Do pracy gości nie zapędzam

repository_wbielakmidi

Rozmowa z Waldemarem Bielakiem, prezesem Mazowiecko-Podlaskiego Stowarzyszenia Agroturystycznego

Przemysław Chrzanowski: Ostro się pan męczy w swoim gospodarstwie?

Waldemar Bielak, prezes Mazowiecko-Podlaskiego Stowarzyszenia Agroturystycznego
– Bardzo! Idea stworzenia takiego gospodarstwa zrodziła się siedem lat temu. Wtedy to przymierzałem się do kupna posiadłości na wsi. Wybór padł na miejscowość o dość zabawnej nazwie Ostromęczyn, położoną na wschodzie województwa mazowieckiego. Dziś staramy się tłumaczyć, że owa nazwa bierze się stąd, iż ostro się męczymy, by turystom było fajnie. Ale zanim ich do siebie zaprosiliśmy, przez ładnych kilka lat rzeczywiście intensywnie pracowaliśmy nad stworzeniem odpowiednich warunków. W naszych poczynaniach bardzo pomogło przystąpienie do Mazowiecko-Podlaskiego Stowarzyszenia Agroturystycznego. Dziś jestem jego prezesem. Mogę się pochwalić, że jesteśmy najprężniej działającym stowarzyszeniem agroturystycznym na Mazowszu.

Kiedy sprowadził się pan do Ostromęczyna, podobno przez dwa lata nie zdążył pan poznać sąsiadów. Tak bardzo był pan zapracowany, że nie starczało czasu na kontakty międzyludzkie?

– Kupiłem dom w fatalnym stanie, do remontu było dosłownie wszystko. Poza tym położenie tego obiektu pozostawiało wiele do życzenia, zza gęstych zarośli wcale nie było go widać. Musieliśmy zatem najpierw swoją energię skupić na ucywilizowaniu tego miejsca. Postawiliśmy między innymi na kwiaty, wygospodarowaliśmy dla nich teren o wielkości 10 arów. To taka przeciwwaga dla wszelkiej maści iglaków, którymi masowo obsadzamy nasze posesje. Goście, którzy do nas przybywają, mogą do woli korzystać z kwietnego ogrodu. Z reguły wyjeżdżają od nas z sadzonkami, rozsadami, bukietami…

Czy mieszczuch może sobie u pana wydoić krowę?

– Krowę nie, ale kozę owszem. Mleko kozie szczególnie smakuje dzieciom. Jak wszyscy wiemy, jest bardzo zdrowe i pożywne. Nasz agroturystyczny inwentarz stanowią ponadto trzy kucyki. Latem zaprzęgamy je do bryczki, a zimą do sań. Nie wyobrażam sobie wczasów na wsi bez zwierząt, dlatego ciągle myślę o poszerzeniu menażerii.

Święty spokój, bliskość natury, kontakt ze zwierzętami – czy to wystarczy, by klient był zadowolony? Czy nie trzeba czasem mieć asa w rękawie?

– Asem w rękawie może być na przykład jakaś atrakcja turystyczna, o której szanowny turysta nie miał dotąd pojęcia. W naszym przypadku jest to XII-wieczne grodzisko o bardzo ciekawej i nie do końca wyjaśnionej historii. Można tu znaleźć wiele ciekawych pozostałości po naszych przodkach, którzy bronili się tutaj przed najazdami Jaćwingów. W najbliższym czasie chcielibyśmy zacząć odtwarzać ten kawałek historii. Myślimy o rekonstrukcji ówczesnych wydarzeń, co w znaczny sposób uatrakcyjniłoby turystycznie naszą okolicę.

Kto do pana przyjeżdża?

– Najwięcej gości przybywa ze stolicy, mają do nas stosunkowo niedaleko – zaledwie 130 kilometrów. Przyjeżdżają także turyści z nieco dalszych zakątków: z Włoch, Francji, Niemiec. Bez względu na narodowość, wszyscy szukają wypoczynku na łonie natury. Nie przeszkadza im kapryśna pogoda, potrafią się zrelaksować nawet wtedy, gdy pada deszcz i kiedy gryzą komary.

