma 50 miejsc noclegowych, salę konferencyjną kawiarenkę. Ale to nie wszystko. Pan Leonard zagospodarował drugi budynek po starej szkole na biura i muzeum.

Powstała izba historyczna poety i sale wystawowe zabytków uzyskanych z wykopalisk, które organizuje Uniwersytet Jagielloński od 50 lat. Pomysł ekspozycji zabytków, głównie kultury łużyckiej spodobał się prof. Chochorowskiemu. Zapał pana Leonarda przeszedł na studentów i pracowników uczelni.

Dziś wiejskie muzeum w Łubowicach odwiedza kilka setek turystów rocznie. Mając bazę można organizować życie kulturalne. Od dożynek po odczyty profesorów. Są konkursy poezji, również śpiewanej Josepha von Eichendorffa.

Wykopaliska prowadzone w Łubowicach i Brzeźnicy oraz Ligocie Książęcej umożliwiają odtworzenie wyglądu fortyfikacji i budowy grodziska. Na podstawie znalezisk i innych badań archeologicznych jest możliwe odtworzenie najważniejszych epizodów, które miały miejsce na przestrzeni lat. Znajdujący się tu teren cypla górującego nad doliną Odry, zasiedlono po raz pierwszy w XIII/XII w p.n.e. Badania wykazały, że było to osiedle złożone z pojedynczych zagród z zagłębionymi częściowo w ziemię półziemiankami. Od XI wieku p.n.e. następuje dalszy rozwój i rozbudowa grodu.  Stwierdzono łączną długość linii obronnej grodu na ponad 2km. Warto zaznaczyć, że nasyp ziemny, który po rozbudowie osiągnął 12 metrów szerokości przy podstawie i około 8  metrów wysokości, to cud budowlany na tych terenach i rzadkość w skali Europy.


Ruiny pałacu w Łubowicach.

Przypuszcza się, że więzy społeczne i gospodarcze łączyły osiedla wokół grodu w Łubowicach w jeden organizm polityczny. Wpływy władcy grodziska mogły sięgać znacznie dalej i obejmować szersze terytorium. Stwierdzono na podstawie badań istnienie sprawnego aparatu władzy, zdolnej do organizowania przedsięwzięć o dużej skali. Gród ma 27ha powierzchni!

 

Zawsze mnie fascynowały cmentarze. Zwiedzanie miejscowości zaczynam od cmentarza. Polecam. Dużo mówią nekropolie o mieszkańcach. I tak mieszkańcy pradziejowego grodziska grzebali swoich zmarłych na cmentarzysku znajdującym się tuż za wałami obronnymi. Jednakże po rozbudowaniu fortyfikacji założono nowy cmentarz, w większej odległości od grodu. Dzisiaj ten teren należy do wsi Brzeźnica. Wybrano to miejsce bo jest znakomitym punktem widokowym, kiedyś zapewne z widoczną pełną panoramą grodu, usytuowane było równocześnie na wprost grodu. Mieszkańcy mieli cmentarzysko w polu widzenia. Gród został zniszczony w V wieku p.n.e. Później znów zasiedlono te tereny dopiero w średniowieczu.

Do dzisiaj żyje jeszcze legenda o zapadłym mieście gdzieś w pod Łubowicami, ponoć skrywającym liczne skarby. Czy są to echa po pradawnym grodzisku?

Ludzie opowiadają inne jeszcze historie o Łubowicach i Brzeźnicy. O miłości młodego Eichendorffa do młynareczki, o strasznej kolasce wożącej śmierć ulicami wiosek i dziesiątki innych. Na wieczorach gawęd i przeglądach form teatralnych w centrum Kultury i Spotkań utrwala się dawne dzieje, wśród młodego pokolenia- by przetrwały.


Popiersie Eichendorffa.

