Unplugged

repository_UNPLUGGED_Bez-strazakow-byloby-gorzejmiDI
Kataklizm nastąpił dziewiątego stycznia. Wcześniej sporo śniegu napadało, potem przyszła krótka odwilż, a potem mrozik chwycił. Z zasp górki lodowe powstały, grubą, szklistą otuliną pokryły się gałęzie i napowietrzne druty. W wioskach z dnia na dzień Syberia zapanowała. Ta z końca XIX wieku, gdzie wódz rewolucji październikowej przy świetle naftowej lampy Czernyszewskiego czytał.
Pogodzie daleko do syberyjskiej, zaledwie kilka stopni poniżej zera, ale warunki socjalne jak w archangielskiej guberni. W województwie śląskim już tydzień bez sieciowej elektryczności kilkadziesiąt tysięcy chałup pozostaje. Najgorzej jest w powiecie częstochowskim, ale myszkowski i zawierciański niewiele mu ustępują.

Jak światła nie ma, to i z bieżącej wody korzystać nie można, bo hydrofory stoją. W niedzielę rozpacz ludzi ogarnęła. W lodówkach zaśmierdziało się żarcie, w chlewach, kurnikach i oborach jęk spragnionej gadziny omal ścian nie rozsadził. Bez telewizora w izbach strasznie się zrobiło. Dopiero w poniedziałek można było ruszyć na sklepy. Kto za późno z wyrka wstał, agregatu prądotwórczego aż pod Krakowem szukał. Edward w Miechowie znalazł. W pierwszym, nie najlepiej wróżącym dniu tygodnia sklepik oferował pięćdziesiąt życiodajnych urządzeń, w środę nie było już ani jednego. Zresztą, co tam taki domowy agregat. Półśrodek zwykły, nawet nie proteza, a drewniana kula dla beznogiego. Benzyny żre od cholery, do zapalenia żarówki na parę godzin i obejrzenia prognozy pogody wystarcza.

Edward agregat załatwiał dla rodziców. Jego teściowa też w tej wiosce mieszka. Ojca, czyli dziadka żony Edwarda, pod dachem hołubi. W niedzielę na jego osiemdziesiątych urodzinach byli, ale krótko siedzieli. Teściowa większego picia nie uznaje. Tylko butelkę domowego wina postawiła, a ludzi do dziadka trochę się zwaliło. Złożyli życzenia, spróbowali tortu i prysnęli do domów. Bez gorzały przy świecach długo się nie wysiedzi.

W Przybynowie (gmina Żarki, powiat myszkowski) Łukasz zajrzał na swoją działkę. Altana pogrążona w ciemnościach, a na sąsiednim podwórku gospodarze śnieg topią. Metalowa beczka na cegłach stoi, a pod nią płomyczek mizerny pełga. Gospodarze drwa pod spód rzucają, łopatami zamaszyście śnieg do beczki sypią. Będzie do pobieżnej ablucji i skromnej przepierki.

Bożena w Gieble (powiat zawierciański) też rękami pierze. Strojów nie prasuje, tylko wprost z wieszaka wdziewa. Dzieci w bladym świetle stearynowych ogarków nad zeszytami ślęczą. Syn skoki narciarskie chciał obejrzeć, to wpakowali go w samochód i do znajomych siedem kilometrów powieźli. Jak w sobotę światło rozbłysło, otucha w serca wstąpiła. Bożena za robienie ciasta się wzięła. Ledwo mąkę, jaja i niezbędne ingrediencje z szafki powyjmowała, znowu egipskie mroki domostwo ogarnęły.

Kolejny tydzień bez zmian

Ludzie myśleli, że do fin de siècle’u przenieśli się najwyżej na kilka dni, a tu i drugi tydzień poprawy nie zapowiada. Przeciwnie, mróz tężeje, opady nie ustają, w szczęśliwszych rejonach wolfram na krótko żarzyć się zaczyna, by ponownie ostygnąć. Gorzej mają ci, do których od dziewiątego stycznia prąd jeszcze nie popłynął. Jak tak dalej pójdzie, z epoki pary przeniosą się do kamienia łupanego, bo odrażający, brudni, źli coraz bardziej przypominać będą troglodytów.

