Tata i dziecko na wsi

repository_tata_DSC06193midi

Dziecko mieszkające na wsi, gdzie nie ma przedszkola, nie ma zbyt wielu atrakcji, ani okazji do kontaktu z rówieśnikami. Dlatego też, gdy tylko pojawiły się Kluby Przedszkolaka, znalazło się wieku chętnych do udziału w zajęciach. Projekt zakładał angażowanie rodziców w życie grupy przedszkolnej poprzez dyżur podczas zajęć. Problemem było to, kto ma na nie chodzić, gdy mama pracuje?

 

 

Tymczasowym rozwiązaniem były babcie, ale nie było chętnych ojców. Gdy urządzaliśmy się w klubie, było wiele prac typowo męskich takich jak montowanie karniszy, rolet czy haczyków na obrazki i tu z pomocą pośpieszyli tatusiowie, którzy sprawnie się z tym uwinęli. Dzieci były bardzo dumne, że ich tata robił coś w Klubie Przedszkolaka, ale gdy tylko urządziliśmy się na dobre, zwinęli swój sprzęt i ograniczyli się do sporadycznego przyprowadzania i odbierania swoich pociech. Dało się wyczuć w nich jakiś lęk. Poruszyłam ten temat na spotkaniu z rodzicami, a właściwie z mamami, gdyż tylko mamy w nim uczestniczyły. Dowiedziałam się, że cały obowiązek wychowywania spoczywa wyłącznie na nich. Postanowiliśmy wspólnie, że trzeba więcej angażować ojców w sprawy ich dzieci – w domu i w klubie.

Zorganizowałam spotkanie z ojcami. Zaproszenia zrobiły i dostarczyły im ich pociechy. W spotkaniu uczestniczyła i wspólnie prowadziła psycholog, która tak przygotowała to nasze spotkanie, aby tatusiowie poczuli się dowartościowani i potrzebni. Sama forma spotkania (w kręgu, przy kawie i mówiąc sobie po imieniu) była dla nich zaskoczeniem, gdyż, jak później przyznali, spodziewali się tradycyjnej „wywiadówki”. Po tym spotkaniu mamy poczuły się lekko zaniepokojone, ponieważ ich mężowie wrócili zamyśleni i dopytywali się o dyżury w klubie. W trakcie spotkania wyjaśniłam ojcom, jaka jest rola dyżuru, i myślę, że to nieco rozwiało ich obawy.

Na dyżur przychodzili regularnie dwaj tatusiowie, którzy ustalili ze swoimi żonami, że będą dyżurować z nimi na zmianę. Chwaliłam ich wielokrotnie za taka decyzję, stawiałam za przykład innym tatusiom. Rozpierała ich duma, wchodzili do klubu odważnie, z podniesioną głową. Dało się odczuć, że są u siebie, są tu gospodarzami, bo przecież klub jest drugim domem ich dzieci. Dosłownie czuło się, jak znikają stereotypy, w których zostali wychowani. W społeczności wiejskiej ojcom jest im o wiele trudniej, gdyż żyje się pod dużą presją sąsiadów, dalszej rodziny czy znajomych.

Przedszkolaki bardzo lubiły, gdy któryś tata był na dyżurze. Każdy chciał, aby tata bawił się właśnie z nim – z jednymi budował drogę i bawił się samochodami, z innymi grał w grę planszową. Dowodem na popularność taty była „reklamacja” od syna:„ Jak mój tata był na dyżurze, to nawet kawy nie wypił, ani nie wychodził na papierosa, tylko bawił się z dziećmi i ręce go bolały, bo dzieci chciały go rozerwać, tak chciały się z nim bawić!”

Dyżury ojców w Klubie Przedszkolaka dają korzyści na wielu płaszczyznach. Na pierwszym dyżurze poprosiłam córkę, aby „zaopiekowała się” tatą, powiedziała, co gdzie się znajduje. Natychmiast dołączyły inne dzieci, które oprowadziły tatę po swoim klubie i wyjaśniły, jakie obowiązki ma rodzic dyżurujący. Podniosło to rolę dziecka, a właściwie odwróciły się role, bo tata naprawdę dał się oprowadzić, wysłuchał dzieci i zastosował się do ich wskazówek. Pamiętam zdarzenie, gdy tata nie umiał poradzić sobie z obsługą mopa do mycia podłogi. Dzieci początkowo rozbawiły trudy dyżurującego ojca, jednak już po chwili były chętne, żeby mu pomóc. Innym razem namówiły tatę do udziału w grze „Kot w worku”, gdzie trzeba było z zamkniętymi oczami odgadywać wylosowany kształt. Dzieci radziły sobie dobrze, gorzej było z tatą. Odgadywał, ale nie zbyt dobrze, bo np., gdy wylosował kapelusz, to obracając go mówił, że to UFO. Śmiechu było, co nie miara, a dzieci wprost triumfowały nad „dużym”. Skwitowaliśmy to tym, że dorosły wcale nie znaczy mądrzejszy… Dzieciom bardzo się spodobało, że dorośli mogą przyznać się, że czegoś nie umieją.

Drugi tata pokazał przedszkolakom, jakie budowle mogą powstać z klocków magnetycznych. Dzieci przez długi czas wspominały, że to tata im pokazał i że chcą zbudować podobne konstrukcje. Tata robił też za eksperta, opowiadając, w co bawił się jako dziecko. Znalazł nawet w piwnicy swoje stare książki i zabawki i podarował nam do klubu. Zabawki są tu do dzisiaj, a dzieci traktują je szczególnie, bo o to prosił tata.

Dzieci, widząc któregoś z dyżurujących ojców, dopytywały się, kiedy znowu będą się z nimi bawić na dyżurze. Zdarzały się sytuacje, gdy tata, przyprowadzając swoje dziecko do klubu, był zapraszany przez inne dzieci do zabawy i korzystał z tego zaproszenia, co jest dowodem obopólnej sympatii.

Niezmiernie ważne jest to, że dzieci tych ojców były bardzo dumne, że tylko ich tatusiowie przychodzą na dyżury, że bawią się z dziećmi, biorą udział w zajęciach i dobrze znają się ze wszystkimi dziećmi. Wspólnie spędzony czas zaowocował pomysłem na wycieczkę dzieci na wystawę dinozaurów, gdzie opiekunami będą tylko ojcowie. Spisali się na medal, pomagali dzieciom w ubieraniu się, zajęli się nimi jak należy, za co dostali masę słów uznania, zarówno ze strony mojej jako nauczycielki jak i ze strony zadowolonych dzieci. Mamy też nie szczędziły słów pochwały, chociaż przed wycieczką trochę niedowierzały, że sobie poradzą.

Jestem przekonana, że pobyt ojców razem z dziećmi w Klubie Przedszkolaka dał im szansę do wspólnych przeżyć, które ich do siebie bardzo zbliżyły. Mają teraz wiele wspólnych tematów, wspomnień z przeżytych zdarzeń i na sama myśl o nich robi się cieplej na sercu.


zdjęcia: Wojciech Chmiel

 

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!