„Zapędza” pan swoich gości do pracy w gospodarstwie?

– Słyszałem, że to modny trend. Ze swej strony staramy się niczego nie narzucać naszym gościom, nie namawiamy, nie prosimy. Zazwyczaj jest tak, że sami chcą się zaangażować na przykład w żniwa. Cóż nam wówczas pozostaje, staramy się pozytywnie reagować na propozycje gości. W zeszłym roku bardzo pomogli mi w sianokosach. Tłumaczyłem im, że są na wakacjach i że taka praca z pewnością będzie dla nich zbyt ciężka. Tymczasem przegrabianie, kopienie i zwózka siana okazały się dla nich ciekawym doświadczeniem. Potraktowali to jako rozrywkę, a nie przykre, wyczerpujące zajęcie.

Decydując się na prowadzenie gospodarstwa agroturystycznego, trzeba poniekąd zrzec się własnej prywatności. Czy to nie jest tak, że niejako zaprasza się ludzi do własnego życia?

– No właśnie. Na samym początku koniecznie należy zadać sobie to pytanie: czy nasza psychika, nasza mentalność nadają się do przyjmowania gości. Wbrew pozorom jest to bardzo trudna praca. Trzeba się uśmiechać nawet wtedy, kiedy nie jest nam do śmiechu. Mamy przecież mnóstwo problemów, czasem nastręczają ich sami letnicy. Wówczas nie możemy generować złych emocji, musimy starać się rozładowywać napięcie Z drugiej strony nie wolno pozwolić na to, by rozbrykany wczasowicz wchodził nam na głowę. Są pewne niepisane granice, których nie należy przekraczać.

Gospodarstwo, które prowadzi pan z żoną, powstało w oparciu o własne pomysły? A może wzorował się pan na kimś?

– Sporo jeżdżę po Polsce i przyglądam się funkcjonującym już gospodarstwom. Interesuje mnie standard oferowanych usług, sposób zagospodarowani terenu itd. Różnie z tym jest, muszę przyznać, że są jeszcze takie miejsca, w których sam osobiście nie chciałbym przebywać jako gość. Jeśli chodzi o moje gospodarstwo, to jednak w zdecydowanej większość powstało ono w oparciu o własne koncepcje. To wszystko stale ewoluuje, bo cały czas staramy się ulepszać, poszerzać naszą ofertę. Dziś trudno uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno byliśmy kompletnymi laikami w tej materii. O prowadzeniu gospodarstwa agroturystycznego mieliśmy naprawdę mgliste pojecie. Bodźcem do działania był program Sapard, z którego skorzystałem na samym początku. Napisałem wniosek, dostałem dotację, więc trzeba było coś z tym zrobić. Szybko się zorientowałem, że to co na papierze, to nie to samo, co w rzeczywistości. Po drodze pojawiły się pewne błędy, które potem trzeba było z mozołem naprawiać. Dziś wiem jednak, że się opłaciło, agroturystyka to sens naszego życia.

Lepiej działać w pojedynkę, czy jednak w stowarzyszeniu?

– W tego rodzaju działalności bardzo ważna jest promocja. Gdybym sam chciał się reklamować poprzez rozmaite wydawnictwa, foldery, reklamówki, serwisy internetowe, targi turystyczne, musiałbym wydać fortunę. Nie byłbym w stanie zawalczyć o pieniądze na promocję. Stowarzyszenie ma większą siłę przebicia, moje gospodarstwo jest reklamowane w dwóch poważnych serwisach: www.nawsi.pl oraz www.nocleginamazowszu.pl. Pierwszy z nich jest oficjalnym portalem naszego stowarzyszenia.

A dlaczego uważa pan, że wasze stowarzyszenie agroturystyczne jest najbardziej prężną organizacją tego rodzaju na Mazowszu?