Trzy lata temu bohater mojej opowieści zajął się restauracją młyna w Brzeźnicy. Historia budynku sięga XVII wieku. Ten odbudowywany pochodził z wieku XIX. Udało się. Ponad stuletnie młyńskie kamienie, napędzane kołem wodnym znów pracują. Młyn chętnie odwiedzany jest przez wycieczki. Obiekt został też zgłoszony do Śląskiego Szlaku Zabytków Techniki. Wiersz Josepha von Eichendorffa o pięknej młynarce było już gdzie recytować.


Nowe koło młyńskie.

A dzięki pomysłowości ludzi skupionych wokół młyna powstało również… piwo „młyńskie” domowym sposobem ważone i pyszne w smaku. O śląskim zamiłowaniu do tego, jak i innych trunków pisał Eichendorff:

A kiedy zjawiam się bez futra,

Me dziewczę wypytuje mnie:

Gdziem zostawił swoje futro?

I wcale nie przejmuje się.

W gospodzie wódka jest i piwo,

I szynkarz na klarnecie gra,

Więc tam spieramy się co żywo,

Kto najpiękniejsze dziewczę zna.

A ja z bucika twego piłem,

Zostało w domu futro me,

Co nieco włosów tej zgubiłem,

I wcale nie przejmuję się.

Przekład: Andrzej Lam

To wyjątkowo pracowity człowiek, niezwykle skromny. Oprowadza wycieczki, które zaglądają do Łubowic nie tylko z Polski ale i Europy. Byli Niemcy, Holendrzy, Rumuni, Czesi i inne grupy. Podobnie wiele grup przyjeżdża z Polski centralnej  i wschodniej. Działania Pana Wochnika przyczyniły się do tego, że powiat raciborski jest rozpoznawalny, jako miejsce w którym łączyły się na przestrzeni lat kultury wielu narodów, gdzie różnorodność tworzy piękną całość porozumienia i projektów ponadlokalnych. Zainicjował on na Śląsku umieszczanie tablic dwujęzycznych nazw miejscowości.


Młyn w Brzeźnicy.

Łubowice to najstarszy w okolicy Raciborza ośrodek parafialny z tradycjami sięgającymi XIV wieku. Przeczytać o tym możemy w dokumencie zawierającym listę osiemnastu parafii archiprezbiteratu raciborskiego z 1376 roku, istnieje tu wzmianka o średniowiecznych Łubowicach.

Nazwa wsi przechodziła na przestrzeni wieków wielokrotnie modyfikacje. Z XV wieku znana jest pisownia „Łbowic”, a z XVI wieku – „Łubowice”. Od 1936 roku do końca drugiej wojny obowiązywała nazwa „Lubowitz”, a po jej zakończeniu wrócono do starej wersji. Po starym, drewnianym kościele został plac i cmentarz. Wykorzystano go na stworzenie lapidarium. Dzięki temu pomysłowi nie marnuje się żaden, najskromniejszy nawet zabytek. Są to ocalałe z pożogi wojennej części wystroju elewacji zamku łubowickiego i odrestaurowane kapliczki oraz krzyże. Fascynują rzeźbione w dębie, lipie i brzozie płyty i krzyże grobowe. Mieszkańcy dbają o mogiły żołnierzy Wermachtu poległych w obronie Odry i Raciborza.

Można się spierać o wiele spraw dotyczących przynależności, polityki, wpływów, ale najważniejszy i tak zawsze będzie czynnik ludzki, emocje, przywiązanie do małej swojej ojczyzny poprzez groby najbliższych, miejsca zapamiętane z dzieciństwa, przyjaciół- na całe życie.

Pan Leonard tych wartości się trzyma i te wartości przekazuje innym.

Jeden człowiek, pomimo słusznego wieku, z zapałem młodzieńca. I tym zapałem zarażający innych. Gdy ostatnio spotkałem pana Leonarda rozmawialiśmy o budowie parkingu przed młynem i festynie dla mieszkańców. Ma innych pomysłów jeszcze kilka na zachowanie dziedzictwa przodków w Łubowicach. Bo każdy z nas jest częścią historii i historię też tworzy.

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!