Pilica z produkcji mleka słynie. W pozbawionych elektryczności sołectwach ciągnikami zaczęli krowy doić. Traktorowy silnik podciśnienie wytwarza, ale tak udojone mleko do skupu się nie nadaje i  trzeba je wylewać. Eugeniusz Kapuśniak, którego w Żarnowcu wójtem od dawien dawna wybierają, pleśń pośniegową uprawom wróży. Głównie żytu i pszenżytu ten tragiczny los przepowiada.


Co kilka dni obradują kryzysowe sztaby.

W starostwach sztaby kryzysowe co parę dni obradują. Przed wójtami i burmistrzami przedstawiciele Enionu, jak przed ludowym trybunałem stają. Enion energię tej części województwa dostarcza. Podobno dwoją się i troją, ale cóż z tego, skoro w jednym miejscu sieć załatają, a w innym szlag ją za chwilę trafi. W Niegowie, na ten przykład, przez noc dziesięć słupów legło.

„Sytuacja jest bardzo niestabilna i cały czas w miejsce naprawionych uszkodzeń pojawiają się nowe. Również prognozy na najbliższe dni są niekorzystne a liczba uszkodzeń nie maleje pomimo bardzo intensywnych działań służb energetycznych. W ciągu minionej doby udało się przywrócić zasilanie do części pozbawionych energii odbiorców. Wystąpiły jednak również nowe awarie. Według stanu na godz. 12, 17 stycznia wyłączone są na terenie działania Spółki w Oddziałach w Częstochowie, Będzinie i Krakowie łącznie 662 stacje SN/nn. Bez prądu jest ok. 45 000 odbiorców. Od rana sytuacja poprawiła się w Oddziale w Krakowie, gdzie przywrócono zasilanie ok. 3 000 odbiorcom, nie uległa zmianie w Oddziale w Częstochowie i wystąpiły nowe awarie w Oddziale w Będzinie na terenie Rejonu Trzebinia-Siersza. Trwa pełna mobilizacja służb energetycznych. Prace trwają całodobowo. Do usuwania ich skutków, zaangażowano wielokrotnie większe niż przy standardowych awariach zasoby ludzkie oraz ogromne środki rzeczowe i finansowe. Obecnie przy usuwaniu skutków awarii bezpośrednio na sieci pracuje przeszło 1 300 osób, wykorzystując do prac ponad 350 sztuk specjalistycznego sprzętu – podnośników, pojazdów terenowych, koparek, dźwigów, świdrostawiaczy i skuterów śnieżnych” – informuje w Internecie Enion. Te jego stacje średniego i niskiego napięcia, to prawdziwe stacje drogi krzyżowej.

Kłamliwe wiadomości

18 stycznia radio i telewizja podały, że najtrudniej jest w powiecie myszkowskim. Do żywego dotknęło to pierwszego wicewojewodę Stanisława Dąbrowę, bo z Zawierciańskiej Ziemi pochodzi. Jak po wyborach Tusk Pawlaka na koalicjanta przygarnął, Staszka Dąbrowę z ramienia PSL do województwa wzięli. Straszny z niego lokalny patriota i niemiło mu słuchać, że Myszków Zawiercie wyprzedza. Na spotkaniu sztabu kłamliwe wiadomości sprostował. Wszystko wzięło się ze statystyk myszkowskiego oddziału Enionu, który trzy zawierciańskie gminy obsługuje. Tym sposobem nasze wyłączenia (prądu) pracowały na konto sąsiadów. Wicewojewoda był surowy i pryncypialny. Podniesionym tonem pytał, kiedy konkretnie dotrze światło do Siadczy, Dobrakowa, Smolenia. Usłyszał, że nie wiadomo. By nie tracić oratorskiej inicjatywy, pochwalił strażaków.


Do miejsc awarii trzeba wyrąbywać ścieżki.