– Stale współpracujemy z wieloma instytucjami, szczególnie mam tu na myśli Mazowiecki Ośrodek Doradztwa Rolniczego czy choćby Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego. Udaje nam się wspólnie wiele zdziałać. Wiem, że jesteśmy coraz bardziej rozpoznawalną firmą. Firmą, w której nasi partnerzy nie obawiają się lokować pieniądze. Tylko w tym roku Mazowiecko-Podlaskie Stowarzyszenie Agroturystyczne otrzymało od Urzędu Marszałkowskiego trzy pokaźne dotacje.

Można wyżyć z agroturystyki?

– Dotacje, o których przed chwilą powiedziałem, przeznaczane są tylko na działalność i rozwój stowarzyszenia. Zyski dla siebie wypracowujemy z własnych gospodarstw. Czy można z nich wyżyć? Można, ale pod warunkiem, że stale inwestuje się w ich rozwój. Trzeba to robić z głową.

***

Dwa słowa o okolicy

Powiat łosicki jest najbardziej wysuniętym na wschód obszarem województwa mazowieckiego. Jest to teren o bogatej i niezwykle ciekawej przeszłości, gdzie spotkać można unikatowe zabytki, urokliwe obszary dzikiej przyrody. Jego największą atrakcją jest dolina rzeki Bug. To jedna z najpiękniejszych, nizinnych rzek Polski, która zachowała swój naturalny, pierwotny charakter.

Atrakcję turystyczną stanowią zabytki architektury: stare kościoły, dwory i pałace, zabytkowe kapliczki rozsiane wśród łąk, pól i osad. Najcenniejszym z licznych zabytków jest utrzymany w duchu barokowym XVI wieczny Kościół w Górkach.

Na cmentarzu w Ruskowie (gm. Platerów) wznosi się wczesnobarokowa świątynia z lat 1646-62 oraz ciekawa, wzniesiona w formie walca dzwonnica z XVII w. Zgaszoną czerwienią ścian przyciągają wzrok monumentalne strzeliste bryły neogotyckich kościołów w Łosicach i Ruskowie.

Z początków XIX w. pochodzi kościół w Sarnakach, okazale prezentujący się na nie wielkim wzniesieniu przy wjeździe do osady. Obrazu architektury sakralnej dopełniają: neogotycki kościół w Huszlewie zbudowany w latach 1859-67, czy cerkwie w Makarówce i Mszannie, obecnie kościoły rzymskokatolickie.

Podlaskie pejzaże to także ukryte w zieleni parków dwory i pałace. Ich niezaprzeczalny urok tkwi w harmonijnym wpisaniu się w otaczającą przyrodę Dwory w Klimczycach, Zabużu, Mężeninie usytuowane zostały w pobliżu Bugu, rzeka stanowi ich tło i naturalną oprawę. Warto też obejrzeć klasycystyczny dwór w Huszlewie, murowany dwór w Sarnakach z 1830 roku, pałace w Ruskowie czy Hruszniewie.

Szczególnie atrakcyjne obszary to nadbużańskie gminy Platerów i Sarnaki. Gmina Sarnaki położona jest na terenie Parku Krajobrazowego „Podlaski Przełom Bugu”. Na obszarze parku istnieje rezerwat przyrody „Zabuże” oraz porośnięte lasem uroczysko „Trojan”. Szlak turystyczny od Serpelic w dół Bugu do Kózek to jeden z najpiękniejszych na Podlasiu. Można pokonywać go pieszo, rowerem, bądź w okresie letnim kajakami lub tratwami.

W gminie Platerów funkcję miejscowości wypoczynkowej pełni wieś Mężenin oraz Ostromęczyn z XV w. grodziskiem.

Nieopodal, po drugiej stronie rzeki znajduje się pięknie położony i bogaty w zabytki Drohiczyn – dawna stolica województwa podlaskiego (na podstawie www.nawsi.pl).

***

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!