Ideą pikników jest pokazywanie różnych końskich ras. Podczas imprezy odbywającej się na wsi nie może zabraknąć ciężkich koni pociągowych. To właśnie one dominowały kiedyś na zagonach. Chodziły w pługu i bronach, ciągnęły drabiniaste wozy z sianem i słomą, a jak trzeba było to i na jarmark do miasta gospodarzy zawiozły.
Para łaciatych koników, zaprzężonych do pięknie odrestaurowanej bryczki to łakomy kąsek dla… nowożeńców. Podopieczni Wiśniewskiego w każdy weekend „obsługują” śluby w całym powiecie. Podczas pikniku końskiego w Białej to ten zaprzęg był najbardziej oklaskiwany przez licznie zgromadzoną publiczność.
Jeśli uczyć się powożenia, to tylko od doświadczonych woźniców. Dziadek najpierw pokaże „z czym to się je”, a potem odda lejce w ręce wnuka. Jazda wcale nie będzie prosta, bo prócz klaczy luzem przy zaprzęgu podąża źrebak.
Znawcy sztuki wzdychali z wrażenia, gdy spoglądali na tego ogiera. Wierzchowiec poruszał się dynamicznie ale i z nieopisaną gracją. Aplauz publiczności sięgnął zenitu, kiedy jeździec wraz ze swym podopiecznym zaserwowali wszystkim pokaz jazdy w stylu western. Patrząc na te popisy, można było myślami przenieść się na Dziki Zachód.
Gdzie ona, tam i on. Krok w krok podążał za nią. Najpierw stępa, potem kłusem, aż wreszcie galopem. Tylko dosiadający ich dżokeje, cały czas mieli marsowe miny. Czyżby końskie emocje nie robiły na nich wrażenia?
A to klacz czystej krwi arabskiej. Niezwykle urodziwa Ermina, wygrała w Białej konkurs piękności. Warto podkreślić, że jej właściciel (Romuald Chabinowski) jest zwolennikiem jazdy bez tzw. ogłowia. Jak widać na zdjęciu, swej klaczy nie wkłada niczego do pyska. Aby porozumieć się z koniem w takiej sytuacji istotny jest tzw. dosiad. (Więcej na ten temat piszemy w artykule „Na jurajskim Wzgórzu Koni” – także w Temacie Miesiąca).
Tutaj dla odmiany wierzchowiec w pełnej uprzęży – wraz z ogłowiem. Charakterystycznym ruchem ręki jeździec pozdrawia komisję sędziowską oraz publiczność.
Ta klacz wygląda bardzo niepozornie. Nie ma w niej nic z ogiera, podrygującego w stylu western, ani nic ze szlachetnej siwej klaczy z arabskim rodowodem. Jest jednak coś, co bardzo wysoko stawia ją w końskiej hierarchii – to klacz, wykorzystywana do hipoterapii. Na co dzień „pracuje” z dziećmi upośledzonymi ruchowo.
Nie ma jak poskubać sobie boiskowej murawy. Kucyki z filuternie przystrzyżonym, a gdzie niegdzie pofarbowanym włosiem zdają się być jakby poza gorączkową rywalizacją o miano najbardziej urodziwego wierzchowca.
Zaprzęg złożony z takiej siły pociągowej spisywał się znakomicie. Kucyki dawały sobie radę tak samo doskonale, jak ich roślejsi pobratymcy.
No i wyszło szydło z worka. Właścicielom „kucykowej brygady” nie o zaszczytne tytuły chodziło… Spragniona bliskości z koniem publiczność była w stanie słono zapłacić za kilka chwil w siodle. Wszak każdy chłopiec kiedyś chciał być kowbojem…
fot. autor