Rzeczywiście, bez chłopaków z komendy powiatowej PSP i druhów z OSP byłoby gorzej. Dzięki ich agregatom działają pompy na ujęciach wodnych, a Domowi Dziecka w Górze Włodowskiej przywrócono zasilanie. W kniejach i dąbrowach non stop wyrębują ścieżki do powalonych słupów. W państwowe lasy wchodzą na pewniaka, ale w prywatnych bywają problemy. Zdarza się, że właściciel staje okoniem, a poza tym, wytnie się u niego drzewko i potem posypią się procesy o odszkodowania.

Zaszadzeni

Wszystko przez te drzewa. Wyglądają malowniczo, ale szkód powodują od groma. Obciążone lodem konary łamią się jak zapałki i zrywają energetyczne linie. Gałąź spada na druty, druty ciągną słup, a on lecąc w dół wyrywa z ziemi kilka innych. Jak w ułożonych, jedna za drugą, kostkach domina.

Według fachowców z Enionu, mamy do czynienia z niespotykanymi od kilkudziesięciu lat zjawiskami pogodowymi. To utrzymujący się mróz i duża wilgotność powietrza. Dla wypiętrzonej Jury Krakowsko-Częstochowskiej charakterystyczne są częste mgły, a mgła już przy dwóch stopniach poniżej zera oznacza pojawienie się szadzi. Biały, zmrożony nalot przyrasta z godziny na godzinę, tworząc na przewodach wielotonowe nawisy. Najtrwalsza konstrukcja nie wytrzyma takich naprężeń.


Słupy i drzewa łamią się jak zapałki.

Zimową destrukcję z odcieniem złośliwej satysfakcji obserwuje pracownik Powiatowego Zarządu Dróg – Jak przy ulicach urzynaliśmy gałęzie, to zawsze był szum, że niszczymy naturę. Ci, co gardłują i piszą skargi mają teraz, czego chcieli – konstatuje z okrutnym błyskiem w oku.

Swoją drogą, na posiedzeniu sztabu dostało się Powiatowemu Zarządowi Dróg, oj dostało. W Łazach na jadący samochód runęło drzewo, rozbiło przednią szybę i wbiło się w tapicerkę siedzenia obok kierowcy. W Mitrędze szofer gimbusu zdecydował, że dalej taką trasą nie pojedzie. Dzieci przez las, a potem wzdłuż wojewódzkiej drogi zasuwały do szkoły. Wójt Włodowic jeszcze nie widział drogowców na swoim terenie.

Dyrektor PZD nie ma sobie nic do zarzucenia. Twierdzi, że jego ludzie robią co mogą. To oczywiste, że nie będą usuwać konarów w bezpośredniej bliskości słupów energetycznych (bo mógłby ich prąd popieścić), no a za drzewo zwalone na drogę graniczącą z lasami państwowymi odpowiedzialne jest przecież nadleśnictwo.

Trzymają za słowo

Gdyby Jacek Kurski nie poszedł w europosły, lecz wiernie w kraju braciom Kaczyńskim służył, rzekłby zapewne, że sytuacja w województwie śląskim ujawniła głęboki kryzys państwa. Pewnie to lekka przesada, jednak ostatnie dni pokazały, że za stulecia nie osiągniemy standardów dostatniej Skandynawii, a nawet współczesnej Syberii.


Zima na Jurze jest cudownie, ale tylko na obrazku.

Czy nie czas pomyśleć o faktycznym bezpieczeństwie energetycznym obywateli? Czy nie czas puścić kable w ziemi, zamiast przesyłać prąd za pośrednictwem padających słupów? Czy nie najwyższa pora poważnie potraktować ustawę o lasach i nałożony przez nią obowiązek opracowywania planów urządzania lasu (zwłaszcza zapis o uwzględnianiu w nich istniejącej infrastruktury technicznej)?

***

Powiat myszkowski zabiegał o wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, bo to wiąże się z rządową pomocą finansową. Wojewoda Zygmunt Łukaszczyk uznał, że nie ma takiej potrzeby, ale obiecał rekompensatę poniesionych przez samorządy wydatków. Władze gmin wierzą, że słowa dotrzyma, wszak koszty zimowego paraliżu nie są bagatelne.

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Najnowsze wydarzenia

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!