Halami obrodziło

repository_hal1
Jednym z celów przeprowadzonej dziewięć lat temu (styczeń 1999 roku) reformy administracyjnej kraju miała być budowa społeczeństwa obywatelskiego i wzmocnienie podmiotowości samorządów.

Takie przesłanki przemawiały za utworzeniem powiatów, istniejących także w międzywojennej i powojennej Polsce (jeśli szukać ich korzeni jedynie w najnowszej historii). Zadanie w teorii niewątpliwie szczytne, służące demokratyzacji zarówno tak zwanego terenu, jak i państwa jako całości.

Niestety, często bywa, że piękne idee tracą na blasku w zetknięciu z mniej wzniosłą realnością. Powiaty ziemskie (złożone z gmin) są na ogół biedne jak mysz kościelna i zadłużone. Ich budżety często bywają mniejsze od tych, jakimi dysponują wchodzące w ich skład miejscowości.

Rzut oka na właściwą ustawę, może prowadzić do błędnego mniemania o omnipotencji samorządu powiatowego. Przecież do niego należy troska o służbę zdrowia, bezpieczeństwo publiczne, ponadgimnazjalną oświatę, część komunikacyjnych szlaków, a więc w zasadzie o podstawowe sfery funkcjonowania administracyjnego organizmu.

Jak uczy praktyka, prowincjonalne władze na ogół lepiej niż ministerialni urzędnicy orientują się w potrzebach lokalnych społeczności i w większej zgodzie z ich oczekiwaniami wyznaczają priorytety. Powiaty powinny zatem rosnąć w siłę, a ludziom tam mieszkającym żyć się coraz dostatniej.

Oświatowy paradoks

To przykre, ale nawet najinteligentniejsi Salomonowie z próżnego nie naleją, stąd tzw. Polska Powiatowa wciąż pozostaje synonimem cywilizacyjnego zapóźnienia, inwestycyjnej niemrawości, większego niż w wielkich miastach bezrobocia. Drogi w niej dziurawe, szpitale obciążone rosnącymi zobowiązaniami finansowymi, pekaesowskie autobusy niepunktualne.

Jest jednak pewna dziedzina, w której ostatnie lata były dla powiatów owocne. Jeśli nie dla wszystkich, to przynajmniej dla tych w drugim pod względem liczby ludności województwie, mianowicie województwie śląskim (ponad cztery miliony siedemset tysięcy mieszkańców).

Otóż nie ulega wątpliwości, że poprzednia kadencja samorządowa była dla tutejszej prowincji okresem znaczącego rozwoju bazy oświatowej, a dokładniej szkolnego zaplecza sportowego.

To pewien paradoks, gdyż sama oświata (rozumiana jako system edukowania dzieci i młodzieży) jest na szczeblu powiatów ziemskich wyjątkowo niedofinansowana. Choć zwykle stanowi najpoważniejszą pozycję w budżetowych wydatkach, boryka się z brakiem środków zadowalających płacowe oczekiwania nauczycieli, wystarczających na bieżące remonty, o większych inwestycjach nie wspominając.

Zapewne nie ma takiego starosty, który zadowolony byłby z wysokości rządowej subwencji oświatowej.

A jednak objeżdżając półwiejskie mieściny odnosi się wrażenie, że z tą oświatą nie tylko tak źle nie jest, ale że jest wręcz znakomicie. W wielu gminach najokazalsze i najnowocześniejsze obiekty to przyszkolne hale sportowe.

Olimpijskie trendy

26 marca 2004 roku do użytku oddano halę w liczących osiem i pół tysiąca mieszkańców Szczekocianach. Od powstania projektu minęło osiem lat. W tym okresie zmienił się mecenas inwestycji, korekcie uległ sam projekt, z różnym szczęściem toczono zażarte boje o pieniądze na jego realizację. W niezliczonych przetargach wyłaniano wykonawców poszczególnych faz budowy. Pierwotnie hala stanowiła zadanie częstochowskiego Kuratorium Oświaty, po reformie administracyjnej dzieło jej uruchomienia przypadło powiatowi zawierciańskiemu.


Młodzież okazuje entuzjazm.

W 2001 roku w ramach tzw. Kontraktu dla Województwa Śląskiego inwestycję zasilono stu dziewięćdziesięcioma siedmioma tysiącami złotych, przez następnych dwanaście miesięcy kontynuowano ją z środków powiatu. Dotacje wojewódzkie wymagały własnego wkładu finansowego.

W październiku 2003 roku Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu wsparło budowę kwotą dwóch milionów sześćdziesięciu tysięcy złotych. Całość kosztów inwestycji oscylowała wokół czterech i pół miliona złotych, z czego powiat wyłożył ponad milion siedemdziesiąt osiem tysięcy.

Szczekociny zapoczątkowały wysyp hal. Jeszcze w 2004 roku (grudzień) dokonano końcowego odbioru obiektu w Żarnowcu (pięć tysięcy mieszkańców).

W październiku 2006 roku (przed zbliżającymi się milowymi krokami wyborami samorządowymi) spektakularnie wmurowano kamień węgielny pod halę w stolicy powiatu (przy obchodzącym siedemdziesięciolecie liceum ogólnokształcącym), a rok później nie mniej spektakularnie (bo za chwilę miały się odbyć przyspieszone wybory parlamentarne) ją otwarto.


Spektakularny kamień węgielny.

Od powiatu nie gorsze postanowiły być gminy. Wspaniałe hale wyrosły przy gimnazjach w Ogrodzieńcu (niespełna dziesięć tysięcy mieszkańców) i Włodowicach (około sześć tysięcy mieszkańców).

Wszystkie dysponują pełnowymiarowymi boiskami do piłki ręcznej, w poprzek których mogą równocześnie funkcjonować trzy place do innych gier zespołowych (oddzielone elektrycznie opuszczanymi kurtynami).

Kładąc podłogi, starano się nadążać za aktualnymi trendami olimpijskimi (w Szczekocinach zastosowano, ułożoną na podwójnym legarowaniu krzyżowym nawierzchnię z drewna kauczukowego typu HAVEA, w Żarnowcu wielowarstwową podłogę typu BERLIN). Nie zapominano o zabezpieczeniu wygodnych miejsc dla widzów.

Entliczek-pentliczek przybędzie Piechniczek

Inwestycje przebiegają właściwym dla siebie rytmem. Najpierw decyzja radnych, potem supłanie forsy na rozruch (poprzez zaciąganie kredytów), wreszcie kombinowanie, jak zdobyć brakującą resztę pieniążków.

W trakcie budowy skrupulatne kontrole ze strony starostwa, systematyczne rozlicznie się przed rajcami z postępów robót.

To ten szary, mozolny etap działań podporządkowanych otwarciu.

Znakomicie, gdy zbiega się ono z jakąś kampanią wyborczą. Służbą zdrowia i drogami, elektoratu lepiej nie drażnić, za to wystrzałowa hala sportowa stanowi niepodważalny dorobek gospodarzy terenu.

Wiadomo, że wielu będzie go sobie przypisywać. Kwieciście przemówią walczący o reelekcję parlamentarzyści i samorządowcy, wyjdzie na to, że każdy z nich jest tym prawdziwym ojcem sukcesu.


I miej halę w opiece.

Fotoreporterzy uchwycą moment zbiorowego przecinania wstęgi, ksiądz proboszcz budowlę pobłogosławi, młodzież program artystyczny pokaże. Wyjątkowo długie powitalne brawa zbierze przedstawiciel sejmiku województwa (poprzedniej kadencji), legendarny Antoni Piechniczek.

Potiomkinowskie makiety?

Być może istota fenomenu hal tkwi w tym, że wielu samorządowców to dyrektorzy szkół i nauczyciele, zwłaszcza nauczyciele wychowania fizycznego. To głównie oni tworzą lobby sprzyjające sportowym inwestycjom, ich marzeniem jest posiadanie obiektów na miarę czasu. Jeśli taki gdzieś blisko wyrośnie, rodzi pytanie: – A dlaczego nie u nas?

Były wicemarszałek województwa, też wuefmen, wydatnie wspierał zamiary, których realizacja zadaje kłam opiniom o ubóstwie oświaty.

Problem w tym, że ona rzeczywiście jest uboga. Ze szkołami o świetnych warunkach uprawiania kultury fizycznej sąsiadują te, w których tradycyjne sale gimnastyczne zagrażają bezpieczeństwu uczniów, bo na wypaczonych klepkach można stracić zęby. W tych szkołach przeciekają dachy, ze ścian płatami odpada farba, wiatr śwista okiennymi szparami.

Według jednego z urzędników, mniej więcej osiemdziesiąt pięć procent subwencji oświatowej pochłaniają wynagrodzenia nauczycieli, jakieś dziesięć trzeba przeznaczyć na ogrzewanie placówek, z pozostałej reszty trudno coś sensownego wyrzeźbić.


Szary etap inwestycji.

Podczas przerw w nauce wiele szkół ogarnia letarg. Nie ma po prostu pieniędzy na opłacenie nauczycieli prowadzących dodatkowe sportowe zajęcia. Czas letnich wakacji czy zimowych ferii, okresy, w których hale powinny pękać w szwach od tłoczącej się młodzieży, jest dla nich zwyczajnie stracony.

Ale nawet bez nich samo utrzymanie hali nie jest konsumpcją bułki z masłem. Energia, sprzątaczki, przytrafiające się drobne naprawy – wszystko to czyni halę deficytowym przedsięwzięciem.

***

W 1787 roku caryca Katarzyna II wyruszyła z Sankt Petersburga na inspekcję Krymu. Jej przewodnikiem był Książę Taurydzki Grigorij Aleksandrowicz Potiomkin. Trzeba przyznać, iż doskonale zadbał o dobre samopoczucie władczyni.

Podróż zaplanował i zorganizował w najdrobniejszych szczegółach. Na wyznaczonej przez Potiomkina trasie carycę entuzjastycznie witali chłopi, radośni i żwawi, jak młodzież witająca znakomitych gości przybyłych na otwarcie sportowej hali.

Wizytowane ziemie wydały się imperatorowej szczęśliwe, dostatnie i urodzajne, jak urodzajne jest halowe budownictwo.

Nie wiedziała łatwowierna Katarzyna II, że wszystkie te wspaniałe wioski, kolorowe, czyste i wygodne gospodarskie zabudowania to tylko makiety, z inicjatywy Księcia, nad Dnieprem postawione.

Czyżby sportowe hale miały okazać się takimi potiomkinowskimi makietami?

 

 

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!